O kościele, który powstał w jedną noc
Mieszkańcy Ciśca od dawna pragnęli mieć własny kościół, bo do parafialnego w Milówce trzeba było chodzić 5–7 kilometrów. Starania nabrały tempa, gdy do Milówki trafił w 1971 roku młody ksiądz, Władysław Nowobilski. – Wysyłaliśmy wnioski do różnych urzędów w Krakowie i Żywcu, ciągle jednak otrzymywaliśmy odmowy, dlatego wymyśliliśmy, że stworzymy kaplicę w domu mieszkalnym – wspomina dzisiaj.
Wybór padł na starą piekarnię, niestety budynek nie nadawał się do przerobienia i komitet mieszkańców postanowił wybudować kaplicę od podstaw. Parcelę na ten cel oddali Maria i Władysław Śleziakowie. Wykonano plan budynku z dwoma mieszkaniami i taką dokumentację przesłano władzom, nie zdradzając przeznaczenia obiektu. Była wiosna 1972 roku, wylano już fundamenty i postawiono jedną ścianę. Niestety, ktoś doniósł bezpiece, co naprawdę planują w Ciścu. Urzędnicy zakazali dalszej budowy pod pretekstem jej niezgodności z projektem. Właściciela gruntu próbowano przekonać, aby odsprzedał teren wraz z rozpoczętą inwestycją. W końcu władze postawiły ultimatum: odsprzedaż albo rozbiórka.
– Opatrzność sprawiła, że w tym czasie spotkałem na rekolekcjach ks. Mariana Przewrockiego z diecezji przemyskiej – opowiada ks. Nowobilski. – Kilka miesięcy wcześniej bez zezwolenia władz w ciągu 24 godzin wybudował u siebie kaplicę na przygotowanych już wcześniej fundamentach. To samo postanowiliśmy zrobić u nas.
W tajemnicy zaczęto gromadzić materiały budowlane, jednak skala przygotowań była duża, więc i tym razem władza o wszystkim dowiedziała się z donosów. Urzędnicy z gminy grozili mieszkańcom Ciśca wysokimi grzywnami, jeżeli będą pomagać przy budowie świątyni. We wsi pojawiły się patrole milicji. Mimo takiej atmosfery nie zaniechano budowy, zmieniono tylko jej termin. Datę znało niewiele osób.
5 listopada 1972 roku ks. Władysław Nowobilski odprawił rano mszę świętą, a po jej zakończeniu od prowizorycznego ołtarza wezwał mieszkańców do pracy. I ludzie z entuzjazmem zabrali się do budowy. Zaskoczenie dla władzy było ogromne, koło południa pojawiła się milicja i bezpieka, nakazali przerwanie budowy. Na próżno. Nawet kiedy wyłączono we wsi prąd, mieszkańcy budowali dalej przy pochodniach i palących się oponach. Po 24 godzinach stanęły mury o 5,5-metrowej wysokości, a na nich zawisła gotowa więźba. Ludzie mówili, że to po prostu cud.
Władza kazała rozebrać kościół, ale ludzie w Ciścu postanowili go chronić i przez dwa lata każdej nocy pełnili warty. Były groźby, grzywny, kary sądowe. Władze zwracały się nawet do kurii, aby nakazała zamknąć kaplicę, ale tu mieszkańcy Ciśca mogli liczyć na wsparcie kardynała Karola Wojtyły. W roku 1973 odwiedzał kościół dwukrotnie, a 1977 roku dokonał uroczystej konsekracji ołtarza. Wreszcie w 1979 roku władze się poddały i doszło do legalizacji inwestycji.
Ks. prałat Władysław Nowobilski jest już na emeryturze, ale nadal bardzo mocno angażuje się w rozwój kościoła i zajmująco opowiada historię o cudzie, którego, jak twierdzi, doświadczył 50 lat temu wraz ze wszystkimi mieszkańcami Ciśca.
Tekst i zdjęcia Andrzej Kowol