Licho żyje wokół nas i z nami. Tropię je od prawie sześćdziesięciu lat, wędrując jego śladami po całym świecie, starając je poznać i opisać, ale ciągle potrafi mnie zaskoczyć i nieustannie stwierdzam, że dalej pozostaje pełne tajemnic.
Tropić licho jest i łatwo, i trudno. Łatwo, bo jest tak powszechne, że w większości miejsc, w których się znajdziemy, na pewno będzie licznie występowało wokół nas i bez problemu można je dostrzec. Trudno, ponieważ większość z nas nie wie jak wygląda, a nawet jeśli wie, to omija i przechodzi, nie zwracając najmniejszej uwagi. Również zdefiniowanie licha jest łatwe i trudne jednocześnie. Kiedyś miałem prelekcję dla uczniów i nauczycielka zapytała mnie, jak jest moja specjalizacja. Odruchowo odpowiedziałem, że jestem lichenologiem, a widząc niezrozumienie w jej oczach uściśliłem, że zawodowo zajmuję się lichem. Zaskoczenie minęło, kiedy wyjaśniłem, że dawna łacińska nazwa organizmów, które badam, brzmi Lichenes i że są to porosty.
Porosty są obecnie traktowane jako grupa grzybów, wyjątkowo swoistych, ponieważ w swoich ciałach (plechach) zawierają wiele innych organizmów. Grzyby porostowe kooperują z nimi, tworząc jeden organizm o wyjątkowych właściwościach. W Polsce znaleziono do tej pory prawie 1700 gatunków, podczas gdy na świecie opisano ich około dwudziestu tysięcy. Ile jest w rzeczywistości, tego nie wiemy. Co roku odkrywane są nowe i końca tego procesu nie widać.
Wędrówkę tropem licha najłatwiej rozpocząć w lesie. Wystarczy obejrzeć pień dowolnego drzewa, a na pewno będą na nim liczne plechy porostów. Kształty mają bardzo zróżnicowane – są w postaci płaskich, wrośniętych w korę skorupek lub białawego, szarego albo zielonkawego proszku rozsypanego na pniu. Plechy niektórych są w postaci drobnych łusek, listków lub małych krzaczków, a w miejscach o wyjątkowo czystym powietrzu można spotkać nawet takie o plechach nitkowatych. Niekiedy potrafią obrosnąć pień drzewa tak licznie, że prawie nie widać kory. Warto też spojrzeć na stary płot, aby zobaczyć liczne plechy, których rola może być zaskakująco istotna z naszego punktu widzenia; substancje znajdujące się w plechach są bowiem naturalnymi impregnatami o działaniu zabójczym dla innych grzybów i bakterii.
Porosty rosną również na glebie. W miejscach, w których nie mają silnych konkurentów w postaci roślin, potrafią występować gromadnie, zajmując duże powierzchnie. W Polsce są to zwykle suche bory sosnowe zwane chrobotkowymi od dominujących w ich runie porostów z rodzaju chrobotek. Ale w tundrze lub w tajdze dywany porostów pokrywają niekiedy setki kilometrów kwadratowych, będąc głównym składnikiem tych ekosystemów i służąc za pożywienie dla wielu zwierząt.
Porosty nie omijają także podłoży, które wydają się niemożliwe do opanowania. Skały i kamienie są zwykle porośnięte plechami porostów, zwłaszcza w górach, gdzie często nie ma nawet fragmentu wolnego od nich, a poszczególne gatunki konkurują ze sobą o przestrzeń, zwalczając się fizycznie i chemicznie. Na niżu też ich nie zabraknie – wystarczy pójść na jakiekolwiek głazowisko i podziwiać porostowe mozaiki na praktycznie każdym kamieniu. Porosty są obecne na murach, ścianach budynków, dachach czy betonowych słupach. Znajdowano je także na metalu, szkle, plastiku i bawełnianych ubraniach, a nawet na skorupach żywych żółwi. Jedną z najbardziej interesujących moich obserwacji byli pasażerowie na gapę – sześć gatunków, które rosły na jeżdżącym samochodzie, na jego blachach i uszczelkach, nie mówiąc o pięknym i bogatym zbiorowisku porostów na starym, porzuconym siewniku.
Tak powszechne kolonizowanie rozmaitych podłoży i siedlisk jest możliwe dzięki jednej z wielu szczególnych właściwości porostów, czyli wytwarzaniu swoistych związków chemicznych, z których setki jest produkowanych wyłącznie przez porosty. Substancje te pełnią bardzo istotną rolę w codziennym życiu tych organizmów. Dzięki nim strzępki grzybów porostowych potrafią rozpuszczać m.in. skały, metale, szkło oraz plastiki i wrastać w nie czasem nawet na głębokość kilkunastu milimetrów. One sprawiają, że barwa niektórych plech jest jaskrawa, co zwabia owady rozsiewające zarodniki porostu. Niektóre z tych związków chemicznych są silnie toksyczne i dzięki temu porosty bronią się przed zjedzeniem. Przykładem jest złotlinka jaskrawa zawierająca śmiertelnie trujący dla ssaków kwas wulpinowy. Porost ten był wykorzystywany przez plemiona żyjące na dalekiej północy do zatruwania mięsa i polowania na zwierzęta futerkowe.
Bardzo dużo substancji wytwarzanych przez plechy ma właściwości bakterio-, grzybo – i wirusobójcze, co pozwala porostom zwalczać konkurentów. Antybiotyczne właściwości porostów są wykorzystywane przez ludzi od stuleci; obecnie również powszechne są np. syropy i tabletki z zawartością wyciągów z płucnicy islandzkiej. Niektóre gatunki były i są pożywieniem dla zwierząt i ludzi – biblijna manna to nic innego jak porost o nazwie czajenka jadalna.
Porosty mają dla nas jeszcze jeden istotny walor – są biowskaźnikami zanieczyszczeń powietrza. Na terenach gdzie rosną one w dużych ilościach, a szczególnie tam, gdzie występują gatunki o plechach krzaczkowatych i nitkowatych, powietrze jest czyste. Niestety, takich miejsc jest już mało w kraju, ale wędrówka po lasach północno-wschodniej czy południowo-wschodniej Polski to zdecydowanie spacer po zdrowie. Gorzej jest w miastach, których porosty zwykle unikają, przynajmniej te rosnące na korze drzew, bo naskalne opanowują mury, ściany i słupy wykorzystując zawarty w nich węglan wapnia jako bufor wielu związków toksycznych.
Tekst i zdjęcia Wiesław Fałtynowicz
Botanik, zajmuje się głównie porostami, ale też roślinami. Autor kilkunastu książek oraz artykułów naukowych i popularnonaukowych, a ponadto felietonów, wierszy i scenariuszy filmowych.