Dlaczego zamków i kościołów razem? Bo są obok, albo całkiem blisko siebie, więc warto przy okazji zobaczyć i jedne, i drugie. Zresztą kościoły te i tak są głównie z krzyżackich czasów. Zamki będą duże i mniejsze, dobrze zachowane i w ruinie, a kościoły to nie tylko znane katedry i bazyliki, ale również takie, które niespodziewanie odkrywaliśmy po drodze (bywało że były skromne, ale interesujące). My – czyli znowu towarzysząca mi ekipa przyjaciół z Głowna – Jacek Perzyński, Krzysztof Laszkiewicz i jego kilkudniowa zaledwie żona. Trasę ułożył Jacek, ale przypadki ją modyfikowały. Relację z tej wyprawy postanowiłam podzielić nie według komturii czy powiatów, ale według takich obszarów, które można zwiedzić w jeden dzień, choć oczywiście dłużej pozostać nie zabraniam. Opisuję nie wszystkie zamki, a tylko te, które znalazły się na naszej warmińsko-mazurskiej i chełmińskiej trasie.
Nidzica – z wizytą u wójta i prokuratora
Krzyżacy zbudowali około 120 zamków, w tym 90 na terenie dzisiejszej Polski. Dzieliły się one na komturskie, wójtowskie, prokuratorskie i komornicze. Nidzica była zrazu siedzibą wójta, a potem prokuratora, czyli wysokiego urzędnika, który zajmował się sądownictwem oraz administracją. No i obroną, bowiem zamek stał na południowych rubieżach państwa krzyżackiego i miał je strzec przed Mazowszem, Litwą i Polską. Przed zamieszkującymi pierwotnie te tereny Prusami zapewne też, choć od XIII wieku byli oni nawracani i pacyfikowani. Pojechaliśmy najpierw tam, bo to najbliżej stolicy.
Nidzicki zamek nie należy do najstarszych. Został zbudowany już w czasach krzyżackiej glorii, w ostatnim trzydziestoleciu wieku XIV. Wzniesiono go – to sytuacja w krzyżackiej architekturze wyjątkowa – na wzgórzu położonym w zakolu bagnistej, a więc bezpiecznej, rzeki Nidy, toteż trzeba było zabezpieczyć fundamenty od wilgoci. Przewodnik zamkowy pokazał nam jak to się działo: sporządzano spore, gliniane kołki w formie stożka i układano je na sobie warstwami, szerszą częścią do góry, izolując w ten sposób dolną powierzchnię budowli. Weszliśmy na zamek od strony wschodniej, czyli bramnej, oflankowanej po bokach dwiema imponującymi wieżami, mającymi znaczenie obronne, mieszkalne, a na samym dole – penitencjarne, bowiem znajdowało się tam więzienie. Naprzeciw, od zachodu, zobaczyliśmy najważniejszy w każdej warowni dom główny. Na parterze były pomieszczenia gospodarcze, kuchnia, spiżarnia i browar, a na piętrze – sale reprezentacyjne i kaplica oraz komnata prokuratora. Najwyższe piętro pełniło funkcje obronne i magazynowe, w piwnicach zaś, jakby na czwartej kondygnacji, także gromadzono co było trzeba. Pomiędzy domem głównym i częścią bramną – dwa węższe skrzydła. W środku – piękny dziedziniec w kształcie prostokąta, podobnie jak całe założenie.
Zamek przechodził rozmaite dzieje. W drodze pod Grunwald zdobył go Władysław Jagiełło. Poszło mu całkiem łatwo, bo obrońcy szybko się poddali, jednakże cztery lata później warownia została odbita przez Krzyżaków. Tak było kilka razy, bez większych uszczerbków dla budowli, którą dopiero nadwyrężyli Szwedzi czy Tatarzy, a najbardziej – stacjonujące tu wojska Napoleona. Zniszczony zamek odrestaurowano około 1830 roku, przeznaczając go, zgodnie z dawną tradycją, na sąd i więzienie. I wojna światowa niewiele mu zaszkodziła, jednak druga dopadła dotkliwie, zwłaszcza część bramną. Obiekt został odrestaurowany w latach 60., a potem 90. XX wieku. Mieści się w nim dziś muzeum regionalne, Nidzicki Ośrodek Kultury, biblioteka, galeria sztuki, a nawet hotel i restauracja.
Zamek nie stanowił jedynego punktu naszej wizyty w Nidzicy, która najlepiej prezentuje się z jego wieży. To ładne miasto, ze zgrabnym rynkiem i neoklasycystycznym ratuszem, po którego zachodniej stronie wynurza się gotycko-renesansowa wieża kościoła św. Wojciecha. Świątynię katolicy przejęli w 1948 roku od coraz mniej licznych ewangelików w zamian za odstąpiony mały kościółek pod zamkiem. Zmienili jej wezwanie na Niepokalanego Poczęcia NMP. Przeszłość ma ta świątynia taką jak zamek, czyli rozmaitą. Z pierwotnego gotyku zostało niewiele, a wnętrze – powiem szczerze – niezbyt jest ciekawe. Więc pojechaliśmy dalej przez Grunwald, Olsztynek i Ostródę do Olsztyna.
Na polach Grunwaldu
Uznałam, że skoro piszę o zamkach krzyżackich, a więc i dziejach polsko-krzyżackich, to wizyta na polach bitwy pod Grunwaldem, odkładana przez lata, jest nieodzowna. I myślę, że był to jakby akt patriotyczno-symboliczny, taki jakim dla polskich katolików jest pielgrzymka na Jasną Górę. Trochę przesadzam, jednak nie żałuję, że wreszcie tam dotarłam. Z polskiej strony była tzw. armia sprzymierzona, bo oprócz wojsk Korony znajdowały się w niej oddziały litewskie, rusińskie, tatarskie oraz 3 tys. Czechów, których rodacy służyli, też za pieniądze, drugiej stronie. Sprzymierzeni, pod wodzą króla Władysława Jagiełły, liczyli ponoć około 43 tys. wojowników, a Krzyżacy, z wielkim mistrzem Ulrichem von Jungingen na czele – 38 tys. Ciekawe, że wśród Krzyżaków było tylko 250 rycerzy, z czego poległo aż 203. Zdążając na pole bitwy, wojska polskie pod Czerwińskiem przeprawiły się przez Wisłę specjalnie zbudowanym mostem pontonowym. Most ten był na owe czasy wielkim wyczynem technicznym, takim – śmiem porównać – jak wybudowanie przez Ernesta Malinowskiego Centralnej Kolei Transandyjskiej w końcu XIX wieku.
Nie będę opisywała samej bitwy, która była największą w ówczesnej Europie. Trwała ledwie sześć godzin i skończyła się przed zachodem słońca. W ciągu tak krótkiego czasu zadecydował się być może los kraju, a na pewno umocniła się międzynarodowa pozycja Jagiellonów. Szkoda, że nie doszło wówczas do zdobycia Malborka. Inne zamki poddawały się na ogół bez obrony, a potem przechodziły to na jedną, to na drugą stronę. Teraz pod Grunwaldem zapanował spokój, o wielkiej bitwie przypominają: od święta, czyli w jej rocznice, inscenizacja polsko-krzyżackich zmagań, a na co dzień – pomnik, odsłonięty w 1960 roku. Za jego autorów uważa się Jerzego Bandurę i Witolda Cęckiewicza, ale wspomagał ich duży zespół rzeźbiarzy, architektów i inżynierów. Najważniejsze są trzy elementy dzieła: granitowy obelisk z twarzami opancerzonych rycerzy przywodzący na myśl pogańskiego Światowida, 11 postawionych blisko siebie masztów symbolizujących biorące udział w bitwie chorągwie oraz amfiteatr z widokiem na kamienną mapę rozmieszczenia wojsk. Z drugiej strony amfiteatru znajduje się muzeum z fryzem mozaikowym autorstwa Marii Letkiewicz przedstawiającym różne sceny bitwy. To na zewnątrz, a w środku – zbroje, broń i dokumenty.
Muzeum Bitwy pod Grunwaldem
W 2022 roku został oddany do użytku nowy budynek Muzeum Bitwy pod Grunwaldem w Stębarku. Dysponuje on około 1300 m kw. powierzchni wystawienniczej. Zwiedzający mogą zapoznać się z wystawą stałą pt. „Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim w latach 1409–1411”. Wystawa ta jest połączeniem nowoczesnych multimedialnych technologii z tradycyjnie wyeksponowanymi muzealiami.
Zamek i skansen w Olsztynku
Zamek, który powstał w okresie rozkwitu państwa krzyżackiego, a więc w drugiej połowie XIV wieku, to dzisiaj elegancko przebudowana z dawnych ruin szkoła. Stoi w centrum miasta, naprzeciw ratusza. Fundamenty te same, z narzutowych głazów, ale wątek cegieł już nie. Okna przerobione z gotyckich na prawie werandowe. Całość zgrabna, ale jakby makieta. Jest efektowny, doceniam zadbanie, jednak duchowych emocji zabrakło. Ma ponoć oryginalne piwnice ze sklepieniami krzyżowymi, ale ich nie widziałam. W Olsztynku zapraszam raczej do Muzeum Budownictwa Ludowego.
Początek tego etnograficznego pomysłu miał miejsce w Królewcu na początku XX wieku, ale tamtejszy park składał się głównie z kopii. Ponieważ się powiększał, to w 1937 roku postanowiono przenieść go do Olsztynka. Dobrze przetrwał wojnę, gorzej czas tuż powojenny, ale w latach 50. ubiegłego stulecia przystąpiono do reaktywowania skansenu. Więcej, dawne kopie zabytków wiejskich, świetnej zresztą jakości, zostały uzupełnione przez sprowadzone tu zabytki oryginalne – zagrody, chałupy, wiatraki, kościoły. Nawet szkołę wiejską, piwnicę ziemną, kurniki i wychodki można tu zobaczyć. Zapoznać się również łatwo i przyjemnie z regionalnym zielarstwem, pszczelarstwem, szewstwem i innymi zawodami. Jest tu ciekawie i ładnie. Dobre miejsce na wycieczkę z dziećmi. Niech się uczą.
Ostróda – miasto nad jeziorem
Ciąg dalszy wyprawy zawiódł nas nad Jezioro Drwęckie. To, co nad jeziorem, jest piękne, zaś dawne miasto Ostróda, położone nieco na wzgórzu, z historycznym Placem Wolności, wygląda albo tak sobie – poza kilkoma kamienicami – albo, jak na owym Placu – beznadziejnie. Wokół odbudowywanego właśnie w dawnym stylu ratusza, w miejsce zniszczonych po wojnie starych kamieniczek postawiono pudełkowe plomby. Miasto ma ogromny potencjał turystyczny: infrastruktura hotelowa nie najgorsza, a czasami wykwintna, do tego zabytki. Z gotyckiego kościoła zachowało się niewiele. Fara i ewangelicki – neogotyckie, ale na zamek trzeba wstąpić. Odbudowany wprawdzie prawie z niebytu, ale z szacunkiem dla przeszłości.
Najpierw był tu gród pruski, na którego fundamentach Krzyżacy zbudowali warownię ziemno-drewnianą, aby w XIV wieku przekształcić ją w zamek murowany. Budowa trwała od 1349 roku do końca XIV wieku. Jeszcze przed ukończeniem zniszczyły ją wojska Kiejstuta (1381), ale zamek nie tylko został odbudowany, bo to była siedziba komtura, ale i rozbudowany. Jak to zamki krzyżackie, miał kształt czworoboku z prostokątnym dziedzińcem w środku, zrazu z jednym domem mieszkalnym, któremu potem przybyły skrzydła. Wieży prawdopodobnie nie było, poza latrynową. W piwnicach i w podziemiu znajdowały się magazyny i pomieszczenia gospodarcze, na piętrze – kaplica i wnętrza reprezentacyjne, a wyżej – obronne. To właśnie w Ostródzie były złożone zwłoki Ulricha von Jungingen, które łaskawy król Władysław Jagiełło pozwolił następnie przewieźć z honorami do Malborka. Szwedzi zamku wyjątkowo nie zniszczyli. Pokonał go w 1788 roku pożar wywołany na skutek wybuchu beczek z prochem. Sam Bonaparte przebywał na ostródzkim zamku przez kilka dni w marcu 1807 roku. Zajmował pokój na pierwszym piętrze północnego skrzydła. Zamek spłonął ostatecznie w 1945 roku podczas ofensywy wojsk radzieckich. Odbudowano go prawie od podstaw dopiero w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Widać, że to rekonstrukcja i nikt tego nie ukrywa. Mieszczą się w nim muzeum, centrum kultury, galeria i biblioteka. A gdy zwiedzicie już zamek, proponuję spacer bulwarami nad jeziorem. Jest pięknie, zwłaszcza o zachodzie słońca.
Tekst Elżbieta Dzikowska
Sinolog, historyk sztuki, dziennikarka, podróżniczka, autorka relacji z podróży po Polsce i świecie.
Zdjęcia Archiwum Urzędu Marszałkowskiego Województwa Warmińsko-Mazurskiego