Kategoria: Musisz zobaczyć

Pomnik Tadeusza Kościuszki w Poznaniu

 

 

Tadeusz Kościuszko zaliczany jest do największych i najbardziej znanych polskich bohaterów narodowych. Jako symbol nieugiętej obrony naszej niepodległości pod koniec XVIII wieku czczony był przez kolejne pokolenia, informacje o nim przekazywano
w rodzinach, a po odrodzeniu Państwa Polskiego w 1918 roku stał się postacią stale obecną w podręcznikach szkolnych czy rocznicowych akademiach.

 

W okresie zaborów nie było można oficjalnie czcić pamięci Naczelnika. Przełom nastąpił w 1917 roku – w setną rocznicę śmierci Kościuszki. Ziemie zaboru rosyjskiego znajdowały się wówczas pod okupacją niemiecką i tamtejsze władze nie sprzeciwiały się upamiętnieniu postaci polskiego bohatera narodowego, który walczył z Rosjanami. Polacy wykorzystali tę rocznicę jako pretekst do zorganizowania patriotycznych obchodów niepodległościowych. W naszym regionie pojawiły się wtedy pomniki i tablice m.in.
w Koninie, Kole, Słupcy, Zagórowie i Borysławicach.

W samym Poznaniu nie było sposobności, aby wówczas upamiętnić postać naszego bohatera narodowego. Wystawiono jedynie przedstawienie biograficzne w Teatrze Polskim,
a w mieście pojawiły się okolicznościowe dekoracje. Sprzyjające warunki do postawienia pomnika nastały dopiero po I wojnie światowej. Zamysł upamiętnienia Naczelnika zrealizowano w związku z Powszechną Wystawą Krajową (PWK). Projekt pomnika zamówiono u warszawskiej rzeźbiarki Zofii Trzcińskiej-Kamińskiej (1890–1977). Na otwarcie PWK nie zdołano przygotować metalowego odlewu, więc w 1929 roku odsłonięto jedynie gipsowy model. Ze względu na wystawę na miejsce ustawienia pomnika wybrano skrzyżowanie obecnych ulic Bukowskiej i Roosevelta – w pobliżu ówczesnego głównego wejścia na tereny wystawowe. Wykonana z nietrwałego materiału rzeźba nie przetrzymała zimy i rozpadła się. Powstał więc nowy model, z którego odlano w brązie 12-metrową figurę. Odsłonięto ją 27 grudnia 1930 roku podczas obchodów 12. rocznicy wybuchu powstania wielkopolskiego. Był to drugi w Polsce (po Krakowie) pełnopostaciowy pomnik Tadeusza Kościuszki.

Po wkroczeniu w 1939 roku hitlerowców do Polski polskie pomniki, w tym również ten, zostały zniszczone. Na jego odtworzenie trzeba było poczekać. Asumpt do realizacji dała zbliżająca się 150. rocznica śmierci naczelnika. Władze administracyjne Poznania podjęły stosowne działania. Pomogła w tym sędziwa autorka pomnika – Zofia Trzcińska-Kamińska. Współpracowali z nią rzeźbiarze: Kazimierz Bieńkowski i Jan Maria Jakób. Problemem do rozwiązania było wybranie nowej lokalizacji, gdyż w miejscu poprzedniego ustawienia figury znalazły się tory tramwajowe. Zdecydowano, iż pomnik zajmie miejsce na rozwidleniu ulic Bukowskiej i Grunwaldzkiej – 350 metrów dalej, choć w miejscu mniej eksponowanym.

Uroczystość odsłonięcia odtworzonego pomnika miała miejsce 30 września 1967 roku. Wysoki żelbetowy cokół obłożony jest płytami z szarego granitu strzegomskiego. Na nim stoi pełnoplastyczna rzeźba Kościuszki, przedstawionego zgodnie z tradycją w chłopskiej sukmanie, obiema rękami przyciskającego do piersi szablę spoczywającą w pochwie. Na przedniej stronie cokołu umieszczono napis: Tadeuszowi Kościuszce Poznań oraz informację
o zburzeniu i odtworzeniu pomnika. U dołu z trzech stron cokół otaczają kamienne wypukłorzeźby wykonane w stylu z okresu międzywojennego. Z przodu widzimy młodą wieśniaczkę w stroju wczesnosłowiańskim na tle orła, trzymającą w jednej ręce hełm i gałązkę dębu, a w drugiej sztandar z herbem Poznania. Sceny po bokach wyobrażają symboliczne postacie uzbrojonych dawnych wojowników, z których jeden chwyta za miecz, a drugi wzywa do boju, dmąc w róg.

Poznański pomnik Naczelnika, po 87 latach od pierwszego odsłonięcia i pół wieku po odtworzeniu, wrósł w krajobraz miasta. Podczas uroczystości i obchodów składane są pod nim wieńce i kwiaty, a na co dzień jest dowodem pamięci Poznania o jednym z naszych najważniejszych bohaterów narodowych.

 

Tekst i zdjecie: Paweł Anders

 

Filmy, piosenki i… fikcja literacka promują turystykę, Jan Paweł Piotrowski

Niektóre miejscowości dzięki filmom i serialom telewizyjnym cieszą się rosnącym zainteresowaniem turystów. Ma to niewątpliwie dobre strony, jednak może prowadzić do pewnych zagrożeń, z których nie wszyscy zdają sobie sprawę. Dlaczego? Oto gospodarze i przedstawiciele miejscowych sfer gospodarczych usiłują bezkrytycznie dostosowywać się do życzeń gości, przyczyniając się do zmiany wyglądu miejscowości, kształtując ich wygląd na „obraz i podobieństwo” metropolii. W małych miasteczkach królują nazwy restauracji, pensjonatów w języku angielskim, nie uwzględnia miejscowa specyfika. Nadmiar przyjezdnych odstrasza niekiedy niektórych turystów, oczekujących spokoju i ciszy. 

Są też i dobre przykłady. Choćby Sandomierz, który od czasów, gdy zagościł tam ojciec Mateusz, cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Czy jednak nie zmieni swojego wyglądu, choćby w związku z nadmierną rozbudową bazy noclegowej i gastronomicznej? Pamiętam czasy, gdy takie obiekty można było tu policzyć na palcach, a organizatorzy turystyki musieli ograniczać się do proponowania parogodzinnych pobytów. Czy w tak krótkim czasie naprawdę można poznać to urocze miasto? Całe szczęście, że przewodnicy tutejszego Oddziału PTTK zawsze stawali na wysokości zadania, swoją głęboką wiedzą i przypominając tradycje miasta, które było kolebką polskiego ruchu regionalnego, często niedocenianego (a nawet niszczonego)  przez władze PRL.

Są miasta, które kiedyś nie były kojarzone z turystyką. Mądra moda na poznawanie obiektów postindustrialnych (oraz ich przystosowanie do obsługi gości) spowodowała. że np. do Łodzi czy Żyrardowa przybywa coraz więcej turystów. Co tydzień z ekranu telewizyjnego pozdrawia nas komisarz Alex, wędrujący wraz ze swymi opiekunami po Łodzi. Choć serial „Archiwista” dość krótko propagował Żyrardów, to jednak gościnni gospodarze tutejszego Muzeum Lniarstwa cieszą się z wrastającej frekwencji w tym naprawdę wyjątkowym mieście.

Dobrze, gdy gospodarze – tworząc ofertę turystyczną – nawiązują to miejsc, które znane są z seriali. Gdy jesteśmy w urokliwych miasteczkach Podlasia, na przykład w Tykocinie czy Supraślu, czujemy się tak, jakbyśmy znaleźli się „U Pana Boga w Ogródku” i wędrując malowniczymi uliczkami liczymy na spotkanie z popularnymi i lubianymi aktorami... 

Już dawno w podsudeckim miasteczku Lubomierz utworzono muzeum, które nawiązując do filmu Sami swoi”, z jednej strony przyczynia się do pobudzania uśmiechu tak potrzebnego na turystycznych szlakach, z drugiej zaś w przystępny sposób popularyzuje dzieje pierwszych osadników na Ziemiach Zachodnich.

Pacanów byłby z pewnością prawie zupełnie nieznany, gdyby Kornel Makuszyński nie wymyślił postaci Koziołka Matołka. Dawniej mieszkańcy zabytkowego Wąchocka podobno krzywili się, gdy mówiło się o dowcipach rzekomego tutejszego sołtysa. W obu przypadkach warto było pojąć, że sytuacje spowodowały zainteresowanie przyjezdnych i wzrost dochodów przedstawicieli różnych zawodów, także i tych, którzy tylko współuczestniczą w obsłudze ruchu turystycznego. Można też wspomnieć o piosenkach, które przyczyniły się do promocji wielu miejsc. To choćby postać Beaty z „Albatrosa” Janusza Laskowskiego czy piosenki „Augustowskie Noce”, do której nawiązują nazwy lokali gastronomicznych Augustowa,  których właściciele pamiętają o Marii Koterbskiej. Trudno się dziwić, wszak w tym mieście już przed drugą wojną światową dzięki nakręcanym tu filmom spopularyzowano to urocze miasto. Wrocławskie niebieskie tramwaje, o których śpiewała kiedyś wyżej wspomniana rodowita mieszkanka Bielska - Białej zachowały swój niebieski kolor, który przywrócono po latach stalinowskich, gdy wszystko „musiało być równo” i gdy w całej Polsce pomalowano te pojazdy na jeden, czerwony kolor.

Maria Koterbska czy też Hanka Bielicka zawsze propagowały swoje małe ojczyzny. Pani Hanka jest uwielbiana w Łomży (i nie tylko). Ma tu swoją ławeczkę i uroczy muzealny salonik. Gospodarze miasta wraz z oddziałem PTTK propagują to miasto nad Narwią, które może poszczycić się piękną gotycką katedrą i wielką kolekcją bursztynów w tutejszym muzeum. 

Warto, wędrując po kraju, odwiedzać miejscowości popularyzowane przez filmy, piosenki i postacie literackie. Warto, aby społeczności lokalne wykorzystywały taką szansę. 

 

Jan Paweł Piotrowski

Gorzowski grobowiec megalityczny

Jeśli któregokolwiek z gorzowian zapytamy, jaki zabytek architektury w ich mieście jest najstarszy, odpowie bez wahania: katedra. Przyjmując, że grobowce też są architekturą, nie jest to prawdą. Mamy bowiem w Gorzowie grobowiec z epoki kultury amfor kulistych, liczący sobie blisko 4500 lat. Nietrudno go odszukać, bo stoi zrekonstruowany w parku Muzeum Lubuskiego przy ulicy Warszawskiej. Tworzą go łupane płyty kamienne, których ciężar dochodzi nawet do trzech ton. Na nich wspierały się pierwotnie dębowe bale przysypane ziemią. Wewnątrz grobowca pochowano szczątki 17 ludzi, najprawdopodobniej pochodzących z jednego rodu. Zmarłych wyposażono na drogę w zaświaty w siekierki, dłuta kamienne, toporki, ozdoby bursztynowe, kły odyńca i niewielki pucharek – być może wypełniony alkoholem. Dziwne, że wśród przedmiotów, które odkryto wewnątrz, brakowało charakterystycznych dla tego okresu garnków z symbolami Dobra i Słońca, czyli swastyki.   Kiedy 90 lat temu archeolog i historyk niemiecki Fritz Buchholz odkrył megalit w Lasku Złotego Potoku, czyli dzisiejszym Parku Czechówek, była to nie lada sensacja. Zrekonstruowany zabytek pierwotnie postawiono koło dzisiejszej restauracji „Agata”, gdzie stał do 1960 roku. Wtedy to, w związku z budową postoju taksówek, przeniesiono go do parku krajobrazowego obok willi landsberskiego przemysłowca Gustawa Schroedera – obecnie siedziby Muzeum Lubuskiego.

Tekst i zdjęcia: Zbigniew Rudziński

Alfabet krajoznawcy

A jak archeologia w służbie polityki. Nie od dziś wiadomo, że w polityce archeologia obecna była od zawsze. Dobrym tego przykładem jest Santok. Kiedy to przez przypadek odkryto tu pozostałości średniowiecznego grodu, natychmiast podjęto badania archeologiczne (w latach 1932–1935), by osiągnąć cele polityczne i przy okazji rozszerzyć wiedzę historyczną w zakresie nieprzeczącym oficjalnej nauce. Tak, bez zbędnej kokieterii, ujmował to Wilfrid Bade, kierownik referatu zagranicznego Ministerstwa Oświecenia Publicznego i Propagandy Rzeszy: (…) słyszeć chcemy o tym, jak żyli nasi członkowie, a odsłonięcie germańskich grodów warownych Zantocha ważniejsze jest dla nas niż znaleziska w Azji lub Chinach.

 

To, czy są to informacje prawdziwe, nie ma w polityce żadnego znaczenia, bo przecież słyszeć chcemy (…). Wykluczenie Chin z kontynentu azjatyckiego daje też pojęcie o poziomie wiedzy samych ówczesnych decydentów politycznych. By należycie zaprezentować wyniki ówczesnych wykopalisk, wybudowano wieżę widokową („germańską strażnicę”), gdzie zaprezentowano znaleziska. Po zakończeniu II wojny światowej polskim archeologom, prowadzącym tu badania, również dano jasno do zrozumienia, że Santok jest odwiecznie polski, słowiański i nadrzędnym zadaniem jest to udowodnić ponad wszelką wątpliwość. Istnienie Pomorzan, pierwotnych budowniczych, zeszło na dalszy plan, a fakt podejmowanych przez nich przez 300 lat prób odzyskania utraconych ziem traktowano jako niezawinioną agresję na ziemie polskie. Nie zadano sobie wtedy pytania, co robili wojowie Mieszka I pod Cedynią 80 km od Szczecina i 100 km od Santoka w głębi ziem pomorskich?

Krasnoludki są na świecie

Czy to bajka, czy nie bajka,

Myślcie sobie, jak tam chcecie,

A ja przecież wam powiadam:

Krasnoludki są na świecie…

Maria Konopnicka

 

Tak, tak, we Wrocławiu też jest ich bardzo dużo. Skąd się wzięły? Stare dzieje...

Dawno, dawno temu miasto otaczały mury obronne i fosa pełna wody, domy były drewniane, a mieszkańcy wiedli pracowite życie. Wszystko trzeba było robić ręcznie: budować domy, rąbać drwa, nosić wodę, mielić zboże, kuć konie, sprzątać domostwa, place i ulice itp. 

W tym znoju, skrycie, pod osłoną nocy starały się pomagać ludziom małe skrzaty – krasnoludki, które żyły w swoim królestwie – w podziemiach miasta. Mijały wieki, nastała era postępu, wynalazków i elektryczności. Ludzi, którzy zamieszkali w swoich wysokich domach, zaczęły wyręczać maszyny... i odtąd pracowite krasnoludki snuły się po nocach smutne, niepotrzebne nikomu. 

Przyszły złe czasy XX wieku. I i II wojna światowa, która zniszczyła Wrocław, miasto legło w gruzach. Przerażone krasnoludki ukryły się w swoich podziemiach na długie, długie lata… Aż nastał wiek XXI i ciekawskie skrzaty wyczuły, że coś w mieście się zmieniło. Zwłaszcza w Rynku słychać było przyjazne, tolerancyjne, wielojęzyczne głosy, czasami muzykę, śpiew i śmiech. Skrzaty zaczęły się wymykać w nocy z podziemi bramką koło kościoła św. Elżbiety. Nawet strażnik Śpioch nie mógł ich upilnować. Krasnoludki zachwyciły się miastem, jego odbudowanymi zabytkami, nowymi domami, ulicami, placami i parkami. W tej euforii zapominały, że powinny wracać do podziemnego królestwa rankiem, przed wschodem słońca. Tak już jest w krasnoludkowym świecie, że pierwszy promyk zamienia je w spiżowe figurki. Jednak krasnoludki przestały się tego obawiać. Te, którym nie udaje się zdążyć do podziemi przed świtem, nawet się z tego cieszą, bo zostają na powierzchni ku radości dorosłych wrocławian i turystów,
a przede wszystkim dzieci.

Ten bajkowy świat splata się z rzeczywistością. Skrzaty w swoim zachwycie zatrzymały się w wielu miejscach, są przed reprezentacyjnymi gmachami, np. Dworcem Głównym, Panoramą Racławicką, Halą Stulecia, Narodowym Forum Muzyki, a także w zoo i Ogrodzie Botanicznym, przywołują wydarzenia z historii miasta, prezentują znane wrocławskie firmy i przedsiębiorstwa, uosabiają sławne postaci związanie z Wrocławiem, np. profesora Jana Miodka, himalaistkę Wandę Rutkiewicz, muzyka Włodzimierza Szomańskiego czy pisarza Marka Krajewskiego. Nie sposób wszystkich wymienić.  Figurki krasnali stały się ciekawymi elementami przestrzeni miejskiej, mającymi swoich sponsorów i opiekunów pośród instytucji publicznych, osób prywatnych i firm.

Początku zdarzeń związanych z krasnalami można upatrywać w ruchu happeningowym „Pomarańczowa Alternatywa”, którego uczestnicy zbierali się przy skrzyżowaniu ulic Świdnickiej
i Kazimierza Wielkiego w latach 1986–1990. 1 czerwca 2001 roku w miejscu tych spotkań stanął spiżowy pomnik krasnala, symbolu „Pomarańczowej Alternatywy”, z czasem nazwanym Papą Krasnalem jako największym i najdostojniejszym ze wszystkich wrocławskich krasnali. W sierpniu 2005 roku pojawiły się pierwsze krasnoludki: Pracz Odrzański, Szermierz, Syzyfki i Rzeźnik, autorstwa Tomasza Moczka, ufundowane przez Urząd Miasta Wrocławia.  8 października 2007 roku pierwszy komercyjny krasnal Pierożnik usiadł przy nieistniejącym już barze STP (SmacznieTanioPrędko) i zaczęło się… Każdego roku w całym mieście wciąż przybywało krasnali. 

W 2018 roku Wrocławskie Wydawnictwo EMKA wydało „Leksykon wrocławskich krasnali” autorstwa Agnieszki Malczewskiej i Józefa Peszki z opisem 517 krasnali. Dostępne są mapki, książeczki i bajki z krasnalami. Wrocławscy przewodnicy oprowadzają wycieczki szlakami krasnoludków, a każdy ma swoją wersję ich historii! 

Obecnie trudno już się doliczyć, ile jest krasnali we Wrocławiu. Miasto się rozrasta, powstają nowe osiedla, przedszkola, szkoły, nowe firmy, rewitalizowane są kolejne ulice
z przedwojenną zabudową, a krasnoludkowe społeczeństwo z zaangażowaniem temu towarzyszy...

 

Autor tekstu i zdjęć: Anna Rotko

Gdyńska torpedownia

Gdynia kojarzy się przede wszystkim z nowoczesnym portem i modernistycznym śródmieściem. Jednak oferuje ona o wiele więcej atrakcji dla turystów, chętnych zapoznać się z zabytkami położonymi z dala od uczęszczanych szlaków. Nie jest powszechne wiadome, iż Gdynia usiana jest licznymi fortyfikacjami pochodzącymi z trzech epok historycznych: II Rzeczpospolitej, II wojny światowej i PRL. O ich położeniu na obszarze miasta można dowiedzieć się m.in. z wydanej w 2014 r. mapy turystycznej „Fortyfikacje Gdyni i okolic”. Najliczniejszą grupę stanowią pamiątki z lat 1939-1945.

Czy na Diablej Górze można zobaczyć diabła?

NIE MA W POLSCE MIEJSC NIECIEKAWYCH, SĄ TYLKO MIEJSCA MAŁO ZNANE W czasie pandemii nasze możliwości podróżowania i zwiedzania kraju są bardzo ograniczone. Jednak warto zastanowić się już teraz, co w przyszłości warto zobaczyć i na co zwrócić uwagę. Czasami przemierzamy jakiś teren, lecz brak wiedzy na jego temat powoduje, że umykają nam ciekawe detale,…
Więcej

380 metrów schronu dla pociągów

W Spale można wybrać się w niezwykłą podróż w czasie. Wystarczy wsiąść do "carskiego" pociągu, aby po kilkunastu minutach znaleźć się w Konewce, tuż obok hitlerowskich bunkrów z II wojny światowej. Tam warto zwiedzić  podziemną trasę i obejrzeć liczne eksponaty zgromadzone w betonowym schronie, w którym zmieścił się cały pociąg.

Najbardziej ponura atrakcja turystyczna w Polsce

Przedstawiamy  jedną z najbardziej unikalnych atrakcji turystycznych Polski, napawającą zgrozą Kaplicę Czaszek – jedno z trzech tego rodzaju miejsc w Europie! styczeń-marzec/1(1)2020 Ten przerażający obiekt  znajduje się w miejscowości Kudowa - Czermna. Niesamowita, "zbudowana" z kości kaplica, wprawia w osłupienie nawet bardzo doświadczonych podróżników. Została wzniesiona w stylu barokowym w 1776 roku i stanowi jedyne…
Więcej

Środek Europy na Podlasiu

Niedaleko Białegostoku, leży małe miasto o nazwie Suchowola, słynące z tego, iż jest geograficznym środkiem Europy. Wskazanie dokładnego środka Starego Kontynentu jest bardzo trudne, między innymi ze względu na dość umowny przebieg granicy pomiędzy Europą i Azją. Istnieje aż kilkanaście punktów uznawanych za środek Europy, rozsianych w rożnych europejskich krajach. Ten wyznaczono, w oparciu o…
Więcej