Alfabet Krajoznawcy
P jak Parasolnik
Gorzowski grobowiec megalityczny
Jeśli któregokolwiek z gorzowian zapytamy, jaki zabytek architektury w ich mieście jest najstarszy, odpowie bez wahania: katedra. Przyjmując, że grobowce też są architekturą, nie jest to prawdą. Mamy bowiem w Gorzowie grobowiec z epoki kultury amfor kulistych, liczący sobie blisko 4500 lat. Nietrudno go odszukać, bo stoi zrekonstruowany w parku Muzeum Lubuskiego przy ulicy Warszawskiej. Tworzą go łupane płyty kamienne, których ciężar dochodzi nawet do trzech ton. Na nich wspierały się pierwotnie dębowe bale przysypane ziemią. Wewnątrz grobowca pochowano szczątki 17 ludzi, najprawdopodobniej pochodzących z jednego rodu. Zmarłych wyposażono na drogę w zaświaty w siekierki, dłuta kamienne, toporki, ozdoby bursztynowe, kły odyńca i niewielki pucharek – być może wypełniony alkoholem. Dziwne, że wśród przedmiotów, które odkryto wewnątrz, brakowało charakterystycznych dla tego okresu garnków z symbolami Dobra i Słońca, czyli swastyki. Kiedy 90 lat temu archeolog i historyk niemiecki Fritz Buchholz odkrył megalit w Lasku Złotego Potoku, czyli dzisiejszym Parku Czechówek, była to nie lada sensacja. Zrekonstruowany zabytek pierwotnie postawiono koło dzisiejszej restauracji „Agata”, gdzie stał do 1960 roku. Wtedy to, w związku z budową postoju taksówek, przeniesiono go do parku krajobrazowego obok willi landsberskiego przemysłowca Gustawa Schroedera – obecnie siedziby Muzeum Lubuskiego.
Tekst i zdjęcia: Zbigniew Rudziński
Alfabet krajoznawcy
A jak archeologia w służbie polityki. Nie od dziś wiadomo, że w polityce archeologia obecna była od zawsze. Dobrym tego przykładem jest Santok. Kiedy to przez przypadek odkryto tu pozostałości średniowiecznego grodu, natychmiast podjęto badania archeologiczne (w latach 1932–1935), by osiągnąć cele polityczne i przy okazji rozszerzyć wiedzę historyczną w zakresie nieprzeczącym oficjalnej nauce. Tak, bez zbędnej kokieterii, ujmował to Wilfrid Bade, kierownik referatu zagranicznego Ministerstwa Oświecenia Publicznego i Propagandy Rzeszy: (…) słyszeć chcemy o tym, jak żyli nasi członkowie, a odsłonięcie germańskich grodów warownych Zantocha ważniejsze jest dla nas niż znaleziska w Azji lub Chinach.
To, czy są to informacje prawdziwe, nie ma w polityce żadnego znaczenia, bo przecież słyszeć chcemy (…). Wykluczenie Chin z kontynentu azjatyckiego daje też pojęcie o poziomie wiedzy samych ówczesnych decydentów politycznych. By należycie zaprezentować wyniki ówczesnych wykopalisk, wybudowano wieżę widokową („germańską strażnicę”), gdzie zaprezentowano znaleziska. Po zakończeniu II wojny światowej polskim archeologom, prowadzącym tu badania, również dano jasno do zrozumienia, że Santok jest odwiecznie polski, słowiański i nadrzędnym zadaniem jest to udowodnić ponad wszelką wątpliwość. Istnienie Pomorzan, pierwotnych budowniczych, zeszło na dalszy plan, a fakt podejmowanych przez nich przez 300 lat prób odzyskania utraconych ziem traktowano jako niezawinioną agresję na ziemie polskie. Nie zadano sobie wtedy pytania, co robili wojowie Mieszka I pod Cedynią 80 km od Szczecina i 100 km od Santoka w głębi ziem pomorskich?