Kategoria: – Polecamy –

Konstrukcje szachulcowe – kunszt drewnianej architektury

Prekursorami współcześnie stosowanych konstrukcji szkieletowych – stalowych i żelbetowych  – były konstrukcje drewniane. W budowlach tego typu eksponowano na zewnątrz układ rygli, słupów, zastrzałów, co nadawało elewacjom charakterystyczny wygląd, wzbogacający pejzaże wiejskie i zabudowy miejskie. Budowle tego rodzaju określane są różnie: szachulcem lub konstrukcją szachulcową, murem pruskim, fachówką, drewnianą konstrukcją szkieletową, konstrukcją słupowo-ramową. Ściany składają…
Read more

Będzie się działo…

Na Warmii i Mazurach zaplanowano mnóstwo wydarzeń związanych z postacią słynnego astronoma. Wiele z nich będzie przybliżało jego życie i dzieło, ale są też takie, które mają na celu wpisanie tej postaci w różne dziedziny współczesności. Pośród bogactwa wydarzeń i atrakcji coś ciekawego dla siebie znajdą turyści w każdym wieku. Nie zabraknie rajdów turystycznych, wystaw,…
Read more

Nowe atrakcje na fromborskich wzgórzach

Miłośnicy podróży i krajoznawstwa z pewnością nie raz odwiedzili Frombork i podziwiali jego zabytki. Byli w katedrze, na Wieży Radziejowskiego, w Muzeum Kopernika i kilku innych interesujących miejscach. Warto jednak przyjechać ponownie do warmińskiego miasteczka, w którym Mikołaj Kopernik spędził wiele lat, i sprawdzić, co nowego udostępniono turystom w ostatnim czasie. Od czasu gdy Ignacy…
Read more

„Dobra 2023” w 160. rocznicę powstania styczniowego

25 lutego 2023 roku odbył się już po raz 61. Rajd Szlakiem Powstania Styczniowego 1863 roku „Dobra 2023”. Rajd zorganizowany został przez Komisję Krajoznawczą i Ochrony Przyrody PTTK Oddziału Łódzkiego im. J. Czeraszkiewicza we współpracy z Łódzkim Klubem Turystów Kolarzy im. H. Gintera, Parkiem Krajobrazowym Wzniesień Łódzkich oraz Ochotniczą Strażą Pożarną w Dobrej. W tym roku do pomocy w organizacji rajdu włączyły się: Gmina i Miasto Stryków, Oddział Instytutu Pamięci Narodowej w Łodzi, Ośrodek Szkolenia Zawodowego w Dobieszkowie oraz 25 Brygady Kawalerii Powietrznej, 9 Łódzka Brygada Obrony Terytorialnej i Wojskowe Centrum Rekrutacji z Łodzi. Patronat honorowy nad rajdem objęły Muzeum Historii Polski i Muzeum Niepodległości w Warszawie oraz Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, a patronat medialny – portal historyczny dzieje.pl.

Jest to najstarszy rajd historyczny PTTK na ziemi łódzkiej i najstarszy o tematyce powstania styczniowego PTTK w Polsce. Nieprzerwanie organizowany jest corocznie od 1963 roku, odbywał się także w stanie wojennym w latach 80. XX wieku czy współcześnie w czasie epidemii.

Rajd zorganizowany został na dwóch trasach: pieszej, mającej dwa warianty, krótszą i dłuższą oraz rowerowej. Trasa piesza rozpoczęła się w Dobieszkowie przy parku podworskim z XIX wieku, gdzie 25 września 1863 roku na grobli rzeki Moszczenica w rejonie młyna wodnego odbyła się potyczka powstania styczniowego oddziału kawalerii mjr Władysława Orłowskiego i Michała Zielińskiego z rosyjską piechotą. Następnie uczestnicy rajdu powędrowali przez rezerwat przyrody „Struga Dobieszkowska” zielonym szlakiem po Parku Krajobrazowym Wzniesień Łódzkich w kierunku miasta Sosnowiec-Pieńki do pomnika Gloria Victis. Tam uczczona została pamięć kosynierki powstania styczniowego Marii Piotrowiczowej, która zginęła w tym miejscu 24 lutego 1863 roku w trakcie bitwy pod Dobrą. Po zapaleniu „Światła Pamięci” grupa udała się na cmentarz parafialny św. Jana Chrzciciela i św. Doroty w Dobrej. Na kwaterze wojennej powstańców styczniowych przy asyście Sztandaru PTTK Oddziału Łódzkiego im. J. Czeraszkiewicza nastąpiło uroczyste oddanie hołdu bohaterom powstania i bitwy pod Dobrą oraz Dobieszkowem, po czym zapalono znicze i złożono kwiaty pod ich pomnikiem.

Kolejnym punktem rajdu było obejrzenie wystawy plenerowej Archiwum Państwowego w Łodzi pt. „Gloria Victis, Powstanie Styczniowe na ziemi łódzkiej” w Szkole Podstawowej im. 24 lutego 1863 roku.

Uczestnicy rajdu zobaczyli też prezentację wyposażenia i uzbrojenia żołnierzy 25 Brygady Kawalerii Powietrznej i 9 Łódzkiej Brygady Obrony Terytorialnej, a także punkt informacyjno-rekrutacyjny Wojskowego Centrum Rekrutacji z Łodzi, po czym nastąpiło rozwiązanie konkursu o powstaniu styczniowym zakończone wręczeniem nagród.

Następnie trasa piesza rozdzieliła się, jedni krótszą drogą poszli w kierunku Imielnika, drudzy – razem z przewodnikami z Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich – udali się w dalszą wędrówkę w stronę Lasu Łagiewnickiego. Najpierw grupa podziwiała park podworski w Klęku, gdzie rosną okazałe pomniki przyrody, po czym udała się w kierunku Kamiennej Góry. Dalej, poprzez Babią Górę i Trakt Napoleoński, uczestnicy dotarli do kapliczek Św. Rocha i Św. Antoniego, gdzie zakończono dłuższą trasę pieszą rajdu.

W tym roku w rajdzie na wszystkich trasach uczestniczyło ponad 120 osób, a dodatkowo w Dobrej wystawę o powstaniu styczniowym oraz prezentację statyczną żołnierzy obejrzały dzieci i młodzieży ze szkół powiatu zgierskiego.

Zapraszamy wszystkich turystów za rok, na kolejną edycję rajdu.

Marcin Reczycki
Zdjęcia Adam Biczysko

Litwa i Łotwa – raj dla piechurów i rowerzystów

  • Panorama jez. Platelių w Parku Narodowym Żemaitijos
  • Wysoki poziom wody w rzece Dubysa sprawił niespodzianki na szlaku pieszym
  • W delcie Niemna spaliśmy w klimatycznym gospodarstwie agroturystycznym
  • Urocze miejsce noclegowe nad jez.Platelių
  • Sabile. Na wzgórzach widać winnice położone najbardziej na północ w Europie
  • Sabile. Dawna synagoga pełni dziś funkcję centrum informacji turystycznej.
  • Rejs deltą Niemna jest interesującym uzupełnieniem wędrówki pieszej
  • Oznakowanie szlaków często jest takie jak w Polsce.
  • Oznakowanie szlaków często jest podobne do polskiego
  • Na międzynarodowym szlaku pieszym wzdłuż Bałtyku
  • Most na szlaku nad Dubisą robi wrażenie
  • Infrastruktura turystyczna na nadmorskim szlaku zaskoczyła nas bardzo pozytywnie

Jeżeli ktoś szuka interesującego miejsca na uprawianie turystyki pieszej czy rowerowej, powinien odwiedzić Litwę i Łotwę. Wędrowałem tu niedawno po ciekawych szlakach, mogę więc podzielić się wrażeniami.

Przez oba kraje przebiega międzynarodowy szlak pieszy E9, który zaczyna się od granicy z Rosją na wyjątkowo uroczej Mierzei Kurońskiej. Biegnie on wzdłuż Bałtyku aż do Tallina. Czasem wiedzie po oznakowanych ścieżkach, drogach i ulicach, czasem po szerokich, i co dla nas jest wielką niespodzianką, niemal pustych plażach. Po drodze mamy godne uwagi miejscowości: Nidę, Kłajpedę, Połągę (lit. Palanga), Lepaję. Dobrym celem długodystansowej wędrówki może być stolica Łotwy Ryga. To wyjątkowe miasto w Europie, cudem uniknęło większych strat wojennych. Można tu przekonać się, jak wyglądały miasta naszego kontynentu w pierwszej połowie XX wieku.

Ale wróćmy do wędrowania przez niemal nietknięte ręką człowieka tereny. Wielka wydma koło Neringi i panorama z jej szczytu pozostawiają niezapomniane wrażenia. Jeśli ktoś dotrze w okolice Zalewu Kurońskiego, to zejście ze szlaku E9 na dzień lub dwa i wizyta w delcie Niemna są dobrym wyborem. Deltę tej potężnej rzeki warto oglądać z pokładu statku płynącego jej ramionami.

Wędrowanie brzegiem Bałtyku krótkimi dwudziestokilometrowymi odcinkami z noclegami w gospodarstwach agroturystycznych wiąże się z jeszcze jedną niespotykaną gdzie indziej atrakcją. Co wieczór (jeśli dopisze  pogoda) można podziwiać zachodzące słońce, znikające w  morskich falach.

Kilka ciekawostek znajdą też na tym szlaku miłośnicy militariów, wystarczy wspomnieć twierdzę w Kłajpedzie, bunkry i schrony w okolicach Połągi czy resztki zabudowań militarnych pochłanianych przez morze na plaży w łotewskim mieście Lepaja.

Jestem miłośnikiem turystyki rowerowej, nie mogę więc nie podzielić się obserwacjami ważnymi dla rowerzystów. Trasa wzdłuż Bałtyku może w części pokrywać się z trasą dla pieszych (np. na Mierzei Kurońskiej). Drogi asfaltowe dobrej jakości biegną w wielu miejscach blisko klifowego wybrzeża obu krajów, a ruch samochodowy poza miastami jest minimalny. Widziałem licznych rowerzystów jadących drogą oznaczoną symbolem A11, która częściowo biegnie w pobliżu wybrzeża.

Również w innych częściach obu krajów turyści znajdą mnóstwo ciekawych miejsc. Bardzo dobre wrażenie zrobiły na mnie trasy piesze i możliwość wycieczki rowerem w litewskim parku Żemaitijos obejmującym jezioro Płotele (lit. Platelių). Bazą wypadową może się stać miasteczko Płótele (lit. Plateliai). Warto w nim zobaczyć muzeum przyrodnicze w budynku dyrekcji parku. Jeśli ktoś chciały tylko czasowo zamienić piesze wędrowanie na rower, to może skorzystać z wypożyczalni położonej naprzeciw muzeum. Krajobraz i pochodzenie obszaru podobne jest do naszych lasów i jezior na północy Polski. Na Litwie i Łotwie mamy typowy krajobraz polodowcowy. To, co tu zaskakuje, to  cisza i… niewielu turystów. Można wybrać się na całodniową wycieczkę i nie spotkać niemal nikogo, nie słyszeć hałasu motorówek i aut. I choćby tylko z tego powodu wspomniany park, ale i inne obszary Litwy i Łotwy, są wyjątkowe.

Wrażeń dostarczy wędrówka szlakiem pieszym w dolinie rzeki Dubisa (choć przyznam szczerze, że myślałem o spłynięciu tą rzeką kajakiem do Niemna).  Warto też dotrzeć do uroczego, zadbanego miasteczka łotewskiego Kuldiga i zobaczyć tam piękny park, ciekawe stare miasto oraz Ventas Rumba – najszerszy wodospad w Europie na rzece Windawie. Są śmiałkowie, którzy krok po kroku przemierzają ten wodospad z jednej strony na drugą. Ten próg wodny nie jest wprawdzie wysoki, liczy tylko 2,5 metra  wysokości, ale ćwierć kilometra po śliskiej skale, by dotrzeć do przeciwnego brzegu, to spory wyczyn.

Miłośników wina zaskoczy pewnie fakt, że w pobliskim mieście Sabile jest najbardziej na północ położona winnica w Europie, a okoliczne pagórki zachęcają do wędrówki i podziwiania krajobrazów. W tym miasteczku można też spłynąć kajakiem rzeką Abava. Pieszą trasę od Kuldigi przez Sabile, Kandavę, Tukumus aż do Zatoki Ryskiej polecam także rowerzystom. Niewielki ruch aut, doskonała asfaltowa nawierzchnia i krajobrazy wręcz zachęcają do jazdy rowerem.

To była krótka, nie pierwsza i pewnie nie ostatnia moja wizyta na Litwie i Łotwie. Bez wątpienia jest tu prawdziwy raj dla piechurów i rowerzystów – w ciszy i spokoju można podziwiać piękno krajobrazu. A towarzyszą temu dobra informacja turystyczna w miastach, znakowane szlaki turystyczne (choć w tej sprawie chętnie podzielimy się z naszymi sąsiadami doświadczeniem), miejsca noclegowe, zwykle kameralne, często są to gospodarstwa agroturystyczne. I puste szosy pozwalające na spokojną jazdę rowerem.

Litwa i Łotwa to dobry cel podróży.

Marian Jurak

 

Czterodniowa tatrzańska wyrypa, na której wszystko było na opak

  • 20211015_053748(1)
  • 20211015_080728(1)
  • 20211015_080728
  • 20211015_081211
  • 20211015_081216
  • 20211015_084441(1)
  • 20211015_101432
  • 20211016_105517
  • 20211016_115916
  • 20211016_155119
  • 20211016_155402(1)
  • 20211016_155402
  • 20211016_155702(1)
  • 20211016_155702
  • AIREVITAL_V1
  • 20211017_123942
  • 20211017_130111
  • IMG-20211018-WA0003
  • IMG-20211018-WA0005
  • IMG-20211018-WA0021
  • IMG-20211018-WA0022
  • IMG-20211018-WA0023
  • IMG-20211018-WA0030
  • IMG-20211018-WA0053
  • IMG-20211018-WA0064
  • IMG-20211018-WA0066
  • IMG-20211018-WA0075
  • IMG-20211018-WA0076
  • IMG-20211018-WA0082

 

 

 

Plan: Grań Tatr Zachodnich 42 km, suma podejść od Wyżniej Huciańskiej Przełęczy 9150 m…

 

Nie każdą wyprawę planujemy. Czasem po prostu jedziemy w góry i idziemy, gdzie nogi poniosą.  Jednak w okresie jesienno-zimowym nie ma miejsca na wielką spontaniczność. Ważne jest bezpieczeństwo, zaplanowanie trasy tak, aby nie zaskoczyła noc, wystarczyło jedzenia i picia oraz dodatkowej ciepłej warstwy odzieży na wypadek załamania się pogody lub przymusowego noclegu w górach.

Planowaliśmy wyjechać w środę po pracy, przenocować gdzieś w Zakopanem. O piątej rano w czwartek byliśmy już umówieni z naszym zaprzyjaźnionym kierowcą na przewiezienie nas do Huty – słowackiej miejscowości położonej 50 km od Zakopanego, gdzie rozpoczynał się nasz szlak. Pierwszą noc mieliśmy spędzić w okolicy Banówki. Kolejnego dnia zamierzaliśmy pokonać słowacką Orlą Perć, czyli Hrubą Kopę, Trzy Kopy i Rohacze. Na trzeci dzień planowaliśmy przejść Wołowiec, Łopatę, Kończysty Wierch, Starorobociański Wierch, Błyszcz, Bystrą do Czerwonych Wierchów, natomiast w niedzielę przez Kopę Kondracką, Goryczkowe Czuby, Kasprowy Wierch dojść do Przełęczy Liliowe, która kończy Grań Tatr Zachodnich (GTZ).

To tyle z planów. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna…

Pakowanie zakończyliśmy w środę późnym wieczorem. Postanowiliśmy noc przespać w domu i wyjechać o czwartej rano. Ostatecznie wyruszyliśmy dopiero o ósmej. Do Zakopanego dojechaliśmy przed czternastą, więc było za późno, aby ruszać w góry. Wynajęliśmy nocleg w Zakopanem i… poszliśmy na Krupówki. Tak zakończył się pierwszy dzień naszej wyprawy. Kolejnego dnia, w piątek o piątej rano wreszcie stanęliśmy na początku szlaku prowadzącego na Grań Tatr Zachodnich. Noc z wolna ustępowała światłu dnia. Powyżej górnej granicy lasu naszym oczom ukazały się tak odmienne od wszechobecnego w Tatrach granitu, wapienne Skały Rzędowe. Mają one charakter dolomitowego miasteczka skalnego. Tworzą labirynt skał, iglic i turniczek. Ich jasny kolor pięknie kontrastuje z gęsto porastającą ten obszar soczyście zieloną kosówką i błękitem nieba. Pogoda była dla nas łaskawa. Prognozy wskazywały na całkowite zachmurzenie. Tymczasem, kiedy wyszliśmy powyżej 1500 m n.p.m., znaleźliśmy się ponad chmurami. I tak zostało do końca naszej wyprawy.

Pomimo pięknej pogody warunki były bardzo trudne. Im wyżej, tym więcej było śniegu. Na zachodnich wystawach zaczęły pojawiać się oblodzenia. Po południu chmury przelewające się przez wierzchołki gór zasnuły całe niebo i zaczął wiać silny wiatr. Temperatura odczuwalna spadła znacznie poniżej zera. Powoli ogarniało nas zmęczenie. Mieliśmy za sobą ponad dziesięć godzin marszu po górach z ciężkimi, 20-kilogramowymi plecakami. Silny, porywisty i wychładzający wiatr skutecznie utrudniał trekking. Około piątej po południu byliśmy już wyczerpani. Nie mieliśmy siły iść dalej. Znaleźliśmy w miarę zaciszne i bezpieczne miejsce na przełęczy. Marcin rozstawiał namiot, ja w tym czasie gotowałam wodę do zalania liofili. Najważniejsze w takiej sytuacji jest, aby jak najszybciej się rozgrzać, zjeść coś gorącego i wskoczyć do śpiworów. Mój towarzysz przed wyjazdem namawiał mnie, abym wzięła długie zimowe buty. Ja jednak uparłam się, żeby iść w lekkich przed kostkę, ze stuptutami. To był poważny błąd. Buty nie miały goreteksu, a śnieg był mokry. Przemokły na wylot. Wiedziałam, że nie ma szans, aby wyschły do rana. Jednak z zaistniałym faktem można było sobie poradzić, wystarczyło założyć suche skarpetki, wsunąć stopy w torebki foliowe, na to kolejna para skarpetek, nawet mokra, i stopy były zabezpieczone. Pojawił się jednak kolejny problem. Całą noc bardzo wiało. Sypał śnieg z deszczem. Wiedzieliśmy, że oznacza to duże oblodzenie szczególnie na skalnych, eksponowanych odcinkach. Do tego rano okazało się, że widoczność nie przekracza kilku metrów. Byliśmy na grani, powyżej 2000 m n.p.m., w miejscu, z którego dojście do jakiejkolwiek cywilizacji zajęłoby nam wiele godzin, pod warunkiem, że nie pogubilibyśmy się w tej mgle. Mieliśmy zapas jedzenia, ciepłe ubrania i puchowe śpiwory, o wodę nie musieliśmy się martwić. Wokół było dużo śniegu, który mogliśmy topić. Podjęliśmy decyzję, że przeczekamy, aż widoczność się poprawi. Rozpaliłam gaz, aby zagotować wodę na śniadanie i… okazało się, że…się kończy. Mieliśmy na ten wyjazd kupić nowy. Ostatecznie zabraliśmy już używany. Większość naszych zapasów żywnościowych to były liofilizaty, do których potrzebowaliśmy gorącej wody. Bez gazu nie mogliśmy tu zostać. Zdecydowaliśmy ruszyć dalej, powoli, ostrożnie i pierwszym możliwym szlakiem zejść w doliny. W tych warunkach do najbliższego zejścia mieliśmy jakieś cztery, pięć godzin marszu. Nie było wyjścia. Zaczęliśmy składać obozowisko i wtedy... chmury zaczęły się rozwiewać, schodzić w dół, by ostatecznie grubą białą pierzyną pokryć doliny. My pozostaliśmy ponad nimi. Nad nami pojawiło się błękitne niebo. Świeciło słońce. Staliśmy oniemiali tą zachwycającą, niezwykle piękną scenerią. Dla takich chwil warto żyć!

Trzeba było ruszać dalej, aby jak najszybciej dojść do wspomnianej przełęczy. Nie wiedzieliśmy, jak długo pogoda się utrzyma. Słońce dodawało energii i otuchy. Weszliśmy na Salatyn, następnie przez Spaloną Kopę i Pachoł doszliśmy do Banikowej Przełęczy, z której szlak prowadził do Doliny Rohackiej.  Pogoda wciąż była idealna, a widoki niezwykłe. Kusiło nas, aby pójść dalej granią. Rozsądek jednak tym razem zwyciężył. Zeszliśmy pięknym szlakiem prowadzącym przez Stawy Rohackie. Późnym popołudniem doszliśmy do schroniska. Tu ogrzaliśmy się, najedliśmy i zaczęliśmy planować kolejny, ostatni dzień naszej wyprawy. Rozważaliśmy zejście do Zuberca i powrót do Zakopanego busem. Byliśmy zmęczeni. Ciężkie plecaki, nieprzespana noc i trudne warunki dnia wczorajszego dawały o sobie znać. Zwyciężyła jednak chęć spędzenia jeszcze jednego dnia w górach,  zwłaszcza że zapowiadał się kolejny piękny dzień. Mieliśmy nadzieję przenocować w schronisku. Niestety, choć były wolne miejsca, z powodu ograniczeń covidowych nie zostaliśmy przyjęci na noc. Trochę przerażała nas wizja kolejnej nocy na zewnątrz. W nocy temperatura spadała znacznie poniżej zera, a ponieważ byliśmy w dolinie, istniało prawdopodobieństwo wizyty niedźwiedzia, który o tej porze roku dużo żeruje, gromadząc zapasy tłuszczu przed zimą. Personel schroniska nie dał się przekonać do udostępnienia nam choćby kawałka podłogi do spania. Wyszliśmy zatem szukać miejsca na nocleg. Dolina spowita była absolutną ciemnością. Wyobraźnia nie przestawała podsuwać nam obrazów obwąchującego nas w czasie snu niedźwiedzia. Nagle ujrzeliśmy drewnianą szopę. Nie posiadaliśmy się z radości, kiedy okazało się, że drzwi były otwarte. Weszliśmy. Była pusta. Rozłożyliśmy śpiwory i otuleni ciepłym puchem, błyskawicznie zasnęliśmy. Wczesnym rankiem ruszyliśmy w dalszą drogę. Szlak zaprowadził nas na Rakoń. Dalej poszliśmy w kierunku Grzesia, bardzo urokliwą, łagodną, porośniętą kosodrzewiną granią z przepiękną panoramą na Tatry polskie i słowackie. Zeszliśmy do Doliny Chochołowskiej, a następnie busem pojechaliśmy do Zakopanego, gdzie czekał nasz samochód. Do Warszawy dojechaliśmy już po północy.

Mieliśmy dużo szczęścia. Pomimo sporego doświadczenia i wielu lat spędzonych
w górach popełniliśmy kilka kardynalnych błędów, które mogły kosztować nas zdrowie,
a nawet życie. Z górami nie ma żartów, a rutyna czasem gubi. Wyciągnęliśmy dużo wniosków z tej wyprawy. To kolejna lekcja pokory, którą dały nam góry. Niech nasza przygoda będzie dla Was przestrogą. Góry są niezwykle piękne, potrafią zachwycić, zapierając dech. Dają dystans do życia, spraw codziennych, problemów, które zostawiamy w dolinach. Jednak zawsze pamiętajmy przede wszystkim o bezpieczeństwie, o dokładnym zaplanowaniu każdego szczegółu, a w razie potrzeby – o zmianie planów wycieczki lub nawet zawróceniu tuż spod szczytu. Nasze zdrowie i życie są najważniejsze, a góry poczekają…

Przeszliśmy 35 km Granią Tatr Zachodnich. Przewyższenia wyniosły łącznie 5632 m. Nie udało się nam zrealizować całego planu, ale zdołaliśmy wrócić wrócić bezpiecznie do domu. Na ten szlak jeszcze wrócimy. Będziemy próbować pokonać go do skutku.

Autor: Gosia Ziontecka

Zdjęcia: Gosia Ziontecka

Baza Ewidency jna Szlaków Turystycznych, czyli BEST

  • 6. art_foto1_MLP_wejsciowa — kopia
  • 5. art_foto2_PK_POI — kopia (2)
  • 4. art_foto3_BEST(1) — kopia
  • 3. art_foto4_apka_mapa — kopia
  • 2. art_foto5_apka_szlak — kopia
  • 1. art_foto6_apka_glowna_GbG(1)

 

 

 

Powstaje nowoczesny system informatyczny, który będzie pierwszym w historii PTTK ogólnopolskim uniwersalnym narzędziem zarządzania szlakami, dostępnym dla wszystkich zarządców szlaków. Dostarczając w postaci cyfrowej aktualne i pełne dane o szlakach baza zwiększy także bezpieczeństwo i komfort wędrówek, odpowiadając na oczekiwania współczesnego turysty.

Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego ponad dziesięć lat temu otworzył nowy, cyfrowy rozdział w dziejach polskich szlaków turystycznych, których historia rozpoczęła się jeszcze przed I wojną światową.

COTG PTTK współpracuje z oddziałami PTTK, które sprawują nadzór nad siecią górskich i nizinnych szlaków turystycznych, starając się pozyskiwać środki finansowe na te działania oraz wspierając oddziały w promocji sieci szlaków, głównie ponadregionalnych, oraz tworzeniu zasad ich ewidencji. Znaczącym segmentem tych działań są wysiłki zmierzające do uregulowania zasad funkcjonowania sieci szlaków turystycznych w przestrzeni prawnej. 

Sieć znakowanych szlaków turystycznych PTTK i innych gestorów w Polsce liczy około 90 tys. km,
w tym około 11 tys. km szlaków górskich. Jest to więc bardzo rozległa sieć, a sposób gromadzenia danych o szlakach i infrastrukturze szlakowej, ich utrzymanie i archiwizacja nie zmieniły się znacząco przez prawie sto lat – wszystkie informacje były rejestrowane w formie papierowej, dane były rozproszone i nieustandaryzowane, brakowało również jakiejkolwiek współczesnej, cyfrowej formy zarówno zarządzania szlakami, jak i ich udostępniania turystom.

 

Rozpoczęcie digitalizacji szlaków

W 2008 roku COTG PTTK, dostrzegając potrzebę i okazję do rozpoczęcia modernizacji, uwspółcześnienia systemu udostępniania i zarządzania szlakami, pozyskał środki z Unii Europejskiej
w ramach projektu Szlaki turystyczne w Małopolsce - integracja różnorodnych szlaków i innych atrakcji turystycznych w spójny kompleksowy produkt regionalny o wartości 713 927,84 zł
i przeprowadził w Małopolsce pierwszą cyfrową inwentaryzację szlaków. Za pomocą coraz powszechniejszych odbiorników GPS zdigitalizowano sieć szlaków o długości ponad 6 tys. km. Czynność ta, polegająca na przebyciu szlaku i zarejestrowaniu jego przebiegu za pomocą odbiornika GPS, była i jest pierwszym krokiem w procesie tworzenia cyfrowych narzędzi dla turystów i znakarzy. Z kolei program Rozwój produktu regionalnego turystyki aktywnej „Szlaki Mazowsza” – dzięki rozbudowie i promocji zintegrowanej sieci całorocznych szlaków turystycznych o wartości 491 429,18 zł, zrealizowany w latach 2014–2015 na Mazowszu, umożliwił zdigitalizowanie w zasobach COTG 6200 km szlaków. W obu tych programach głównym zadaniem było stworzenie platformy szlakowej promującej szlaki turystyczne regionów wraz z aplikacją na urządzenia mobilne wspierającą turystę w terenie. 

Podobny projekt „Góry bez granic – integracja sieci szlaków w transgraniczny produkt turystyczny”, zakończony 31 sierpnia 2021 roku, a zrealizowany ze środków programu UE Interreg PL-SK na pograniczu polsko-słowackim, wzbogacił platformę szlakową o nowe funkcje i podkłady mapowe, a także umożliwił dostosowanie bazy szlaków do potrzeb międzynarodowego projektu.

 

Powstanie geoportalu i portalu krajoznawczego

Na bazie pozyskanych danych, wykorzystując środki unijne, COTG rozpoczął w 2012 roku budowę cyfrowej platformy szlakowej. Przy współudziale doktora Mateusza Trolla z Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Jagiellońskiego, fimy GIS-Online oraz przy użyciu technologii GIS powstał pierwszy szlakowy geoportal, a także zintegrowany z nim portal krajoznawczy, pod nazwą Szlaki Małopolski. Zadaniem geoportalu było udostępnianie turystom w Internecie, w sposób interaktywny, sieci szlaków turystycznych oraz powiązanych z nimi atrakcji turystyczno-krajoznawczych. W geoportalu wykorzystano uprzednio pozyskane wcześniej ślady GPS szlaków, których linie przebiegu poddano bardzo dokładnej korekcie. Odbiornik GPS rejestruje pokonywaną trasę z dokładnością od kilkudziesięciu do kilku metrów, w zależności od ukształtowania terenu, a ściślej, od tego, ile satelitów systemu GPS w danym momencie odbiornik „widzi” nad horyzontem. Przy użyciu narzędzi informatycznych GIS, dokładnych map oraz numerycznego modelu odwzorowania terenu, w trakcie korekty osiągnięto dokładność śladu rzędu dwóch metrów. Jest to kluczowe dla dokładnego odwzorowania przebiegu szlaku w terenie, a więc prawidłowego odczytu śladu przez GPS użytkownika. W taki sam sposób korekcji poddawane  są wszystkie digitalizowane szlaki.

 

Pierwsza aplikacja mobilna

W 2014 roku COTG, dzięki wykorzystaniu funduszy europejskich, rozpoczął digitalizację szlaków województwa mazowieckiego, a także stworzył już pełną platformę szlakową Szlaki Mazowsza, opartą na sprawdzonym wzorze z Małopolski, wzbogaconą o bardzo istotny nowy komponent. Dzięki rozwojowi  smartfonów, z których większość była już wyposażona w odbiornik GPS, większą moc obliczeniową oraz ekran pozwalający korzystać z cyfrowej mapy, można było wprowadzić nową jakość w turystyce – aplikację mobilną. Stanowiła ona istotne uzupełnienie platformy szlakowej, dając turystom możliwość skorzystania w terenie z wszystkich zawartych na niej informacji, do tej pory dostępnych tylko w komputerze. Ze względu na znaczenie dla bezpieczeństwa turystów aplikacja mobilna jest kluczowym elementem platformy szlakowej. Przy jej pomocy turysta zawsze zdoła odszukać szlak, nawet w nocy lub przy bardzo ograniczonej widoczności. W aplikacji także znajdzie pełne informacje o wszystkich szlakach i atrakcjach krajoznawczych regionu, może skorzystać z różnorodnych map, odczytać wysokość n.p.m. lub azymut dla dowolnego punktu, a także nawigować lub zmierzyć odległość do niego. Aplikacja także posiada, ważną dla systemu szlakowego, opcję zgłaszania przez turystów nieprawidłowego lub niezgodnego z mapą (w aplikacji) oznakowania szlaku – chętnie wykorzystywaną przez użytkowników. Aplikacja jest dostępna na obydwa najpopularniejsze systemy operacyjne smartfonów – Android i iOS. Jest systematycznie rozwijana i doskonalona, również z uwzględnieniem uwag i życzeń używających jej turystów. Dodano m.in. możliwości pobrania map do użytku offline, nagrywania własnej trasy, zapisywania jej i udostępniania, można także wykorzystać aplikację do podążania wgranym do niej śladem w formacie .gpx lub trasą uprzednio zaplanowaną na mapie www - w komputerowej części platformy szlakowej.

 

Nowoczesna strona mapowa

2017 rok przyniósł kolejną modyfikację platformy szlakowej – geoportal został zastąpiony nowoczesną, szybką, łatwą i przyjemną w obsłudze stroną mapową. Pozwala ona na bardzo wygodne przeglądanie unikatowego zestawu map (OSM, Compass, ortofoto, topograficzna), planowanie trasy po szlakach, z możliwością eksportu do aplikacji, wczytanie własnego śladu .gpx, a także wygodną wizualizację i lokalizację większości atrakcji krajoznawczych regionu. Niedługo strona mapowa uzyska nową, długo oczekiwaną funkcjonalność – rysowanie i eksport dowolnie narysowanej trasy, zostaną również dodane nowe rodzaje map.

 

Nowoczesne narzędzie cyfrowe do zarządzania szlakami

Dotychczasowy system ewidencji szlaków PTTK oraz infrastruktury szlakowej polega na rejestracji na papierowych kartach, wg ustalonego przez PTTK wzorca, historii prac na szlakach oraz ewidencji zamontowanych na nich urządzeń. Każdy administrujący szlakami oddział PTTK powinien prowadzić taką kartotekę, karty archiwizować, a dane statystyczne przekazywać do Zarządu Głównego PTTK. Metoda ta sprawdzała się przez dziesiątki lat, jednak tradycja to jedno, a postęp drugie. W dobie powszechnej dostępności do Internetu oraz programów komputerowych, dających znacznie większe możliwości dokumentacji, organizacji i udostępniania danych o szlakach, wykorzystanie nowoczesnych narzędzi cyfrowych  jest zarówno naturalnym krokiem w rozwoju, jak i koniecznością, chcąc kontynuować szlakowe tradycje PTTK, jednocześnie sprostać oczekiwaniom współczesnego turysty. Wraz z kolejnymi krokami cyfrowej ewolucji szlaków COTG PTTK zyskało wystarczająco dużo danych cyfrowych oraz kompetencje w posługiwaniu się nimi, aby móc wykorzystać te zasoby do utworzenia nowoczesnego narzędzia do zarządzania danymi o szlakach. System ten otrzymał nazwę Baza Ewidencyjna Szlaków Turystycznych, w skrócie BEST, i jest pierwszym w historii PTTK ogólnopolskim, uniwersalnym narzędziem informatycznym do zarządzania szlakami, dostępnym dla każdego gestora szlaku. Jednocześnie system ten pozwala na integrację danych o szlakach, ich archiwizację, ułatwia przepływ danych między jednostkami terenowymi i koordynującymi, a także pozwala na udostępnianie turystom możliwie najbardziej aktualnych informacji o szlakach. 

Główne cele BEST to :utworzenie centralnego, spójnego, nowoczesnego systemu zarządzania szlakami; uporządkowanie, standaryzacja  i wizualizacja zasobów danych o szlakach; uproszczenie i przyspieszenie planowania, zapotrzebowania i rozliczania prac i materiałów; umożliwienie korzystania z zasobu danych o szlakach przez aplikacje internetowe PTTK dla turystów. BEST połączy wszystkie znakujące oddziały PTTK, a także gestorów wszelkich innych szlaków z jednostkami koordynującymi, nadzorującymi lub finansującymi znakowanie. Połączy także z turystami – dzięki udostępnianiu im przez Internet możliwie najbardziej aktualnych informacji o przebiegach i stanie szlaków. Obecnie umożliwiające to platformy szlakowe dostępne są w trzech regionach: Małopolsce, Mazowszu i Bieszczadach/Beskidzie Niskim. Jeszcze w 2021 r. dołączy do nich platforma szlakowa woj. świętokrzyskiego. Objęcie zasięgiem całego kraju jest priorytetowym celem PTTK, jednak jego realizacja zależy przede wszystkim od woli regionalnych samorządów lub władz państwa.

Gestorzy szlaków otrzymali dostęp do BEST przez stronę www. Każdy z nich posiada konto jednostki oraz indywidualne konta jej członków. Wykorzystując je, gestor otrzymuje  możliwość wyłącznej edycji szlaków i infrastruktury szlakowej, którymi zarządza. Poprzez łatwy w obsłudze, intuicyjny i konfigurowalny interfejs użytkownik otrzymał dostęp do narzędzia pozwalającego na sporządzanie cyfrowej dokumentacji szlaku i infrastruktury szlakowej, przeglądanie i edycję istniejących szlaków, a także planowanie i dodawanie nowych. Głównym sposobem pracy z wirtualnymi szlakami jest praca na mapie, przy użyciu wygodnego interfejsu graficznego, przedstawiającego szlaki na mapach. Zakres dostępnych danych kartograficznych stworzy nową jakość w obrazowaniu szlaków – osoba przeglądająca lub planująca szlak może skorzystać z bardzo dokładnych map topograficznych, lotniczych, rzeźby terenu, Open Street Mapy, a także otwierających wiele nowych możliwości nakładek: granic administracyjnych, mapy katastralnej czy mapy Lasów Państwowych. Na mapie pokazane będą również stanowiska zawierające infrastrukturę szlakową, z możliwością podglądu i edycji ich zawartości (np. obrazów wszystkich tabliczek drogowskazowych w danym stanowisku wraz z informacją o rodzaju nośnika). Baza w przejrzysty sposób pokaże stan zasobów jednostki wraz ze statystykami. Karta szlaku stanie się cyfrowym odpowiednikiem dotychczasowej dokumentacji – zawierać będzie wszystkie dane o szlaku, historię prowadzonych na nim prac znakarskich, a także dane o wszelkiej infrastrukturze szlakowej z nim powiązanej. Ujednolicone zostanie nazewnictwo i symbolizacja tabliczek szlakowych, których projekty graficzne będą automatycznie generowane w postaci pliku graficznego gotowego do druku, zgodnie z treścią określoną przez znakarza. W przyszłości przewidywane jest opracowanie algorytmu obliczającego czas przejścia.

 

Ostatnim z planowanych obecnie etapów rozwoju Bazy będzie stworzenie modułu pozwalającego na uproszczenie i przyspieszenie planowania, zapotrzebowania i rozliczania prac znakarskich. Automatyczne generowanie raportów, zestawień i rozliczeń znacząco ułatwi tę niezbyt lubianą przez znakarzy część pracy, konieczną jednak do wnioskowania o fundusze i rozliczania się z wykonanych prac.

 

Aktualizacja cyfrowych danych w BEST, odzwierciedlająca zmiany przebiegu szlaków w terenie, dokonywana przez ich gestorów samodzielnie, umożliwi bardzo szybkie uwidocznienie tych zmian  na turystycznych platformach szlakowych. Wprowadzony zostanie również system alertów – powiadomień o istotnych wydarzeniach na szlaku: utrudnieniach, zamknięciach, zagrożeniach, itp. Dzięki temu turyści otrzymają aktualne i istotne informacje o szlakach, przyczyniające się do poprawy ich bezpieczeństwa i komfortu wędrówek.

 

Baza Szlaków Turystycznych jest tworzona dla znakarzy i przy ich współudziale. Mamy nadzieję, że już niebawem stanie się dla nich wszystkich powszechnym, wygodnym i niezastąpionym narzędziem w pracy znakarskiej, której efekty dają motywację do aktywności, bezpieczeństwo i radość milionom turystów na szlakach.

 

Autor:  Tomasz Gołąbek

 

Dzwoni już 500 lat…

  • Barwny korowód z repliką Zygmunta (1)
  • Barwny korowód z repliką Zygmunta (2)
  • Okno wieży z dzwonem Zygmunta – widoczni dzwonnicy i konopne liny poruszające dzwon
  • Plakat sympozjum naukowego
  • Zawieszenie dwonu Zygmunta na wieży katerdy na Wawelu w Krakowie w 1521 roku. Jan Matejko (1838-1893). Ze zbiorów Muzeum Narodowego w warszawie

 

 

Dzwon Zygmunta – jego majestatyczny głos dochodzi aż do Wielkanocy… Mowa, oczywiście, o położonej niedaleko Krakowa wsi Wielkanoc, w której podobno można go usłyszeć. Wprawiany jest w ruch przez 12 dzwonników, którzy pociągając za konopne liny, mogą rozkołysać kolosa w główne święta kościelne, w rocznice najważniejszych wydarzeń oraz w święta narodowe – 3 Maja i 11 Listopada. Jest jednym z trzech wielkich dzwonów w Europie, poruszanych do dzisiaj siłą ludzkich mięśni (dwa pozostałe to Zygmunt na Hradczanach w Pradze i Tuba Dei w Toruniu). Dzwon Zygmunta – odlany w Krakowie przez Jana (Hansa) Behema z Norymbergii – waży 12 600 kg i ma 450 m wysokości z jarzmem i sercem, a jego słyszalność sięga nawet 30 km. Po raz pierwszy zabrzmiał 13 lipca 1521 roku tuż przed 111. rocznicą bitwy pod Grunwaldem; słuchały go zapewne tysiące ludzi, a także jego fundator – król Zygmunt Stary.

 

Pięćsetną rocznicę tego wydarzenia Kraków uroczyście świętował od 28 czerwca do 13 lipca 2021 roku pod patronatem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy. W auli Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej odbyło się dwudniowe sympozjum naukowe. W czasie tego spotkania z udziałem kilkudziesięciu osób, w tym także gości z Litwy i Czech, zainaugurowanego wysłuchaniem dźwięku Zygmunta, wygłoszono interesujące referaty poświęcone historii królewskiego dzwonu i ukazaniu jego znaczenia w dziejach państwa i narodu polskiego. Wśród autorów referatów znaleźli się m.in. specjaliści z dziedziny akustyki, dendrologii, sztuki ciesielskiej, metalurgii, ukazując mniej znane aspekty historii Zygmunta. Jeden z referatów dotyczył także „brata” wawelskiego Zygmunta z dzwonnicy katedry św. Stanisława w Wilnie.

 

Każdy dzwon kościelny ma w swym życiu trzy momenty inicjacyjne – zaznaczył w powitalnym wystąpieniu prof. Mieczysław Rokosz, inicjator i organizator sympozjum, wawelski dzwonnik – wydobycie odlanego dzwonu z jamy odlewniczej, następnie jego konsekracja i chrzest w uroczystym obrzędzie liturgicznym i wydźwignięcie go na wieżę, zawieszenie i pierwsze dzwonienie. Właśnie zawieszenie dzwonu w 1521 roku było okazją do kilkudniowych krakowskich uroczystości. W ramach sympozjum była także możliwość zwiedzania wawelskiej katedry i Wieży Zygmuntowskiej, gdzie jest zawieszony Zygmunt wraz z kilkoma innymi dzwonami, oraz Wieży Wikaryjskiej, zwanej także Wieżą Srebrnych Dzwonów. Zygmunt odezwał się na koniec sympozjum w dniu 29 czerwca, w uroczystość św. Piotra i Pawła.

 

W ramach obchodów jubileuszu 500-lecia dzwonu, w dniu 13 lipca, odbyła się dźwiękowo-wizualna rekonstrukcja zawieszenia dzwonu (w postaci plenerowej inscenizacji), a zygmuntowski korowód był kulminacyjnym punktem rocznicowych uroczystości. Była to barwna parada od Barbakanu, ulicą Floriańską, przez Rynek Główny pod Wawel, z udziałem aktorów występujących w strojach z epoki, tancerzy, muzyków, Bractwa Kurkowego – wielkie widowisko przybliżające renesansowy świat tańców i zabaw. Głównym elementem korowodu była replika Zygmunta wieziona specjalnie przygotowanym pojazdem na Wawel. Oddzielnie niesiono serce dzwonu. Pod wieżą ratuszową na Rynku Głównym miał miejsce spektakl baletu Cracovia Danza pt. Kiedy tańczą dzwony. W czasie wakacji można było oglądać replikę dzwonu, wyeksponowaną w różnych punktach miasta. Inną jubileuszową atrakcją jest wystawiony na Wawelu obraz Jana Matejki Zawieszenie dzwonu Zygmunta, datowany na rok 1874, wypożyczony z Muzeum Narodowego w Warszawie. Organizatorem rocznicowych uroczystości  było miasto Kraków, Zamek Królewski na Wawelu, Katedra Wawelska, Dom Norymberski w Krakowie i Małopolska Organizacja Turystyczna.

 

Zygmunt dzwoni już 500 lat, jednakże następuje powolne zużywanie materiału, z którego zbudowany jest klosz dzwonu w miejscu uderzeń jego serca. Według najnowszych badań dzwon wytrzyma następne 500 lat, później można go obrócić o 90o, by serce mogło uderzać w nowe miejsca jeszcze przez kolejne 1 000 lat!

 

Tekst Józef Partyka

  

 

Miasteczka Cittaslow na turystycznych szlakach

  • Goldap Mazurskie Teznie Solankowe
  • Lidzbark Warminski zamek biskupi
  • Na Warminskiej Łynostradzie
  • Olsztynek wieza cisnien
  • Splyw kajakowy
  • Szczytno ruiny zamku krzyzackiego

 

Aby odetchnąć od wielkomiejskiego zgiełku i pośpiechu, podziwiać zadbane zabytki, aktywnie wypoczywać i obcować z naturą, warto odwiedzać polskie miasteczka sieci Cittaslow. Życie w nich płynie naturalnym rytmem, a ich gościnni mieszkańcy chętnie dzielą się z turystami tym, co mają najlepszego: tradycją, kulturą i… dobrym jedzeniem. Miejscowości spod znaku pomarańczowego ślimaka stawiają na promowanie idei dobrego życia w duchu slow poprzez działania na rzecz zrównoważonego rozwoju, dbanie o lokalność i zachowanie niepowtarzalnego charakteru przestrzeni miejskiej. Idea międzynarodowej sieci takich miast wywodzi się z ruchu slow food i narodziła się we Włoszech w 1998 roku. Na polski grunt została przeniesiona w 2006 roku, gdy do sieci przystąpiły: Biskupiec, Bisztynek, Reszel i Lidzbark Warmiński. Do światowej sieci należy obecnie 278 miast z 30 państw. Polską sieć tworzy 35 członków i jest ona drugą co do wielkości po sieci włoskiej. Idea Cittaslow najmocniej zakorzeniła się na Warmii i Mazurach – tutaj do ruchu przystąpiło już 26 miejscowości (w ostatnim roku: Olecko, Morąg, Szczytno i Węgorzewo). Pozostali członkowie są rozsiani od Pomorza po Opolszczyznę i od Wielkopolski po Lubelszczyznę.

 

Rowerem i kajakiem, i nie tylko

Turyści odwiedzający miasteczka Cittaslow mogą korzystać z bogatej oferty aktywnego wypoczynku. Miejscowości są połączone szlakami: pieszymi, rowerowymi, kajakowymi, drogowymi. Pozwala to lepiej poznawać atrakcje przyrodnicze i kulturowe regionu, a także łączyć różne formy aktywności. Przez siedem miast Cittaslow wiedzie warmińsko-mazurski odcinek Wschodniego Szlaku Rowerowego Green Velo (ok. 395 km), rozpoczynający się w Elblągu. Zbiegają się z nim liczne lokalne trasy wytyczone zazwyczaj w formie pętli. Green Velo przecina kolejno: Braniewo, Górowo Iławeckie, Lidzbark Warmiński, Bartoszyce, Sępopol, Węgorzewo i Gołdap. Z Lidzbarka Warmińskiego można wyruszyć do Ornety trasą poprowadzoną nasypem dawnej linii kolejowej albo do Olsztyna Warmińską Łynostradą, która przebiega przez Dobre Miasto.

 

Łynostrada wiedzie wzdłuż największej rzeki regionu – Łyny (196 km), umożliwiając łączenie turystyki rowerowej z kajakową. Łyna przepływa przez Dobre Miasto, Lidzbark Warmiński, Bartoszyce i Sępopol. Spływ najwygodniej rozpocząć na przystani kajakowej w jednym z tych miast albo na jednej z ośmiu innych wybudowanych na trasie. Górnym dopływem Łyny jest urokliwa Marózka, przepływająca w pobliżu Olsztynka. Do Łyny można dopłynąć także z okolic Biskupca rzekami Dadaj, Pisą Warmińską (przez Barczewo) i Wadąg. Do Łyny wpada również Symsarna, nad którą leżą Jeziorany. Śladami wielkiego astronoma prowadzi Szlak Kopernikowski, który ma wersje pieszą i drogową. Pierwsza wiedzie przez Dobre Miasto, Lidzbark Warmiński i Braniewo, a druga sięga dalej – do Nowego Miasta Lubawskiego, Lubawy, Olsztynka i Ornety. Z kolei szlak drogowy o nazwie Pętla Grunwaldzka łączy miejsca związane ze sławną bitwą z 1410 roku. Można dotrzeć nim m.in. do Nowego Miasta Lubawskiego, Lubawy, Lidzbarka, Olsztynka, Działdowa i Nidzicy. Trzy ostatnie miasta, a także m.in. Szczytno, Węgorzewo, Gołdap, Olecko i okolice Wydmin leżą na regionalnym odcinku Szlaku Frontu Wschodniego I Wojny Światowej. W Węgorzewie zaczyna się żeglarski Szlak Wielkich Jezior Mazurskich, liczący ponad 130 km i wiodący m.in. do Rynu.

Dawne piękno zrewitalizowane

W ostatnich latach miasteczka Cittaslow w województwie warmińsko-mazurskim realizowały program rewitalizacji, dofinansowany z funduszy europejskich. Dzięki temu odnowiono liczne zabytki, które zyskały nowe, społecznie użyteczne funkcje, powstały miejsca spotkań, placówki kulturalne i popularyzujące dzieje regionu. Wśród zrewitalizowanych budowli znalazło się gotyckie skrzydło zamku krzyżackiego w Działdowie, gdzie urządzono m.in. ekspozycje Muzeum Pogranicza. W Lubawie nowe życie zyskał zrujnowany zamek biskupi. Odbudowano jego piwnice i odtworzono w nowoczesnej formie dwa skrzydła zabudowy, gdzie siedzibę znalazły m.in. Punkt Informacji Turystycznej i Centrum Aktywności Społecznej, prowadzące działania edukacyjne i kulturalne. W Braniewie zrewitalizowano najstarszy zabytek Warmii – wieżę bramną zamku biskupiego. Można w niej skorzystać z tarasu widokowego oraz zasięgnąć informacji w Punkcie Informacji Turystycznej. Nidzica może poszczycić się największym zachowanym zamkiem krzyżackim na Mazurach. Po odnowieniu budowla nadal jest siedzibą ośrodka kultury, Muzeum Ziemi Nidzickiej i bractwa rycerskiego. Pasym odnowił rynek w centrum miasta, przystosowując go do organizowania spotkań i imprez plenerowych. Pozwoliło to również lepiej wyeksponować ratusz, wzniesiony w stylu angielskiego neogotyku.

 

Więcej informacji o sieci Cittaslow można znaleźć na www.cittaslowpolska.pl.

 

Tekst Rafał   Śliwiak

 

 

Po górach o każdej porze roku

  • dimage2 (1)(1)
  • dIMG_5279(1)
  • dIMG-20190818-WA0059 (1)(1)
  • dScreenshot_20210413-231132_Photos (1)(1)
  • dScreenshot_20210413-235804_Photos(1)
  • dIMG_5279(1) — kopia
  • dimage2 (1)(1) — kopia
  • d20170627_211630(1)
  • d20170512_120010(1)

…Aby bezpiecznie wędrować po górach o każdej porze roku, trzeba mieć w sobie dużo pokory… – rozmowa Dominiki Szymborskiej z Gosią Ziontecką, podróżniczką, pasjonatką gór, miłośniczką przyrody, ultramaratonów górskich, wspinaczki górskiej i sportowej

 

Dominika Szymborska: Jak zaczęła się Twoja przygoda z górami?

Gosia Ziontecka: Jako dziecko, w każde wakacje, wyjeżdżałam nad morze. Góry były mi obce. W roku 2004 pojechałam na majówkę do mojego taty mieszkającego w Kościelisku. Poszliśmy na wycieczkę do Doliny Jarząbczej, Szlakiem Papieskim. Kwitły krokusy, wystawiały swoje fioletowe główki z zalegającego jeszcze śniegu. I to był ten moment… Zachwyciłam się. I wsiąkłam bez pamięci.

Dominika Szymborska: Kiedy pojechałaś kolejny raz?

Gosia Ziontecka: Rok później. Też w maju. Stopniowo moje wyjazdy stawały się coraz częstsze. Dwa, trzy, cztery razy w roku. W końcu zaczęłam jeździć co miesiąc.

D.S.: Jak znajdowałaś czas         na wyjazdy?

G.Z.: Nie zabierało mi to wiele czasu. Zdarzało się, że wyjeżdżałam tylko na jeden dzień, żeby tylko zaczerpnąć powietrza powyżej 2000 m n.p.m. (śmiech) Zazwyczaj jeździłam pociągiem w nocy z piątku na sobotę. Miałam wówczas na wyprawy całą sobotę i całą niedzielę. Nocowałam w schronisku, wieczorem wracałam kuszetką do Warszawy. Nigdy nie zapomnę sytuacji, kiedy zbiegałam z Czerwonych Wierchów, z Ciemniaka (2096 m n.p.m.), była już 18.00, pociąg miał odjechać o 20.00. Nagle ktoś zawołał:

– Hej dziewczyno! Dokąd się tak spieszysz?

– Na pociąg! – odkrzyknęłam z uśmiechem i pobiegłam dalej. (śmiech) Trochę surrealistycznie mogła zabrzmieć ta odpowiedź na takiej wysokości.

D.S.: Jeździłaś sama?

G.Z.: Tak. Moi znajomi mieli inne pasje. Poza tym ja wręcz uwielbiałam te samotne wędrówki. Mogłam iść w swoim tempie, rozmyślać, delektować się pięknem natury. Były takie momenty, kiedy dosłownie czułam obecność Boga. Myślałam sobie – to jest zbyt zachwycające, by stworzyła to tak po prostu natura. Często góry były dla mnie ucieczką od problemów, które w sensie przenośnym i dosłownym zostawiałam za sobą. Im dalej, im wyżej przestawały mieć tak wielkie znaczenie, jakie nadawałam im na nizinach. Poza tym podczas samotnych wędrówek jest większa szansa na spotkanie żyjących tam zwierząt. Prawie na każdej wyprawie spotykałam stada kozic. Czasem pozwalały podejść do siebie na wyciągnięcie ręki, czasem przez kilka godzin wędrowały razem ze mną. Spotykałam też lisy, najczęściej zimą. Latem uwielbiałam przyglądać się świstakom. Czasem jeden z nich stał na tylnych łapkach, wydając ten głośny, charakterystyczny świst. Czasem były ich całe gromadki bawiące się między skałami. Przykucałam wtedy, prawie wstrzymując oddech, zamierałam, aby móc dłużej je poobserwować.

D.S.: Wyjeżdżałaś tylko latem?

G.Z.: Na początku tak. Bałam się wędrować zimą, nie miałam doświadczenia ani wiedzy. Ale zima coraz bardziej mnie kusiła. Zapisałam się na tygodniowy kurs zimowej turystyki wysokogórskiej w Tatrach Zachodnich, na którym uczyłam się chodzić w rakach, hamować upadki i samoasekurować się czekanem, a także asekuracji lotnej z liną, podstaw przetrwania czy budowania jamy śnieżnej na wypadek konieczności spędzenia nocy na szlaku. Zrobiłam też kurs lawinowy, czytałam dużo książek, poradników górskich, biografii naszych polskich himalaistów. Z zimą nie ma żartów! Aby bezpiecznie wędrować po górach o każdej porze roku, trzeba mieć w sobie dużo pokory. Umieć odpuszczać. Nie upierać się, by za wszelką cenę zrealizować cel. Umiejętność oceny sytuacji i podjęcie w krytycznym momencie odpowiedniej decyzji może uratować życie.

D.S.: Jak dalej rozwijała się Twoja górska przygoda?

G.Z.: Po kilku latach, kiedy moje wędrówki stały się bardziej ekstremalne, pojawiła się potrzeba nabycia nowych umiejętności. W ciągu dwóch lat zrobiłam kurs wspinaczki skalnej na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, zaraz po nim letni kurs taternicki, w kolejnym roku zimowy. To otworzyło przede mną nowe możliwości spędzania czasu w Tatrach. Zaczęłam się wspinać. Po stronie polskiej i słowackiej, latem i zimą. W terenie mikstowym i na lodospadach. Zachwyciłam się na nowo! Wspinanie i bliski kontakt ze skałą dostarczały mi zupełnie nowych doznań. Pokochałam to. W każdym momencie mogę odtworzyć sobie zapach rozgrzanego granitu, jego strukturę, kępki traw, porosty lub kwiatki wyrastające z gołej, surowej skały, gdzieś na 2000 m n.p.m. I motyle! To niesamowite, że zawsze, kiedy się wspinam, leci przy mnie motyl. Zawsze. Nazwałam go swoim Aniołem Stróżem. Czuję, że mnie chroni. Dzięki niemu czuję się bezpieczniej.

D.S.: Opisujesz to wszystko z takim zachwytem!

G.Z.: Tego nie można opisać inaczej. Takich emocji, uniesień i zachwytów nie przeżywałam w żadnym innym miejscu. Dla mnie samotne wędrówki, sam akt wspinania połączony z przepięknymi, urokliwymi widokami szczytów, dolin, stawów, na które patrzyłam z góry, powodują niemal ekstazę, metafizyczne doznania. Najbardziej lubię, kiedy wieje wiatr, rozwiewając chmury. Zatrzymuję się wówczas, obserwując, niemalże jak w teatrze, jak biała kurtyna z chmur, zasłaniająca wszystko, powoli rozchyla się, a oczom widza ukazują się wyłaniające z mgły skalne wierzchołki i ogromna przestrzeń. Po chwili znowu wszystko spowija mgła, widoczność ogranicza się do kilka metrów, by po chwili spektakl rozpoczął się nowo.

D.S.: Niezwykłe doznania. Zastanawiam się jednak, jak to możliwe, że nie znudziło Cię jeszcze chodzenie wciąż tymi samymi szlakami, oglądanie tych samych widoków?

G.Z.: Znudziło? (śmiech) Tatry są dla mnie jak narkotyk. Doznaję ekstazy za każdym razem, kiedy tam jestem. Kocham tam wszystko. Wiesz, że ten sam szlak za każdym razem jest inny? W zależności od pory roku, od pogody, pory dnia, układu chmur na niebie, które wpływają na kolory, które widzisz, od strony, którą dany szlak pokonujesz, od słońca, który oświetla góry o każdej porze dnia i roku inaczej…

D.S.: Przekonałaś mnie. Nie patrzyłam na to nigdy w ten sposób. Aby móc skupić się na tych wszystkich szczegółach, zauważać je, potrzebna jest cisza, brak ludzi. Czy nie przeszkadza Ci zatem, że zawsze jest tam tak dużo turystów?

G.Z.: Nie. (śmiech). Wiem, jak omijać godziny szczytu. Wychodzę zazwyczaj przed świtem, kiedy większość turystów jeszcze słodko śpi. Gdy oni ruszają na szlaki, ja jestem już wysoko. Spotykam ludzi tylko w drodze powrotnej. Czasem, kiedy jeżdżę w góry w tygodniu, nie spotykam nikogo. Omijam też dni świąteczne, majówki itp.

D.S.: Wiem, że masz trójkę dzieci. Czy one również dzielą Twoją pasję?

G.Z.: Starsza dwójka była ze mną górach tylko kilkanaście razy. Nauczyłam ich jeździć na nartach, zabierałam na piesze wędrówki. Jednak nie było ich wiele. To był trudny dla mnie czas. Nie miałam niestety możliwości wyjazdów na tyle częstych, by zaszczepić w nich pasję gór. Chociaż… Teraz, kiedy są już dorośli, jeżdżą w góry ze swoimi partnerami. Jednak nie zwariowali na ich punkcie tak bardzo jak ja. (śmiech) Natomiast co do mojej najmłodszej córki, obecnie już dwunastolatki, ją zabierałam w góry od najmłodszych lat. Nigdy nie zapomnę, kiedy jako trzylatka pokonywała samodzielnie, sięgające jej czasem po pachwiny stopnie na Ścieżce nad Reglami. Jako czterolatka weszła na własnych nóżkach do Doliny Pięciu Stawów. W kolejnym roku weszła na przełęcz Karb i Kasprowy Wierch, zimą, od strony Kuźnic. Dwa lata temu zrobiła ze mną Koronę Gór Polski na jednej wyprawie – 28 szczytów w 25 dni. W samochodzie miałyśmy zapas żywności, wody, ubrań, a nawet namiot, kuchenkę, jedzenie liofilizowane. Spałyśmy w namiocie, schroniskach, w domu parafialnym. Fantastyczna przygoda. Oliwia zrobiła to ze śpiewem na ustach i czasem – gdy ja marzyłam już tylko o tym, aby przybrać pozycję poziomą – mówiła: „Mamo, zróbmy dziś trzeci szczyt, będzie mniej na jutro”. (śmiech) Zabierałam ją też na kilkudniowe wyprawy rowerowe wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego, spałyśmy w namiocie, rano go zwijałyśmy i jechałyśmy dalej. Nauczyłam ją wspinaczki, dziś chodzi regularnie na sekcję wspinaczkową.

D.S.: To naprawdę niezwykłe… Słyszałam, że biegasz po górach?

G.Z.: Po trekkingu i wspinaniu przyszedł czas na kolejną aktywność – bieganie po górach. Postawiłam sobie cel i zarazem wyzwanie: Czy niebiegająca nigdy kobieta po czterdziestce może przebiec ultramaraton górski? Na cel wyznaczyłam sobie Tatra Fest 61km, 4130 m pod górę. Po dwóch latach intensywnych treningów przebiegłam Tatra Fest z wynikiem 13 godzin – 2 godziny przed limitem! Jednak nie był to, jak planowałam, mój pierwszy ultramaraton. Pół roku wcześniej dostaliśmy z moim partnerem propozycję wzięcia udziału w Biegu Rzeźnika w parach (nieoczekiwanie dostaliśmy pakiet). Nie zgodziłam się, przecież to było 84 km po górach, a ja do tej pory przebiegłam tylko półmaraton w mieście! Treningi miałam rozpisane z uwzględnieniem startu w Tatrach w sierpniu. Poza tym, jakim cudem my, żółtodzioby biegowe, mamy pobiec w dwóch ultra w dwumiesięcznym odstępie czasu?? Ostatecznie podjęliśmy jednak wyzwanie. I udało się! 16 godzin biegu po pięknych Bieszczadach. Dobiegliśmy zmęczeni, obolali, ale szczęśliwi. Jak się ponownie okazało, chcieć to móc!

D.S.: Co byś poradziła czytelnikom?

G.Z.: …że najważniejsza w życiu, poza rodziną, jest pasja. To coś, co zawsze działa, zawsze nas pocieszy w trudnych chwilach, wzmocni, rozwinie, doda życiu smaku i radości. I jak udowodniłam sobie samej – nie ma, że nie mogę, nie ma, że już nie w tym wieku, nie ma, że za trudno… itd. Macie marzenia? Jest coś, co powoduje, że pojawia się błysk w waszych oczach i motyle w brzuchu? Nie rezygnujcie! Wchodźcie w to! Bierzcie życie za rogi! Co macie do stracenia? Najwyżej się nie uda.

A jak się uda…. będziecie najszczęśliwsi na świecie!