Jego książęca mość – Łysiec
KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA
Wcale nie najwyższy, nawet nie najbardziej stromy, niezbyt imponujący, a przecież tak bardzo magiczny i wzruszający jak to tylko możliwe…
Snująca się od stuleci aura tajemniczości, mistyczny klimat, rąbek ziemi utrudzonej historią – oto on… Łysiec, zagubiony wśród królewskich polskich szczytów, świętokrzyski książę, który odbiera należny mu hołd. Wciąż pozostaje pytaniem, na które przewodnicy świętokrzyscy szukają odpowiedzi, domysłem, nieuchwytną frazą, półsłówkiem zapowiadającym niezwykłą opowieść.
Ten drugi co do wielkości szczyt Gór Świętokrzyskich, mierzący 595 metrów nad poziomem morza, to ciągnące się niezalesione partie stoków z rumowiskami skalnymi zwanymi gołoborzami. I tu…już pierwsze pytanie wycieczce nasunąć się może, komu zechcemy głos oddać. Nauce czy baśni? A zatem…
Pamiętajmy, że Łysa Góra szczególnie mocno utrwaliła się w miejscowym folklorze jako miejsce kultu. Od zawsze, skalne rumowiska musiały więc mieć swoje korzenie w czasach chrześcijaństwu odległych. Być może mamy tu do czynienia z historią Pysznej Pani, która pokonawszy w bitwie samego Aleksandra Wielkiego, kazała obwołać się Dianą i przyjmowała cześć należną Bogu. On sam zaś miał ją ukarać, zsyłając na potężny zamek piorun, który obrócił go w… leżące do dziś na górskich zboczach gołoborze.
Być może to jednak późniejsza historia, już z czasów istniejącego tu klasztoru, opowiadająca o wściekłych czarownicach, które dotąd marudziły Lucyferowi, aż ten w końcu posłał świętokrzyskie czarty, by kościół i klasztor zmiotły z powierzchni ziemi. Dwa razy diabły podejmować się miały zadania, dwa razy plan zbombardowania klasztoru ogromnymi głazami miały, na nic się to jednak zdało. Raz przeszkodził im brak sił, ogromny głaz upuściły na Górę Klonówkę, do dziś go zresztą tam można zobaczyć, drugim zaś razem czartom przeszkodził klasztorny kogut, który piał dopóty, dopóki jeden z braciszków w dzwony nie zaczął bić. Przerażone, sądząc, że świt je zastał, głazy upuściły i nigdy już tu nie wróciły.
A kamienie owe ogromne do dziś w postaci gołoborza przetrwać miały.
Jaka jest prawda? Zależy, kogo szanowny turysta zapyta, przewodnicy świętokrzyscy potrafią również wiedzą naukową się wykazać i z przyjemnością opowiedzą o wietrzeniu mrozowym i wędrówkach lądolodu.
Największą tajemnicę stanowi wał, który jeszcze dziś nie odkrył do końca sekretów zaklętych w kamieniu. Czy jest pozostałością muru otaczającego dawną przestrzeń sakralną, czy częścią pogańskiego sanktuarium, czy może to jedynie fragment obronnej budowli… Warto skorzystać z wycieczki w magiczne Góry Świętokrzyskie, by pozwolić popłynąć przewodnickiej opowieści.
Pobenedyktyńskie pozostałości malowniczo położone
Opactwo to ma ogromne znaczenie dla naszej kultury materialnej i niematerialnej i zaliczane jest do najważniejszych zespołów monastycznych w Polsce. Przez stulecia było ośrodkiem pielgrzymkowym, a relikwie Drzewa Krzyża Świętego wciąż są adresatem wielu modlitewnych westchnień.
Data założenia opactwa nie jest do końca znana, tradycja benedyktyńska fundację przypisuje Bolesławowi Chrobremu w 1006 roku, a sam jej fakt ujęty został w klamry baśni o Emeryku, który urzeczony niezwykłością Gór Świętokrzyskich miał podarować relikwie Krzyża Świętego i poprosić o wybudowanie tu właśnie kościoła. Legenda mówi, że zadość prośbie uczyniono, kościół i klasztor postawiono, uposażono i osadzono tu braciszków benedyktynów.
Jak się to ma do faktów historycznych i skąd w innych podaniach bierze się Dąbrówka i pierwsza świątynka? Albo hipoteza dająca pod rozwagę możliwość podarowania relikwii przez Władysława Łokietka? Miało się to stać w początkach XIV wieku, kiedy umacniał on swoją władzę w Małopolsce. Podarowanie świętych cząstek miało być podziękowaniem za popieranie dążenia Łokietka do władzy. Z tymi pytaniami zostawię Was drodzy Czytelnicy, z nadzieją, że będziecie wyczekiwać tekstów – obiecuję kiedyś temat rozwinąć.
Widomym świadkiem wspaniałej historii są okazałe zabudowania klasztoru i kościoła. Wszystko tworzy system zamknięcia, nawiązując do łacińskiego clastrum oznaczającego odosobnienie.
Stojący tu bez mała od ponad tysiąca lat kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy przybierał na przełomie wieków rozmaite kształty, w obecnym trwa tu od XVIII wieku i jest dziełem Józefa Karsznickiego. Zanim jednak o samej świątyni, warto zwrócić uwagę na późnogotyckie krużganki klasztorne o sklepieniach zdobionych unikalnym zespołem heraldycznej rzeźby. Ten zamknięty ciąg galerii to główna arteria klasztornego i turystycznego życia, to sceneria wszystkich wydarzeń, tędy szły procesje świąteczne, tędy spacerowano i to tu, pod posadzkami krużganków, chowano współbraci w bezimiennych drewnianych trumnach. Braciszkowie godzili się na deptanie ich szczątków, a dusza zażywać miała niebiańskich rozkoszy. Klasztorne krużganki są najlepiej zachowanym fragmentem średniowiecznego benedyktyńskiego klasztoru, nie sposób nie zauważyć fragmentu pierwotnego wewnętrznego muru kościoła romańskiego z XII wieku. Tuż obok owego lica mieści się barokowy pomnik wykonany z czarnego marmuru, poświęcony zakonnikom benedyktyńskim pochowanym pod posadzką krużganków.
Z krużganków prowadzi również wejście do dzisiejszej zakrystii, ale niegdyś to właśnie tam, pochylony nad zwojami mnich przy drżącym płomyku świecy zostawiał po sobie ślad w postaci wyblakłych już słów… Do dziś duch Macieja z Pyzdr snuje się, szepcząc fragmenty statutów wiślickich tudzież piotrkowskich. Warto pamiętać, że pomieszczenie dawnego skryptorium pełniło onegdaj funkcję przechowywania relikwii… jeszcze tu, przed krzyżem na kolana padał biskup Piotr Gembicki.
Dla odmiany dzisiejsza kaplica relikwii Drzewa Krzyża Świętego znajduje się w miejscu dawnego kapitularza. To dawne pomieszczenie zebrań konwentu było dla opactwa bardzo ważnym miejscem, tu podejmowano decyzje, dokonywano wyboru opatów, bywało, że tu ich grzebano. Koniec kapitularza następuje w wieku XVII, kiedy to z fundacji Mikołaja Oleśnickiego zostaje przekształcony w kaplicę grobową jego rodu. A kiedy już przekroczymy jej próg, koniecznie należy wzrok wznieść ku niebiosom, a raczej ku kopule, bo tam najstarsze malowidła się znajdują. Wśród licznych mężczyzn dwie niewiasty odznaczają się wyraźnie,
o tym, kim są, opowiedzą przewodnicy świętokrzyscy, którym nie będę odbierać tejże przyjemności. Dech zapierają pokryte freskami ściany, autorstwa Rejchana, z historią Świętego Krzyża, którego relikwie właśnie tutaj się znajdują. Wpisane w złoty futerał o kształcie słońca, na skrzyżowaniu ramion prześwity, a w nich drewno sosny jerozolimskiej, tej, na której zawisło ciało Chrystusa – od wieków czczone i adorowane.
Do 2007 roku w kryptach kaplicy śnił swój sen o minionej chwale Jarema Wiśniowiecki – człowiek stworzony do wojny, a nie perory. Dziś można go odwiedzić w kryptach znajdujących się na południowej elewacji kościoła.
Obrazu urody i unikatu dopełnia sama świątynia pod wezwaniem Świętej Trójcy, kościół o późnobarokowych fasadach i klasycystycznym wnętrzu z obrazami ołtarzowymi z około 1790 roku autorstwa Franciszka Smuglewicza. Świadkami naszej modlitwy i zwiedzania będą zatem m.in święta Scholastyka, umierający Benedykt, Emeryk w czerwonych pantoflach czy święta Helena identyfikująca relikwie Krzyża Świętego.
Najpewniej po roku 1366 wystawiono parterowe budynki klasztorne, a w latach 90. XIV wieku, staraniem Władysława Jagiełły, ten świętokrzyski klejnot upiększono ruską polichromią. Niestety, w latach 1777 i 1779 opactwo trawiły pożary, wkrótce też stary kościół rozebrano, niszcząc bezpowrotnie to, czego nie zdołał zniszczyć ogień.
Trudne były losy świętokrzyskiego opactwa, skasowanego w 1819 roku, w kolejnych dekadach części klasztoru pełniły funkcję domu pokutnego dla duchownych i carskiego więzienia. Warunki, jakie tu panowały, przyniosły mu wątpliwą sławę najcięższego więzienia na terenie zaboru rosyjskiego. Sanktuarium, które przez wieki żyło wiarą narodu, na kilkadziesiąt lat zamieniło się w miejsce katorgi… Można się tylko domyślać, ile krzyków utraty wiary słyszały te mury.
Ogromną szkodą było zniszczenie wielu bezcennych fresków, poza tym jako więzienie opactwo zmieniło swoją architekturę. Otoczono je murem, zabezpieczono sześcioma wieżami i oddano pod oko strażników. Trzy ciężkie bramy, a na ostatniej z nich napis „Idź z Bogiem i nie wracaj”, 37 pomieszczeń różnej wielkości mieszczących od dwudziestu do sześćdziesięciu osób, izolatki tak ciasne, że ciężko było nawet oddychać….
W 1914 roku wojska austriackie poważnie uszkodziły zabudowania klasztorne, wysadzając m.in. dzwonnicę. Te kilka lat, poświęcone później na odbudowę, przerywa rok 1919, kiedy to w murach klasztornych kolejny raz pojawiają się więźniowie. Różni, bo miejsce swoje tu znalazł przywódca ukraińskich nacjonalistów Stefan Bandera i Sergiusz Piasecki – malownicza postać szpiega, przemytnika obdarzonego talentem literackim, który przeżycia z więzienia na Łyścu opisał w „Kochanku Wielkiej Niedźwiedzicy.”
Był mróz (…) Najcięższe więzienie w Polsce. Szary mur ziemistych twarzy ział butwiejącymi namiętnościami… Słowa Melchiora Wańkowicza doskonale obrazują to, co zgotowano w miejscu krzewienia wiary.
Lata 1941–1942 to hitlerowski obóz zagłady, ginie tu wtedy 5,5 tysiąca radzieckich więźniów, z głodu wielu dopuszcza się aktów kanibalizmu. Niezwykły klimat, cisza i morze nostalgii – to wszystko czeka na turystów na polanie Bielnik, gdzie granitowe płyty kryją pamięć i prochy ofiar okrucieństwa.
Dziś na Księciu Gór Świętokrzyskich znów królują Relikwie Drzewa Krzyża Świętego, od likwidacji więzienia minęły lata, ale duch tych tragicznych wydarzeń wciąż żywy jest w Sali Pamięci, udostępnionej turystom. Wnikliwe ucho usłyszy prośbę o westchnienie „wieczny odpoczynek” za wszystkich, którzy tutaj właśnie kończyli swoje życie.
Po oficjalnym skasowaniu więzienia rozpoczęto prace budowlano-konserwatorskie, na początku lat 70. XX wieku utworzono Muzeum Przyrodnicze ŚPN, a w 2014 roku oddano odrestaurowaną wieżę kościelną. W 2017 roku rezerwat archeologiczny z wałami kultowymi i opactwem pobenedyktyńskim uznany został za pomnik historii.
Pątników tu nie brakuje, wycieczek turystycznych i łowców legend również. Zjawiają się tu także ci, którym w duszy „stary puchacz na gałęzi ni to śpiewa, ni to rzęzi”, bo znak to podobno, że „krasięta niebożęta zamiatają bór na święta”. Muszę Wam powiedzieć na ucho, że warto skusić się na wycieczkę w okolicy Zielonych Świątek, bo gdy opactwo zasypia, tradycji staje się zadość, swawolne i wesołe obrzędy Stada mają miejsce, dodam, że wielce dla chrześcijan gorszące…
Aneta Marciniak
Zdjecia Jakub Hałun, Wikipedia