Z artystką Anną Strumiłło rozmawiają Małgorzata Pawłowska i Zbigniew Fałtynowicz.
Mieszkasz na Suwalszczyźnie, w Maćkowej Rudzie, siedlisku, do którego Twoi rodzice sprowadzili się jesienią 1984 roku, zajmując stare zrujnowane gospodarstwo z ledwo stojącym domem oraz rozpadającą się stodołą. Z czasem przemieniło się ono w siedzibę o wyjątkowej urodzie, w którym nadal toczy się życie kulturalne i artystyczne. Prowadzenie w tym magicznym miejscu Galerii Strumiłło i opieka nad spuścizną artystyczną rodziny Strumiłłów jest Twoim głównym zajęciem. Starasz się jednak poświęcać uwagę i czas na własną twórczość. Jest ona bardzo oryginalna. Opowiedz o niej.
Dziedzinę, którą się zajmuję, można zaliczyć do szeroko rozumianego pojęcia tkaniny artystycznej. Tak jak do namalowania obrazu używa się farb, na rysunku ślad pozostawia ołówek czy piórko, to w moich pracach rośliny pełnią funkcję materiałów malarskich – wykorzystują barwniki i garbniki w nich zawarte. Technikę, którą się posługuję, można określić jako metodę barwienia przez bezpośredni kontakt rośliny z materiałem. Określa się ją powszechnie (choć niezbyt precyzyjnie) terminem eco printing (ecoprint). Tej nazwy po raz pierwszy użyła India Flint, australijska artystka o łotewsko-niemieckich korzeniach, która od prawie dwudziestu pięciu lat praktykuje i promuje ekologiczne techniki barwierskie. Twórczość Indii Flint jest dla mnie stałym źródłem inspiracji i wiedzy. Ten stosunkowo nieskomplikowany proces barwienia zyskuje coraz to szersze grono zwolenników, zarówno wśród artystów, jak i osób świadomie poszukujących przedmiotów tworzonych z poszanowaniem środowiska przyrodniczego. W uproszczeniu polega on na tym, że materiał pokryty roślinami jest ciasno zwijany lub składany, a potem umieszczony w kąpieli wodnej lub parowej. W tych warunkach barwniki przechodzą bezpośrednio na materiał dokładnie w tych miejscach, do których ściśle przylegają, co pozwala także na odbicie kształtu rośliny. Tak można opisać podstawowy proces, natomiast sposobów jego użycia jest bardzo dużo. Możliwe jest odwzorowanie roślin niczym graficznego rysunku botanicznego lub też osiągnięcie efektów malarskich. Każda z wielu obranych możliwości ma swoje uwarunkowania, ale jeden element jest wspólny – nie da się w stu procentach przewidzieć rezultatu końcowego. Zależy on od wielu zmiennych, często niemożliwych do precyzyjnego określenia. Dla przykładu, liść z tego samego drzewa da różne efekty wtedy, kiedy zerwany jest latem lub jesienią, zebrany z ziemi, rosnący na słonecznej lub zacienionej stronie korony, zerwany w dni upalne lub deszczowe. Wpływ ma także skład chemiczny wody używanej w procesie. Kiedyś przez przypadek podczas płukania pozostał w Czarnej Hańczy szal jedwabny z bladym odbiciem liści peonii. Wyłowiony po kilku dniach, podczas których był poddany działaniu wody o dużej zawartości żelaza, wybarwił się ukazując wspaniały rysunek rośliny. Po latach praktyki ta nieprzewidywalność rezultatów jest świadomie wkalkulowana, sprawia mi nadal niebywałą przyjemność, a proces zobrazowania efemerycznych cech natury nieustannie inspiruje. Sam proces barwienia (bez zastosowania szkodliwych związków chemicznych) nie wymaga dużej ilości wody, natomiast potem materiał musi być wielokrotnie płukany. Ten etap odbywa się w wodach Czarnej Hańczy. Wypłukiwane są jedynie rozgotowane rośliny, a zatem nie ma obaw co do zanieczyszczenie rzeki. Współpraca z Czarną Hańczą ma jednak swoje sezonowe ograniczenia w postaci temperatury wody. To właśnie sprawia, że praca jest możliwa głównie latem.
Jakie prace powstają w wyniku tych procesów?
Można je podzielić na trzy rodzaje: tkaniny artystyczne, szale jedwabne oraz upcyklingowa kolekcja ubrań. Większość tkanin artystycznych powstaje na bazie starych wełnianych koców oraz lnianych obrusów. Podczas barwienia używam głównie eukaliptusa. Inną formą, tym razem użytkową, są jedwabne szale. Najczęściej są one barwione roślinami rosnącymi na terenie naszego siedliska lub w bezpośredniej okolicy. Wykorzystywane są całe rośliny lub ich liście, kwiaty czy też korzenie. Rośliny, których najczęściej używam, to wiązówka błotna, orzech włoski, czarna olsza, nachyłek barwierski, dąb szypułkowy, wszelkie bodziszki, klon jaworowaty, dereń biały, perukowiec podolski, jabłoń, poziomka, peonia, dziurawiec zwyczajny, jeżyna, jaskółcze ziele, ostróżeczka polna, mak pospolity, róża ogrodowa, róża dzika i wiele innych. Jak z tego wynika, pierwszym etapem procesu twórczego jest spacer z koszykiem.
To także sposób na poznawanie natury…
Nie tylko. Barwiarstwo naturalne pozwala także na uchwycenie ulotnych aspektów życia, a zatem jest procesem nieomal alchemicznym. Pamięć czasu spędzonego w trakcie spaceru w magiczny sposób zostaje na zawsze w szalu zaklęta. Ta niezwykła właściwość sprawiła, że można wykorzystać, przykładowo, kwiaty z bukietów ślubnych dla stworzenia jedynej w swoim rodzaju pamiątki. W szufladzie mam niewielką chustkę, której barwy użyczyły liście perukowca podolskiego, rosnącego na grobli przed wjazdem do Stadniny Koni Janów Podlaski zebranych podczas wyjazdu z Ojcem na aukcję koni. Winnym szalu, który stale mi towarzyszy, jest zaklęty całodniowy spacer z moim synem po San Francisco. Szale jedwabne są stałą częścią ekspozycji wGalerii Strumiłło. Można je tam kupić, można też zamówić szal zawierający „własne wspomnienie”.
Twoja praca twórcza i jej efekty są z ducha ekologii.
Jak sięgnę pamięcią, zwyczaj noszenia ubrań z drugiej ręki był stałą praktyką, której hołdowała moja Mama, i którą ja sama od zawsze stosuję. Koncepcja stworzenia upcyklingowej kolekcji ubrań barwionych omawianą metodą była naturalnym następstwem przyzwyczajenia do wielokrotnego wykorzystywania odzieży. Wpisuje się to również w konieczność globalnego działania na rzecz zmniejszenia produkcji ubrań – albowiem branża odzieżowa to gałąź gospodarki, która jest jedną z najbardziej szkodliwych dla naszej planety. Całościowy proces powstawania ubioru gotowego do noszenia jest długi. To nie tylko samo barwienie, ale również przygotowanie materiału poprzez jego dokładne oczyszczenie z ewentualnych chemikaliów używanych w pralniach, ewentualne zaprawianie, wielokrotne płukanie i pranie by usunąć barwniki, które nie wniknęły w materiał podczas farbowania, prasowanie, przyszywanie guzików. Zdecydowana większość ubrań barwiona jest liśćmi eukaliptusa. Użycie tej rośliny gwarantuje wspaniałe i trwałe rezultaty. Nie bez znaczenia jest też to, że niektóre gatunki wybarwiają się na efektowne pomarańczowo-czerwone kolory. Eukaliptus pozyskuję jako odpady pozostałe po demontażu dekoracji, na przykład sal weselnych lub też na giełdach kwiatowych, gdzie kupuję stare, wysuszone i połamane rośliny. Tę metodę z powodzeniem można stosować także do barwienia papieru. Cały proces trwa krócej, nie jest specjalnie skomplikowany i przynosi ciekawe rezultaty. To właśnie barwienie papieru jest częstym tematem pokazów i warsztatów prowadzonych w Galerii Strumiłło.
Opowiedz o tych warsztatach więcej.
Prawdę mówiąc, po przeprowadzeniu kilku pierwszych spotkań warsztatowych zniechęciłam się do formuły, którą najchętniej chcieliby widzieć ich uczestnicy. Proponuję w miarę pełne poznanie procesu i jego wariacji, daję możliwość pracy nad małymi próbkami, dzielę się własnym doświadczeniem. Hołduję zasadzie, że proces, anie produkt (szal, sweterek, koszula) jest istotą warsztatu. Dlatego też prowadzę jedynie warsztaty, podczas których mam możliwość stałego kontaktu z każdym uczestnikiem, czyli absolutne maksimum to cztery osoby. Zajęcia trwają około dziewięciu godzin. Marzy mi się, by uczestnicy tych warsztatów nabytą wiedzę i umiejętności wykorzystywali potem w swojej dalszej pracy twórczej, poszerzając grono osób zajmujących się tą metodą barwierską. Przyczyniłoby się to do szerokiej popularyzacji tej wspaniałej techniki, do zaprezentowania zarówno wielorakich sposobów jej zastosowania, jak i pozytywnego wpływu na ochronę środowiska.
Co jest najbardziej niezwykłego w tej metodzie?
Magiczne jest odkrywanie możliwości, jakie ukryte są w często bardzo niepozornych roślinach, a które towarzyszą nam, rosnąc zarówno na łąkach, jak i na miejskich gruzowiskach. Ktoś, kto choć raz spróbował barwienia roślinami, już zawsze będzie inaczej patrzył na bukiet kwiatów czy nieznaną sobie roślinkę, zastanawiając się, jaką tajemnicę w sobie chowa.
W2(10)/2023 numerze „Turysty” Anna Strumiłło opowiadała o pielęgnowaniu dorobku twórczego jej rodziców – Andrzeja Strumiłły i jego żony Danuty oraz o galerii w Maćkowej Rudzie, miejscu kulturotwórczym i atrakcji turystycznej regionu.
Autorzy rozmowy:
Zbigniew Fałtynowicz
Redaktor, autor książek o związkach pisarzy z Suwalszczyzną (Zbigniewa Herberta, Czesława Miłosza) oraz antologii poezji. Starszy kustosz w Muzeum Okręgowym w Suwałkach.
Małgorzata Pawłowska Krajoznawca, redaktor, wydawca (m.in. kwartalnik „Jaćwież”, seria Biografie suwalskie, Suwalski słownik biograficzny).
Zdjęcia: Anna Strumiłło, Monika Filipiak-Bączyk, Olga Suszenok