Małe Muzeum u Kowalskich, zapraszamy wszystkich – wita gości napis na bramie. A żegnają słowa: Zachowaj to w sercu. Wizyta u Mariana Kowalskiego, entuzjasty, który z wielkim uporem i wytrwałością od przeszło 60 lat propaguje na Dolnym Śląsku kulturę ludową, z pewnością długo pozostanie w pamięci.
Marian Kowalski wybudował pierwszy obiekt obok domu na swojej 47-hektarowej działce w Marcinowie w gminie Trzebnica. Kolekcjoner zamienił się w murarza, dekarza i cieślę. Aby przygotować pomieszczenie muzealne, dojazd czy płoty, przerzucił własnoręcznie 360 ton ziemi! Wykonał też wszystkie misterne ozdoby, które nadają niepowtarzalny charakter temu małemu prywatnemu muzeum ludowemu. Dopracowany jest tu każdy szczegół. Za budynkiem z izbami wypełnionymi ponad 5 tysiącami eksponatów znajduje się skansen maszyn rolniczych.
Dzieciństwo i młodość
Pan Marian urodził się 2 sierpnia 1938 roku w Warszawie (a faktycznie 2 lipca 1937 roku – błędnie został wypełniony formularz w kościele). Matka, Rozalia, pochodziła z Kurpi, a ojciec, też Marian, z Warszawy. W 1943 roku Niemcy aresztowali ojca, został przewieziony do Auschwitz i tam zginął. Rok później zginęła też starsza, 7-letnia siostra, Irena. Chłopiec został sam z matką, musieli uciekać. W sierpniu 1945 roku przeprowadzili się do Wrocławia, gdzie mieszkali przez pięć lat. Matka Mariana Kowalskiego kochała przyrodę, ziemię i koniecznie chciała zamieszkać z dala od wielkich miast. Przenieśli się więc najpierw do Trzebnicy, a następnie w 1950 roku do Marcinowa, do domu odziedziczonego po staruszce, którą się opiekowali.
Ta wieś różniła się od tych, które zachował we wspomnieniach z dzieciństwa. Mieszkańcy pochodzili z różnych regionów, używali przywiezionych ze sobą sprzętów i narzędzi rolniczych, nosili rozmaite stroje. Stopniowo repatrianci, reemigranci i osadnicy zaczęli stapiać się w jednorodną dolnośląską ludność. Wpływ miasta przyspieszał standaryzację kultury materialnej. Widząc postępujące zmiany, ulepszenia techniczno-cywilizacyjne, niosące nieuniknione odchodzenie od przedmiotów tradycyjnych, Marian Kowalski postanowił ratować ginące zabytki.
Skąd u rodowitego warszawiaka pasja zbierania wszelkiego rodzaju wiejskich staroci? Niewykluczone, że wszystko zaczęło się jeszcze w czasie wojny, która rzuciła go wraz z rodziną na kurpiowską wieś. Jako dziecko zetknął się z życiem, pracą i kulturą tamtejszych mieszkańców. Być może to właśnie folklor Puszczy Zielonej rozbudził w wyobraźni wrażliwego chłopca zainteresowanie kulturą ludową. Coś, co zostało w nim na całe życie.
Miara sukcesu
Od kilkudziesięciu lat Marian Kowalski przeczesuje wiejskie strychy, stodoły, obory, stajnie, chłopskie obejścia w poszukiwaniu przeróżnych przedmiotów, które wychodzą już z użycia albo o których dawno zapomniano. Potem sam wszystko naprawia i konserwuje, stara się uchronić przed zatraceniem rzeczy ważne dla naszej kultury, folkloru. Zgromadził w ten sposób ogromny zbiór wiejskich narzędzi i naczyń. W muzeum są meble, żelazka, lampy naftowe, zegary, lalki oraz wózki dziecięce. Nie brak nawet sprzętu strażackiego, maszyn wojskowych oraz kolekcji broni.
Marian Kowalski swoje życie ocenia jako sukces, mówi: spełniły się moje marzenia. Przechowuje na pamiątkę wycinki gazet, dyplomy i listy z podziękowaniami od turystów. Cieszy się, gdy jego trud w ratowaniu chociaż ułamka kultury zostaje dostrzeżony i doceniony. Tak pisze o tym w swoich wierszu:
Zapłata
Dostrzec prace ludzi – piękna to cecha!
Ujrzeć piękno tej pracy – cenna zaleta!
Stworzyć samemu dzieło – ciężka to praca!
Ochronić to wszystko – to właśnie zapłata!
O sukcesie pana Mariana świadczy nie tylko to, że rocznie jego muzeum odwiedza 5–6 tysięcy osób nie tylko z Polski, ale z całej Europy – grupy, indywidualni turyści, wycieczki szkolne (zdarzyło się, że jednorazowo oprowadzał 250 uczniów!). Od 1982 roku było u niego 460 tys. gości! Marian Kowalski otrzymał w 2002 roku Nagrodę im. Oskara Kolberga – to najstarsze i najważniejsze wyróżnienie w dziedzinie kultury tradycyjnej w Polsce, przyznawane przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego. W 2005 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Marian Kowalski to nie tylko właściciel bogatej kolekcji etnograficznej. Od wielu lat jest też czynnym muzykiem, założycielem kapeli ludowej „Marciny”, dla której pisze teksty i komponuje muzykę. Gra przede wszystkim na akordeonie, ale także na perkusji, saksofonie, kontrabasie i klarnecie. I śpiewa z optymizmem:
Marcinowskim polem mała rzeczka płynie
ludowa muzyka nigdy nie zaginie!
Tekst Jerzy Maciejewski
Zdjęcia Krzysztof Maciejewski