Recent Posts by Dominika Szymborska

Tatry i Zakopane w ilustracji Walerego Eljasza-Radzikowskiego  

  • Kuty okładka jpg

 

Nareszcie książka na miarę zasług Walerego Eljasza-Radzikowskiego w dziedzinie popularyzacji Tatr i Zakopanego. Dotychczas nie istniała publikacja ukazująca w tak szerokim zakresie dokonania artysty. Większość poświęconych mu prac miała charakter przyczynkarski. A przecież Walery Eljasz-Radzikowski to wybitny krajoznawca i autor sześciu wydań najpopularniejszego w jego czasach przewodnika oraz płodny grafik i malarz oraz – o czym często zapominano – fotograf. Można powiedzieć, iż egzystował na marginesie zainteresowań tatrologicznych.

 

Autor niniejszej książki, Radosław Kuty, po raz pierwszy podjął udaną próbę całościowego opracowania dokonań Eljasza w zakresie jego twórczości ikonograficznej. Kilkuletnie, żmudne, dociekliwe poszukiwania i badania zasobów wszelkich źródeł, a przede wszystkim archiwów muzealnych i kolekcji prywatnych przyniosły imponujący skutek ilościowy
i jakościowy. Przeważającą część prac plastycznych i fotograficznych Eljasza czytelnik ma okazję obejrzeć po raz pierwszy.

Dobór i układ ilustracji pozwala prześledzić proces twórczy artysty od szkicu, impresji akwarelowej zawartej w sztambuchach, do w pełni rozwiniętego malarstwa olejnego, akwaforty czy drzeworytu.

Szczególnie bogaty dział fotografii i dział drzeworytów czasopiśmienniczych w realistyczny sposób dokumentuje wizerunek Tatr i turystyki ówczesnej epoki, to jest drugiej połowy XIX wieku.

Książka świetnie napisana i zilustrowana w pełni zadowoli zarówno początkujących amatorów poznania działalności Walerego Eljasza – Radzikowskiego i poprzez niego poznania historii tatrzańskiej turystyki, jak i zaawansowanych znawców tematu, umożliwiając im pogłębienie analityczne.

Przejrzysta konstrukcja książki łączy w sobie wszystkie cechy historycznej pracy naukowej z wymogami przystępności popularnonaukowej. Bogata bibliografia, liczne i szczegółowe przypisy dopełniają encyklopedycznego charakteru tej książki. Autor sprawnie wyręcza czytelnika z konieczności wyszukiwania dodatkowych informacji rozszerzających.

Wszystkim zainteresowanym twórczością Walerego Eljasza-Radzikowskiego oraz szeroko pojętym tematem sztuki i turystyki tatrzańskiej gorąco polecam książkę autorstwa Radosława Kutego.

Andrzej Petrykowski

 

Radosław  Kuty (1979), historyk, doktorant   w  Instytucie  Historii Uniwersytetu  im. Jana  Kochanowskiego  w  Kielcach, autor  publikacji  naukowych  dotyczących  Tatr  i  Zakopanego  oraz  historii  ziemiaństwa  polskiego. Zainteresowania  badawcze: prasa  polska 1864-1939  ze  szczególnym  uwzględnieniem  tematyki  tatrzańskiej  i  zakopiańskiej, ikonografia  i  fotografia  tego okresu. Przygotowuje  prace: Obraz  Tatr  i  Zakopanego  na  łamach  prasy  warszawskiej  1860-1914 (rozprawa  doktorska)  oraz  Tatry  i  Zakopane  w  reklamie. Od  okresu  autonomii  galicyjskiej  do  1939 roku.

 

O książce

Ponad 500 stronicowy album w formacie A4 z twardą oprawą, łącznie 589 ilustracji (35 w części wstępnej, 362 w dziale ikonografii i 192 w dziale fotografii), ukazujący m.in.  malarstwo olejne, akwarelę, akwafortę, prace z tzw. raptularzy tatrzańskich, pocztówkę, ilustrację prasową i fotografię o szeroko rozumianej tematyce tatrzańskiej i zakopiańskiej; ponad 100 stronicowy tekst omawiający życie i   twórczość Walerego Eljasza z szerokim wykorzystaniem źródeł historycznych

 

Chcesz kupić?... www.antykwariat-filar.pl  Wydawnictwo, Księgarnia, Antykwariat Górski "Filar" Henryk Rączka, ul. Alabastrowa 98, 25-753 Kielce.

 

Dzwoni już 500 lat…

  • Barwny korowód z repliką Zygmunta (1)
  • Barwny korowód z repliką Zygmunta (2)
  • Okno wieży z dzwonem Zygmunta – widoczni dzwonnicy i konopne liny poruszające dzwon
  • Plakat sympozjum naukowego
  • Zawieszenie dwonu Zygmunta na wieży katerdy na Wawelu w Krakowie w 1521 roku. Jan Matejko (1838-1893). Ze zbiorów Muzeum Narodowego w warszawie

 

 

Dzwon Zygmunta – jego majestatyczny głos dochodzi aż do Wielkanocy… Mowa, oczywiście, o położonej niedaleko Krakowa wsi Wielkanoc, w której podobno można go usłyszeć. Wprawiany jest w ruch przez 12 dzwonników, którzy pociągając za konopne liny, mogą rozkołysać kolosa w główne święta kościelne, w rocznice najważniejszych wydarzeń oraz w święta narodowe – 3 Maja i 11 Listopada. Jest jednym z trzech wielkich dzwonów w Europie, poruszanych do dzisiaj siłą ludzkich mięśni (dwa pozostałe to Zygmunt na Hradczanach w Pradze i Tuba Dei w Toruniu). Dzwon Zygmunta – odlany w Krakowie przez Jana (Hansa) Behema z Norymbergii – waży 12 600 kg i ma 450 m wysokości z jarzmem i sercem, a jego słyszalność sięga nawet 30 km. Po raz pierwszy zabrzmiał 13 lipca 1521 roku tuż przed 111. rocznicą bitwy pod Grunwaldem; słuchały go zapewne tysiące ludzi, a także jego fundator – król Zygmunt Stary.

 

Pięćsetną rocznicę tego wydarzenia Kraków uroczyście świętował od 28 czerwca do 13 lipca 2021 roku pod patronatem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy. W auli Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej odbyło się dwudniowe sympozjum naukowe. W czasie tego spotkania z udziałem kilkudziesięciu osób, w tym także gości z Litwy i Czech, zainaugurowanego wysłuchaniem dźwięku Zygmunta, wygłoszono interesujące referaty poświęcone historii królewskiego dzwonu i ukazaniu jego znaczenia w dziejach państwa i narodu polskiego. Wśród autorów referatów znaleźli się m.in. specjaliści z dziedziny akustyki, dendrologii, sztuki ciesielskiej, metalurgii, ukazując mniej znane aspekty historii Zygmunta. Jeden z referatów dotyczył także „brata” wawelskiego Zygmunta z dzwonnicy katedry św. Stanisława w Wilnie.

 

Każdy dzwon kościelny ma w swym życiu trzy momenty inicjacyjne – zaznaczył w powitalnym wystąpieniu prof. Mieczysław Rokosz, inicjator i organizator sympozjum, wawelski dzwonnik – wydobycie odlanego dzwonu z jamy odlewniczej, następnie jego konsekracja i chrzest w uroczystym obrzędzie liturgicznym i wydźwignięcie go na wieżę, zawieszenie i pierwsze dzwonienie. Właśnie zawieszenie dzwonu w 1521 roku było okazją do kilkudniowych krakowskich uroczystości. W ramach sympozjum była także możliwość zwiedzania wawelskiej katedry i Wieży Zygmuntowskiej, gdzie jest zawieszony Zygmunt wraz z kilkoma innymi dzwonami, oraz Wieży Wikaryjskiej, zwanej także Wieżą Srebrnych Dzwonów. Zygmunt odezwał się na koniec sympozjum w dniu 29 czerwca, w uroczystość św. Piotra i Pawła.

 

W ramach obchodów jubileuszu 500-lecia dzwonu, w dniu 13 lipca, odbyła się dźwiękowo-wizualna rekonstrukcja zawieszenia dzwonu (w postaci plenerowej inscenizacji), a zygmuntowski korowód był kulminacyjnym punktem rocznicowych uroczystości. Była to barwna parada od Barbakanu, ulicą Floriańską, przez Rynek Główny pod Wawel, z udziałem aktorów występujących w strojach z epoki, tancerzy, muzyków, Bractwa Kurkowego – wielkie widowisko przybliżające renesansowy świat tańców i zabaw. Głównym elementem korowodu była replika Zygmunta wieziona specjalnie przygotowanym pojazdem na Wawel. Oddzielnie niesiono serce dzwonu. Pod wieżą ratuszową na Rynku Głównym miał miejsce spektakl baletu Cracovia Danza pt. Kiedy tańczą dzwony. W czasie wakacji można było oglądać replikę dzwonu, wyeksponowaną w różnych punktach miasta. Inną jubileuszową atrakcją jest wystawiony na Wawelu obraz Jana Matejki Zawieszenie dzwonu Zygmunta, datowany na rok 1874, wypożyczony z Muzeum Narodowego w Warszawie. Organizatorem rocznicowych uroczystości  było miasto Kraków, Zamek Królewski na Wawelu, Katedra Wawelska, Dom Norymberski w Krakowie i Małopolska Organizacja Turystyczna.

 

Zygmunt dzwoni już 500 lat, jednakże następuje powolne zużywanie materiału, z którego zbudowany jest klosz dzwonu w miejscu uderzeń jego serca. Według najnowszych badań dzwon wytrzyma następne 500 lat, później można go obrócić o 90o, by serce mogło uderzać w nowe miejsca jeszcze przez kolejne 1 000 lat!

 

Tekst Józef Partyka

  

 

Konferencja przedkongresowa w Siedlcach

  • Blacha przewodnicka(1)
  • IMG_4556
  • IMG_7684
  • IMG_7710

 

W dniach 19-20 czerwca 2021 roku w Siedlcach odbyła się zorganizowana przez Oddział PTTK „Podlasie” w Siedlcach Konferencja przedkongresowa pt. „W odnajdywaniu tożsamości”, pod honorowymi patronatami Marszałka Województwa Mazowieckiego Adama Struzika oraz Prezydenta Miasta Siedlce Andrzeja Sitnika. Przedsięwzięcie miało miejsce w gmachu Mazowieckiego Samorządowego Centrum Doskonalenia Nauczycieli.

Celem konferencji było wypracowanie materiałów na VII Kongres Krajoznawstwa Polskiego, który odbędzie się w Łodzi pod hasłem „Krajoznawstwo wobec tradycji i wyzwań współczesności”. Z uwagi na pandemię termin Kongresu został przesunięty na rok 2022. Ponadto, ważnym elementem konferencji było uczczenie jubileuszu 70-lecia Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego oraz przypomnienie postaci Józefa Mikulskiego z okazji 50. rocznicy jego śmierci; prezesa Zarządu Oddziału w latach 1959–1967, wybitnego nauczyciela, pedagoga, krajoznawcy, odkrywcy grodzisk na Mazowszu.

Współorganizatorami konferencji było Mazowieckie Forum Oddziałów PTTK i działające przy Oddziale Koło Przewodników Terenowych i Pilotów PTTK im. Marii Żyburowej, które świętowało swój jubileusz 50-lecia działalności. Konferencję zorganizowano przy współudziale partnerów: Muzeum Regionalnego w Siedlcach, Siedleckiego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego „Brama”, Oddziału Mazowieckiego Polskiej Izby Produktu Regionalnego i Lokalnego, Dworu Mościbrody oraz Nadbużańskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej.

Uczestnicy konferencji: przewodnicy, krajoznawcy i turyści mieli okazję wziąć udział w wycieczkach krajoznawczych, które społecznie poprowadzili siedleccy przewodnicy PTTK: Eugeniusz Skorupka i Urszula Obrępalska. Decyzją Kapituły Odznaczeń ZG PTTK uhonorowano prezes Zarządu Koła Dorotę Mączkę odznaką „Zasłużony w pracy PTTK wśród Młodzieży” w stopniu złotym, a odznaką w stopniu srebrnym – Józefa Dumę, przewodnika PTTK i prezesa Komisji Rewizyjnej Oddziału. Decyzją Komisji Przewodnickiej ZG PTTK odznaką „Zasłużony Przewodnik PTTK” zostali uhonorowani Stanisław Czajka i Eugeniusz Skorupka. Wyróżniającym się w pracy społecznej przewodnikom listy gratulacyjne wręczył Prezydent Miasta Siedlce Andrzej Sitnik. Listy te otrzymali: Dorota Mączka, Janusz Malewicz, Stanisław Czajka, Eugeniusz Skorupka, ks. Jerzy Grochowski, Dariusz Piwowarczyk, Natalia Zyśk, Sławomir Kordaczuk, Józef Duma, Jerzy Chromik, Małgorzata Borkowska, Urszula Obrępalska i Agnieszka Szarek-Kozaczuk.

Jak powiedziała prowadząca konferencję Anna Kirchner, prezes Zarządu Oddziału, przygotowania do konferencji były dość stresujące, bowiem wydarzenie to było zaplanowane i dopięte na ostatni guzik w marcu ubiegłego roku, a z powodu pandemii termin jego realizacji przekładano trzykrotnie. Dodatkowym utrudnieniem były zmieniające się przepisy dotyczące limitu dozwolonej liczby uczestników konferencji, co w połączeniu z wielkością sali i koniecznością zachowania odpowiedniego dystansu, wymusiło ograniczenie tej liczby do 80 osób. Organizatorów cieszy fakt, że poza jednym wyjątkiem, przybyli wszyscy prelegenci, a referat nieobecnej prof. Violetty Machnickiej udało się wydrukować i przekazać wszystkim uczestnikom. Założeniem organizatorów jest, aby wszystkie referaty z uwagi na ich ciekawą treść, a zwłaszcza wartości poznawcze, ukazały się w formie wydawniczej jako materiały pokonferencyjne do wykorzystania na VII Kongresie Krajoznawstwa Polskiego.

 

Treści zawarte wystąpieniach prelegentów były niezwykle ciekawe i różnorodne. Dorota Mączka wygłosiła referat na temat 50-tej rocznicy istnienia Koła Przewodników Terenowych i Pilotów im. Marii Żyburowej.
O ciekawostkach historycznych, turystycznych i przyrodniczych pogranicza Podlasia, Mazowsza i Lubelszczyzny mówił Sławomir Kordaczuk, prezentując także przykłady tras wycieczkowych do zwiedzania. Ważny temat, jakim jest znaczenie Traktu Brzeskiego w historii i rozwoju ziem Wschodniego Mazowsza i zachodniej części Południowego Podlasia w 200-lecie budowy poruszył Stanisław Czajka, zaś Wojciech Radzikowski podzielił się wiedzą   o kulinarnym dziedzictwie i znaczeniu produktu regionalnego i lokalnego w turystyce. Anna Kirchner
w swym referacie przedstawiła sylwetkę Józefa Mikulskiego – odkrywcę grodzisk na Mazowszu, zaś Andrzej Gordon wygłosił referat pt. „W odnajdywaniu tożsamości”.

Urząd Marszałkowski reprezentowała Izabela Stelmańska, zastępca dyrektora Departamentu Kultury Promocji i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego, zaś Miasto Siedlce – prezydent Andrzej Sitnik. Gminę Siedlce reprezentował wójt gminy dr Henryk Brodowski, Zarząd Główny PTTK – prof. Jacek Potocki, członek Komitetu Naukowego VII Kongresu Krajoznawstwa Polskiego. Przedstawicielem Mazowieckiego Forum Oddziałów PTTK byli: Joanna Lipińska i Mieczysław Żochowski. Muzeum Regionalne
w Siedlcach reprezentował Sławomir Kordaczuk, Siedleckie Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne „Brama” – Zbigniew Piwoński i Ewa Frymus, Oddział Mazowiecki Polskiej Izby Produktu Regionalnego i Lokalnego – Wojciech Radzikowski, Dwór Mościbrody – Małgorzata Borkowska, Nadbużańską Lokalną Organizację Turystyczną – Andrzej Brochocki.

 

Tekst Anna Kirchner

Miasteczka Cittaslow na turystycznych szlakach

  • Goldap Mazurskie Teznie Solankowe
  • Lidzbark Warminski zamek biskupi
  • Na Warminskiej Łynostradzie
  • Olsztynek wieza cisnien
  • Splyw kajakowy
  • Szczytno ruiny zamku krzyzackiego

 

Aby odetchnąć od wielkomiejskiego zgiełku i pośpiechu, podziwiać zadbane zabytki, aktywnie wypoczywać i obcować z naturą, warto odwiedzać polskie miasteczka sieci Cittaslow. Życie w nich płynie naturalnym rytmem, a ich gościnni mieszkańcy chętnie dzielą się z turystami tym, co mają najlepszego: tradycją, kulturą i… dobrym jedzeniem. Miejscowości spod znaku pomarańczowego ślimaka stawiają na promowanie idei dobrego życia w duchu slow poprzez działania na rzecz zrównoważonego rozwoju, dbanie o lokalność i zachowanie niepowtarzalnego charakteru przestrzeni miejskiej. Idea międzynarodowej sieci takich miast wywodzi się z ruchu slow food i narodziła się we Włoszech w 1998 roku. Na polski grunt została przeniesiona w 2006 roku, gdy do sieci przystąpiły: Biskupiec, Bisztynek, Reszel i Lidzbark Warmiński. Do światowej sieci należy obecnie 278 miast z 30 państw. Polską sieć tworzy 35 członków i jest ona drugą co do wielkości po sieci włoskiej. Idea Cittaslow najmocniej zakorzeniła się na Warmii i Mazurach – tutaj do ruchu przystąpiło już 26 miejscowości (w ostatnim roku: Olecko, Morąg, Szczytno i Węgorzewo). Pozostali członkowie są rozsiani od Pomorza po Opolszczyznę i od Wielkopolski po Lubelszczyznę.

 

Rowerem i kajakiem, i nie tylko

Turyści odwiedzający miasteczka Cittaslow mogą korzystać z bogatej oferty aktywnego wypoczynku. Miejscowości są połączone szlakami: pieszymi, rowerowymi, kajakowymi, drogowymi. Pozwala to lepiej poznawać atrakcje przyrodnicze i kulturowe regionu, a także łączyć różne formy aktywności. Przez siedem miast Cittaslow wiedzie warmińsko-mazurski odcinek Wschodniego Szlaku Rowerowego Green Velo (ok. 395 km), rozpoczynający się w Elblągu. Zbiegają się z nim liczne lokalne trasy wytyczone zazwyczaj w formie pętli. Green Velo przecina kolejno: Braniewo, Górowo Iławeckie, Lidzbark Warmiński, Bartoszyce, Sępopol, Węgorzewo i Gołdap. Z Lidzbarka Warmińskiego można wyruszyć do Ornety trasą poprowadzoną nasypem dawnej linii kolejowej albo do Olsztyna Warmińską Łynostradą, która przebiega przez Dobre Miasto.

 

Łynostrada wiedzie wzdłuż największej rzeki regionu – Łyny (196 km), umożliwiając łączenie turystyki rowerowej z kajakową. Łyna przepływa przez Dobre Miasto, Lidzbark Warmiński, Bartoszyce i Sępopol. Spływ najwygodniej rozpocząć na przystani kajakowej w jednym z tych miast albo na jednej z ośmiu innych wybudowanych na trasie. Górnym dopływem Łyny jest urokliwa Marózka, przepływająca w pobliżu Olsztynka. Do Łyny można dopłynąć także z okolic Biskupca rzekami Dadaj, Pisą Warmińską (przez Barczewo) i Wadąg. Do Łyny wpada również Symsarna, nad którą leżą Jeziorany. Śladami wielkiego astronoma prowadzi Szlak Kopernikowski, który ma wersje pieszą i drogową. Pierwsza wiedzie przez Dobre Miasto, Lidzbark Warmiński i Braniewo, a druga sięga dalej – do Nowego Miasta Lubawskiego, Lubawy, Olsztynka i Ornety. Z kolei szlak drogowy o nazwie Pętla Grunwaldzka łączy miejsca związane ze sławną bitwą z 1410 roku. Można dotrzeć nim m.in. do Nowego Miasta Lubawskiego, Lubawy, Lidzbarka, Olsztynka, Działdowa i Nidzicy. Trzy ostatnie miasta, a także m.in. Szczytno, Węgorzewo, Gołdap, Olecko i okolice Wydmin leżą na regionalnym odcinku Szlaku Frontu Wschodniego I Wojny Światowej. W Węgorzewie zaczyna się żeglarski Szlak Wielkich Jezior Mazurskich, liczący ponad 130 km i wiodący m.in. do Rynu.

Dawne piękno zrewitalizowane

W ostatnich latach miasteczka Cittaslow w województwie warmińsko-mazurskim realizowały program rewitalizacji, dofinansowany z funduszy europejskich. Dzięki temu odnowiono liczne zabytki, które zyskały nowe, społecznie użyteczne funkcje, powstały miejsca spotkań, placówki kulturalne i popularyzujące dzieje regionu. Wśród zrewitalizowanych budowli znalazło się gotyckie skrzydło zamku krzyżackiego w Działdowie, gdzie urządzono m.in. ekspozycje Muzeum Pogranicza. W Lubawie nowe życie zyskał zrujnowany zamek biskupi. Odbudowano jego piwnice i odtworzono w nowoczesnej formie dwa skrzydła zabudowy, gdzie siedzibę znalazły m.in. Punkt Informacji Turystycznej i Centrum Aktywności Społecznej, prowadzące działania edukacyjne i kulturalne. W Braniewie zrewitalizowano najstarszy zabytek Warmii – wieżę bramną zamku biskupiego. Można w niej skorzystać z tarasu widokowego oraz zasięgnąć informacji w Punkcie Informacji Turystycznej. Nidzica może poszczycić się największym zachowanym zamkiem krzyżackim na Mazurach. Po odnowieniu budowla nadal jest siedzibą ośrodka kultury, Muzeum Ziemi Nidzickiej i bractwa rycerskiego. Pasym odnowił rynek w centrum miasta, przystosowując go do organizowania spotkań i imprez plenerowych. Pozwoliło to również lepiej wyeksponować ratusz, wzniesiony w stylu angielskiego neogotyku.

 

Więcej informacji o sieci Cittaslow można znaleźć na www.cittaslowpolska.pl.

 

Tekst Rafał   Śliwiak

 

 

Książka o wielokulturowej i orientalnej Warszawie

  • okladka_nowa_RGB (3)(10)

 

Książka o wielokulturowej i orientalnej Warszawie

We wrześniu 2021 r. ukazała się bogato ilustrowana (ponad 300 fotografii kolorowych oraz zdjęcia archiwalne)  książka Marii i Przemysława Pilichów „Warszawa wielu kultur” (Wydawnictwo ARKADY). Autorzy, wieloletni działacze  PTTK, znani są czytelnikom „Turysty” m. in. z zamieszczonego w numerze 2 artykułu o najnowszej, olbrzymiej cerkwi Mądrości Bożej w dzielnicy Ursynów przy ul. Puławskiej 568, na samej granicy Warszawy z terenami wsi Mysiadło.

Warszawa była od początku miastem wielu narodów i wielu kultur. Od średniowiecza przyjeżdżali tu kupcy z wielu stron świata, m.in. żydowscy, ormiańscy, serbscy i greccy. Po Powstaniu Listopadowym do Warszawy zaczęli masowo napływać Rosjanie. W 1918 r. żyło w Warszawie 320 tys. Żydów, co stanowiło 42,2 % ogółu mieszkańców. Przykładem wielokulturowości stolicy może

być zespół sześciu cmentarzy na Powązkach. Spoczywają na nich wierni trzech wielkich religii: chrześcijaństwa, islamu i judaizmu, w tym trzech wyznań chrześcijańskich: rzymscy katolicy, luteranie i kalwini oraz oczywiście niewierzący.

Już w ostatnich latach na ulicach stolicy nieomal masowo pojawili się Ukraińcy. Jest ich podobno 200 tysięcy. W siedmiu świątyniach Warszawy (kościołach i cerkwiach) odprawiane są dla nich nabożeństwa w języku ukraińskim. Kolejne miejsca co do liczby mieszkańców zajmują Białorusini, Wietnamczycy, Rosjanie i Hindusi.

Te wszystkie narody pozostawiły i pozostawiają pamiątki swoich kultur w naszym mieście. Omawiana książka jest jakby zaproszeniem, aby zobaczyć te pamiątki. Autorzy w ciekawy sposób opisują m.in. muzeum ikon na Ochocie, cmentarze  ewangelickie , cmentarz prawosławny, ale też tatarski i cmentarz Karaimów. Spośród wielu omówionych świątyń różnych wyznań mało znane są kościoły mormonów, mariawitów, dwa meczety ,świątynia hinduska i kościół (cerkiew) Bazylianów. Niektóre ze świątyń są zaskoczeniem nawet dla mieszkańców stolicy np. najstarsza cerkiew prawosławna Warszawy, z 1818 r, zwana Kaplicą Grecką przy ul. Podwale 5. Wiele narodowości i osób upamiętnionych zostało w nazwach warszawskich ulic i  skwerów jak np. Dobry Maharadża.

 

 

Polskę można poznawać także pod wodą

  • (fot. FIRSTonline, Pixabay)
  • (fot. joakant, Pixabay)
  • diver-108881
  • fot. Adam Kozakiewicz
  • fot. Archiwum KDP
  • fot. Michał Procajło 2
  • fot. Michał Procajło(1)

Jedną z bardzo atrakcyjnych i ciekawych form turystyki jest znane mniejszej grupie mieszkańców naszego kraju nurkowanie. Ta forma spędzania wolnego czasu staje się z roku na rok coraz bardziej popularna, można by rzec nawet modna.

Nadal wiele osób ulega stereotypowemu myśleniu, że jest to sport dla wybrańców. Nic bardziej błędnego. Naturalnie trzeba przejść odpowiednie szkolenie, aby robić to bezpiecznie i poznać sprzęt do tego celu przeznaczony. Kursy nurkowania prowadzone przez doświadczonych instruktorów wywodzących się z Komisji Działalności Podwodnej ZG PTTK są dostosowane do szerokiego spektrum osób. Można zacząć bardzo wcześnie, bo już w wieku ośmiu lat wasze dziecko rozpocznie tą przygodę uzyskując Brązowy stopień Płetwonurka Młodzieżowego, stąd ta forma rekreacji może być również rodzinna, włączając najmłodszych jej członków.

Walory uprawiania tej formy turystyki są olbrzymie, bo nie tylko umożliwiają poznanie przyrody znajdującej się pod wodą, zaspokajając naszą ciekawość, ale i zapewnią nam odpoczynek psychiczny, kiedy na kilkadziesiąt minut oderwiemy się od „świata zewnętrznego”. Nurkowanie jest godne polecenia osobom zapracowanym w naszym przyspieszającym świecie.

Wielość zbiorników wodnych w Polsce, jakimi obdarzyła nas natura sprawia, że możemy zanurkować w dowolnym regionie naszego kraju, a ponieważ nurkuje się nie więcej niż dwa razy dziennie, stąd część czasu poświęcimy na zwiedzanie okolicznych zabytków, co z pewnością zadowoli nienurkującą część rodziny. Mamy do dyspozycji jeziora, kamieniołomy oraz Bałtyk i w pobliżu każdego z tych miejsc znajdziemy coś interesującego krajoznawczo.

Wykaz baz i szkół nurkowania można znaleźć na stronie Komisji Działalności Podwodnej ZG PTTK, www.cmas.pl. Jest tam również lista certyfikowanych instruktorów nurkowania oraz system szkolenia.

Tu należy dodać, że KDP jest członkiem Światowej Konfederacji Działalności Podwodnej CMAS, stąd nasze międzynarodowe certyfikaty wyszkolenia KDP/CMAS są dokumentem uznawanym w bazach i klubach nurkowych na całym świecie.

Jak wieloraką aktywność można prowadzić pod wodą przekonacie się poznając system szkolenia, bo to nie tylko film czy fotografia. Każdy znajdzie coś dla siebie.

 

Tekst:       Krzysztof Dominiak

Zamek Królewski w Poznaniu

  • 5 (1)(1)
  • 6 (1)(1)
  • 7 (1)(1)
  • 3 (1)(1)
  • 5 (1)(1)
  • 6 (1)(1)
  • 7 (1)(1)
  • 9 (1)(1)

 

W roku 1253, na lewym brzegu Warty, książę wielkopolski Przemysł II ulokował na prawie magdeburskim miasto Poznań. Jego ówczesny obszar jest dziś zwany Starym Miastem. Centrum stanowi Stary Rynek z pięknym renesansowym ratuszem, stojącym w miejscu pierwotnej siedziby władz miejskich z XIII wieku. W tym też czasie na zachód od Rynku, na wzgórzu – zwanym wówczas Górą Zamkową, a dziś Górą Przemysła – powstała pierwsza budowla obronna włączona w system murów otaczających miasto. Jest prawdopodobne, że warownia została tu wybudowana jeszcze w pierwszej połowie XIII wieku przez księcia śląskiego Henryka Brodatego, który wówczas władał tą częścią Wielkopolski. Układ przestrzenny poznańskiego zamku jest podobny do wzniesionego wcześniej zamku Henryka Brodatego w Legnicy. Pod koniec XIII wieku rozbudowany zamek stał się siedzibą koronowanego w 1295 roku w Gnieźnie króla Przemysła II.

 

Zamek był jednym z pierwszych zamków w Polsce i pierwszym zamkiem królewskim. Jego mury wybudowano z cegły w wątku wendyjskim, na kamiennych fundamentach z głazów narzutowych. Stanowił ważny element w systemie murów obronnych miasta, zabezpieczając je od strony zachodniej, gdzie ze względu na wzgórze niemożliwe było wykonanie fosy. Od strony południowej postawiono wieżę o wymiarach w poziomym przekroju piwnic ok. 11 x 11 m, z murami ceglanymi grubości 3 m. W późniejszym okresie, na północ od wieży, zbudowano wydłużony budynek, do którego od wschodu przylegał dziedziniec otoczony wpierw palisadą drewnianą, a później ceglanym murem.

Od XIV wieku, gdy stolicą kraju został Kraków, zamek poznański stał się siedzibą starostów generalnych i okresowo siedzibą królewską, w czasie pobytu władców w Poznaniu. W XVI wieku podniszczony zamek został odbudowany oraz rozbudowany w renesansowym stylu. Powstał wówczas trójkondygnacyjny, podpiwniczony budynek, znany z opisów i ikonografii, kryty czterema poprzecznymi dachami osłoniętymi schodkowymi szczytami.

Olbrzymie zniszczenia przyniósł zamkowi „potop szwedzki”, a później oblężenie miasta przez wojska rosyjskie i saskie w 1704 roku oraz walki o miasto w 1716. Pomimo doraźnych remontów, zamek stopniowo popadał w ruinę. Dopiero pod koniec XVIII wieku, na jego XIII- i XIV-wiecznych murach, wzniesiono dwukondygnacyjny budynek w formach barokowo-klasycystycznych, zwany dziś „budynkiem Raczyńskiego”. W pierwszej połowie XIX wieku zbudowano jednokondygnacyjną oficynę sięgającą do dawnej wieży.

Budynki te pełniły w XIX wieku różne funkcje, m.in. siedziby rejencji w początkowych czasach zaboru, sądów i od 1869 r. archiwum. W lutym 1945 roku, w toku walk o wyzwolenie Poznania, Stare Miasto zostało zniszczone w około sześćdziesięciu procentach. Po wojnie, w latach 50., odbudowano większość jego budynków. W latach 60. prowadzono prace archeologiczne przy pozostałościach zamku, zabezpieczając jego relikty. Odsłonięto wówczas m.in. potężne mury dolnej części wieży. W tym czasie odbudowano także część zamku i „budynek Raczyńskiego”, umieszczając w nim Muzeum Rzemiosł Artystycznych, noszące obecnie nazwę Muzeum Sztuk Użytkowych i będące oddziałem Muzeum Narodowego. Przez wiele lat duża część zabudowań zamkowych, prowizorycznie zabezpieczona, czekała na odbudowę. Do początków XXI wieku poznański Zamek Królewski pozostawał jedynym ze znaczniejszych zabytków Polski nieodbudowanym po zniszczeniach w 1945 roku.

Ukryte pod ziemią wczesnogotyckie i gotyckie mury oraz relikty późniejszych budowli dowodzą powikłanych dziejów tego miejsca. Zamek jest też świadectwem stołeczności miasta oraz miejscem, gdzie powstało polskie godło narodowe ustanowione przez koronowanego w 1295 roku króla Przemysła II. Władca ten podjął się dzieła zjednoczenia ziem polskich, podzielonych w początkach XII wieku przez Bolesława Krzywoustego.

W 2002 roku, z inicjatywy 19 organizacji społecznych i związków twórczych Poznania, powstał Komitet Odbudowy Zamku Królewskiego w Poznaniu (KOZK), który podjął się dzieła restytucji budowli. Stanęło przed nim wiele trudnych do zrealizowania zadań: pozyskanie przychylności władz, zdobycie środków finansowych, przygotowanie odpowiedniego projektu i przywrócenie zamkowi dawnego stanu.

Zamiar odrestaurowania zamku zyskał zarówno gorących zwolenników, jak i przeciwników. Na łamach prasy, w radiu i telewizji rozgorzała gorąca dyskusja. Dyskutowano o celowości odbudowy zamku oraz jego formie. Pomysł odbudowy poparły (również finansowo) władze województwa wielkopolskiego i władze miasta. Sceptyczny stosunek do budowy obiektu miał właściciel – Muzeum Narodowe.

KOZK przez parę lat prowadził intensywne działania promocyjne i zbiórkę funduszy. W roku 2003 zorganizowano ogólnopolski konkurs architektoniczny, na który wpłynęły dwadzieścia dwie prace. Oblicza prezentowanych kształtów Zamku były bardzo różne: od historycznych po skrajnie nowoczesne. Po długiej dyskusji wybrano projekt architekta Witolda Milewskiego, przedstawiający Zamek w formach nawiązujących do zachowanych fragmentów gotyckich i dokumentów z przebudowy dokonanej w XVII wieku. Koszt budowy oszacowano na 20 mln zł. Samorządy miasta i województwa wyasygnowały po 9 mln. Komitet pozyskał środki finansowe, łącznie ze społecznie wykonanymi badaniami technicznymi i ekspertyzami, w kwocie prawie 2 mln zł.

W 2010 roku rozpoczęto budowę, którą ukończono po czterech latach. W roku 2016 do zwiedzania udostępniono wieżę, a rok później cały obiekt – Muzeum Sztuk Użytkowych. KOZK dążył do zachowania historycznego wystroju wnętrz, co udało się tylko częściowo. Czyniono też starania, aby muzeum stało się Muzeum Godła Narodowego, o podobnym charakterze jak istniejące w Będominie koło Kościerzyny Muzeum Hymnu Narodowego. Niestety koncepcja ta nie uzyskała aprobaty Muzeum Narodowego w Poznaniu, którego oddziałem jest muzeum na Górze Przemysła.

W pomieszczeniach zamku zlokalizowano Muzeum Sztuk Użytkowych. Nazwa nie jest może zbyt przyciągająca dla zwiedzających, jednakże nowa, znacznie rozszerzona ekspozycja jest bardzo ciekawa i ze wszech miar warta zobaczenia.

W kilkunastu salach, od autentycznych pomieszczeń – lochów piwnicznych z XIII wieku do nowych sal na drugim piętrze, zaprezentowano ok. 2000 eksponatów sztuki użytkowej, czyli różnych wytworów pracy ludzkiej o artystycznym wyrazie, przydatnych w życiu codziennym: mebli, tkanin, ubiorów, szkła, ceramiki (m.in. zastaw stołowych), wyrobów metalowych (m.in. sztućców), lamp i różnego rodzaju użytecznych drobiazgów. Wystawę uzupełniają dzieła „sztuki nieużytkowej”, m.in.: obrazy, gobeliny i rzeźby. Głównie europejskie zbiory zaprezentowano w układzie chronologicznym – od średniowiecza po czasy współczesne.

Dla wielu zwiedzających główną atrakcją zamku jest wieża i znajdujący się w jej górnej części dwukondygnacyjny punkt widokowy: w kondygnacji dolnej – „zakryty”, z widokiem przez okna, a w kondygnacji górnej – „odkryty”, z widokiem przez krenelaż. Szczyt wieży dostępny jest po pokonaniu prawie 200 schodów. Można też wjechać windą. Z zamkowej wieży rozciąga się wspaniały widok na miasto i jego bliższe okolice. Pięknie się stąd prezentują Stary Rynek z ratuszem i bazyliką farną, nieco dalej Ostrów Tumski z katedrą, osiedla na Ratajach, od zachodu centrum miasta, a na północnym horyzoncie Góra Moraska (154 m n.p.m.) i Góra Dziewicza (143 m n.p.m.), odległe od zamku ok. 10 km.

Grono byłych działaczy KOZK toczy obecnie batalię o postawienie na stoku Góry Przemysła pomnika króla Przemysła II. Są gotowe koncepcje, jest donator(!), jednak brak decyzji władz miejskich… Obecnie Góra Przemysła z Zamkiem Królewskim, barokowym kościołem oo. Franciszkanów oraz pomnikiem 15 Pułku Ułanów Poznańskich jest jednym z ciekawszych fragmentów zabytkowego Poznania. Stok góry jest też jedynym fragmentem zieleni miejskiej na Starówce.

 

Włodzimierz Łęcki

 

Po górach o każdej porze roku

  • dimage2 (1)(1)
  • dIMG_5279(1)
  • dIMG-20190818-WA0059 (1)(1)
  • dScreenshot_20210413-231132_Photos (1)(1)
  • dScreenshot_20210413-235804_Photos(1)
  • dIMG_5279(1) — kopia
  • dimage2 (1)(1) — kopia
  • d20170627_211630(1)
  • d20170512_120010(1)

…Aby bezpiecznie wędrować po górach o każdej porze roku, trzeba mieć w sobie dużo pokory… – rozmowa Dominiki Szymborskiej z Gosią Ziontecką, podróżniczką, pasjonatką gór, miłośniczką przyrody, ultramaratonów górskich, wspinaczki górskiej i sportowej

 

Dominika Szymborska: Jak zaczęła się Twoja przygoda z górami?

Gosia Ziontecka: Jako dziecko, w każde wakacje, wyjeżdżałam nad morze. Góry były mi obce. W roku 2004 pojechałam na majówkę do mojego taty mieszkającego w Kościelisku. Poszliśmy na wycieczkę do Doliny Jarząbczej, Szlakiem Papieskim. Kwitły krokusy, wystawiały swoje fioletowe główki z zalegającego jeszcze śniegu. I to był ten moment… Zachwyciłam się. I wsiąkłam bez pamięci.

Dominika Szymborska: Kiedy pojechałaś kolejny raz?

Gosia Ziontecka: Rok później. Też w maju. Stopniowo moje wyjazdy stawały się coraz częstsze. Dwa, trzy, cztery razy w roku. W końcu zaczęłam jeździć co miesiąc.

D.S.: Jak znajdowałaś czas         na wyjazdy?

G.Z.: Nie zabierało mi to wiele czasu. Zdarzało się, że wyjeżdżałam tylko na jeden dzień, żeby tylko zaczerpnąć powietrza powyżej 2000 m n.p.m. (śmiech) Zazwyczaj jeździłam pociągiem w nocy z piątku na sobotę. Miałam wówczas na wyprawy całą sobotę i całą niedzielę. Nocowałam w schronisku, wieczorem wracałam kuszetką do Warszawy. Nigdy nie zapomnę sytuacji, kiedy zbiegałam z Czerwonych Wierchów, z Ciemniaka (2096 m n.p.m.), była już 18.00, pociąg miał odjechać o 20.00. Nagle ktoś zawołał:

– Hej dziewczyno! Dokąd się tak spieszysz?

– Na pociąg! – odkrzyknęłam z uśmiechem i pobiegłam dalej. (śmiech) Trochę surrealistycznie mogła zabrzmieć ta odpowiedź na takiej wysokości.

D.S.: Jeździłaś sama?

G.Z.: Tak. Moi znajomi mieli inne pasje. Poza tym ja wręcz uwielbiałam te samotne wędrówki. Mogłam iść w swoim tempie, rozmyślać, delektować się pięknem natury. Były takie momenty, kiedy dosłownie czułam obecność Boga. Myślałam sobie – to jest zbyt zachwycające, by stworzyła to tak po prostu natura. Często góry były dla mnie ucieczką od problemów, które w sensie przenośnym i dosłownym zostawiałam za sobą. Im dalej, im wyżej przestawały mieć tak wielkie znaczenie, jakie nadawałam im na nizinach. Poza tym podczas samotnych wędrówek jest większa szansa na spotkanie żyjących tam zwierząt. Prawie na każdej wyprawie spotykałam stada kozic. Czasem pozwalały podejść do siebie na wyciągnięcie ręki, czasem przez kilka godzin wędrowały razem ze mną. Spotykałam też lisy, najczęściej zimą. Latem uwielbiałam przyglądać się świstakom. Czasem jeden z nich stał na tylnych łapkach, wydając ten głośny, charakterystyczny świst. Czasem były ich całe gromadki bawiące się między skałami. Przykucałam wtedy, prawie wstrzymując oddech, zamierałam, aby móc dłużej je poobserwować.

D.S.: Wyjeżdżałaś tylko latem?

G.Z.: Na początku tak. Bałam się wędrować zimą, nie miałam doświadczenia ani wiedzy. Ale zima coraz bardziej mnie kusiła. Zapisałam się na tygodniowy kurs zimowej turystyki wysokogórskiej w Tatrach Zachodnich, na którym uczyłam się chodzić w rakach, hamować upadki i samoasekurować się czekanem, a także asekuracji lotnej z liną, podstaw przetrwania czy budowania jamy śnieżnej na wypadek konieczności spędzenia nocy na szlaku. Zrobiłam też kurs lawinowy, czytałam dużo książek, poradników górskich, biografii naszych polskich himalaistów. Z zimą nie ma żartów! Aby bezpiecznie wędrować po górach o każdej porze roku, trzeba mieć w sobie dużo pokory. Umieć odpuszczać. Nie upierać się, by za wszelką cenę zrealizować cel. Umiejętność oceny sytuacji i podjęcie w krytycznym momencie odpowiedniej decyzji może uratować życie.

D.S.: Jak dalej rozwijała się Twoja górska przygoda?

G.Z.: Po kilku latach, kiedy moje wędrówki stały się bardziej ekstremalne, pojawiła się potrzeba nabycia nowych umiejętności. W ciągu dwóch lat zrobiłam kurs wspinaczki skalnej na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, zaraz po nim letni kurs taternicki, w kolejnym roku zimowy. To otworzyło przede mną nowe możliwości spędzania czasu w Tatrach. Zaczęłam się wspinać. Po stronie polskiej i słowackiej, latem i zimą. W terenie mikstowym i na lodospadach. Zachwyciłam się na nowo! Wspinanie i bliski kontakt ze skałą dostarczały mi zupełnie nowych doznań. Pokochałam to. W każdym momencie mogę odtworzyć sobie zapach rozgrzanego granitu, jego strukturę, kępki traw, porosty lub kwiatki wyrastające z gołej, surowej skały, gdzieś na 2000 m n.p.m. I motyle! To niesamowite, że zawsze, kiedy się wspinam, leci przy mnie motyl. Zawsze. Nazwałam go swoim Aniołem Stróżem. Czuję, że mnie chroni. Dzięki niemu czuję się bezpieczniej.

D.S.: Opisujesz to wszystko z takim zachwytem!

G.Z.: Tego nie można opisać inaczej. Takich emocji, uniesień i zachwytów nie przeżywałam w żadnym innym miejscu. Dla mnie samotne wędrówki, sam akt wspinania połączony z przepięknymi, urokliwymi widokami szczytów, dolin, stawów, na które patrzyłam z góry, powodują niemal ekstazę, metafizyczne doznania. Najbardziej lubię, kiedy wieje wiatr, rozwiewając chmury. Zatrzymuję się wówczas, obserwując, niemalże jak w teatrze, jak biała kurtyna z chmur, zasłaniająca wszystko, powoli rozchyla się, a oczom widza ukazują się wyłaniające z mgły skalne wierzchołki i ogromna przestrzeń. Po chwili znowu wszystko spowija mgła, widoczność ogranicza się do kilka metrów, by po chwili spektakl rozpoczął się nowo.

D.S.: Niezwykłe doznania. Zastanawiam się jednak, jak to możliwe, że nie znudziło Cię jeszcze chodzenie wciąż tymi samymi szlakami, oglądanie tych samych widoków?

G.Z.: Znudziło? (śmiech) Tatry są dla mnie jak narkotyk. Doznaję ekstazy za każdym razem, kiedy tam jestem. Kocham tam wszystko. Wiesz, że ten sam szlak za każdym razem jest inny? W zależności od pory roku, od pogody, pory dnia, układu chmur na niebie, które wpływają na kolory, które widzisz, od strony, którą dany szlak pokonujesz, od słońca, który oświetla góry o każdej porze dnia i roku inaczej…

D.S.: Przekonałaś mnie. Nie patrzyłam na to nigdy w ten sposób. Aby móc skupić się na tych wszystkich szczegółach, zauważać je, potrzebna jest cisza, brak ludzi. Czy nie przeszkadza Ci zatem, że zawsze jest tam tak dużo turystów?

G.Z.: Nie. (śmiech). Wiem, jak omijać godziny szczytu. Wychodzę zazwyczaj przed świtem, kiedy większość turystów jeszcze słodko śpi. Gdy oni ruszają na szlaki, ja jestem już wysoko. Spotykam ludzi tylko w drodze powrotnej. Czasem, kiedy jeżdżę w góry w tygodniu, nie spotykam nikogo. Omijam też dni świąteczne, majówki itp.

D.S.: Wiem, że masz trójkę dzieci. Czy one również dzielą Twoją pasję?

G.Z.: Starsza dwójka była ze mną górach tylko kilkanaście razy. Nauczyłam ich jeździć na nartach, zabierałam na piesze wędrówki. Jednak nie było ich wiele. To był trudny dla mnie czas. Nie miałam niestety możliwości wyjazdów na tyle częstych, by zaszczepić w nich pasję gór. Chociaż… Teraz, kiedy są już dorośli, jeżdżą w góry ze swoimi partnerami. Jednak nie zwariowali na ich punkcie tak bardzo jak ja. (śmiech) Natomiast co do mojej najmłodszej córki, obecnie już dwunastolatki, ją zabierałam w góry od najmłodszych lat. Nigdy nie zapomnę, kiedy jako trzylatka pokonywała samodzielnie, sięgające jej czasem po pachwiny stopnie na Ścieżce nad Reglami. Jako czterolatka weszła na własnych nóżkach do Doliny Pięciu Stawów. W kolejnym roku weszła na przełęcz Karb i Kasprowy Wierch, zimą, od strony Kuźnic. Dwa lata temu zrobiła ze mną Koronę Gór Polski na jednej wyprawie – 28 szczytów w 25 dni. W samochodzie miałyśmy zapas żywności, wody, ubrań, a nawet namiot, kuchenkę, jedzenie liofilizowane. Spałyśmy w namiocie, schroniskach, w domu parafialnym. Fantastyczna przygoda. Oliwia zrobiła to ze śpiewem na ustach i czasem – gdy ja marzyłam już tylko o tym, aby przybrać pozycję poziomą – mówiła: „Mamo, zróbmy dziś trzeci szczyt, będzie mniej na jutro”. (śmiech) Zabierałam ją też na kilkudniowe wyprawy rowerowe wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego, spałyśmy w namiocie, rano go zwijałyśmy i jechałyśmy dalej. Nauczyłam ją wspinaczki, dziś chodzi regularnie na sekcję wspinaczkową.

D.S.: To naprawdę niezwykłe… Słyszałam, że biegasz po górach?

G.Z.: Po trekkingu i wspinaniu przyszedł czas na kolejną aktywność – bieganie po górach. Postawiłam sobie cel i zarazem wyzwanie: Czy niebiegająca nigdy kobieta po czterdziestce może przebiec ultramaraton górski? Na cel wyznaczyłam sobie Tatra Fest 61km, 4130 m pod górę. Po dwóch latach intensywnych treningów przebiegłam Tatra Fest z wynikiem 13 godzin – 2 godziny przed limitem! Jednak nie był to, jak planowałam, mój pierwszy ultramaraton. Pół roku wcześniej dostaliśmy z moim partnerem propozycję wzięcia udziału w Biegu Rzeźnika w parach (nieoczekiwanie dostaliśmy pakiet). Nie zgodziłam się, przecież to było 84 km po górach, a ja do tej pory przebiegłam tylko półmaraton w mieście! Treningi miałam rozpisane z uwzględnieniem startu w Tatrach w sierpniu. Poza tym, jakim cudem my, żółtodzioby biegowe, mamy pobiec w dwóch ultra w dwumiesięcznym odstępie czasu?? Ostatecznie podjęliśmy jednak wyzwanie. I udało się! 16 godzin biegu po pięknych Bieszczadach. Dobiegliśmy zmęczeni, obolali, ale szczęśliwi. Jak się ponownie okazało, chcieć to móc!

D.S.: Co byś poradziła czytelnikom?

G.Z.: …że najważniejsza w życiu, poza rodziną, jest pasja. To coś, co zawsze działa, zawsze nas pocieszy w trudnych chwilach, wzmocni, rozwinie, doda życiu smaku i radości. I jak udowodniłam sobie samej – nie ma, że nie mogę, nie ma, że już nie w tym wieku, nie ma, że za trudno… itd. Macie marzenia? Jest coś, co powoduje, że pojawia się błysk w waszych oczach i motyle w brzuchu? Nie rezygnujcie! Wchodźcie w to! Bierzcie życie za rogi! Co macie do stracenia? Najwyżej się nie uda.

A jak się uda…. będziecie najszczęśliwsi na świecie!

Święty Onufry z Beskidu Makowskiego

  • Figura św. Onufrego(2)
  • Kapliczka św. Onufrego(1)
  • Międzynarodowa Trasa Pielgrzymkowa – Szlak Maryjny (1)(1)
  • Święty Onufry(1)

Kapliczki, krzyże i figury przydrożne to nieodłączny element krajobrazu kulturowego ziemi beskidzkiej. W gminie Stryszów położonej na pograniczu Beskidu Makowskiego, Beskidu Małego i Pogórza Wielickiego znajduje się ponad siedemdziesiąt kapliczek.

 

Rozsiane są przy drogach, stoją na bezdrożach, na skraju lasu, w środku pól lub na beskidzkim szlaku. Większość z nich pochodzi z XVIII i XIX wieku. Każda ma swoją historię. Figura św. Onufrego stoi tuż przy zachodnim wierzchołku góry Chełm, wzniesienia o wysokości 603 m n.p.m. Można tutaj dotrzeć szlakiem czerwonym z Palczy lub Zembrzyc oraz szlakiem niebieskim ze Stryszowa. To ładny, cichy i prawie całkowicie zalesiony teren obejmujący północną część Beskidu Makowskiego. Szlak wiedzie przez pięknym, bukowym lasem. Jeszcze kilkanaście lat temu na próżno było tu szukać wędrowca, bowiem docierali tu tylko nieliczni koneserzy mniej znanych beskidzkich szlaków. Święty Onufry stał zatem samotnie i z rzadka zerkał na przechodzących obok turystów. Dziś miejsce to tętni życiem… Dlaczego? Otóż przez Pasmo Chełmu przebiega coraz bardziej popularny Mały Szlak Beskidzki łączący Beskid Mały, Makowski i Wyspowy, w skrócie nazywany MSB. Liczy on 137 km, rozpoczyna się w Bielsku-Białej (w dzielnicy Straconki), a kończy na Luboniu Wielkim w Beskidzie Wyspowym.

 

Wróćmy jednak do Onufrego… Figura datowana jest na rok 1681, choć niektórzy podają datę 1564. Nie wiemy, skąd taka rozbieżność – pewne jest jednak, że kapliczka ma ponad trzysta lat. Kult świętego Onufrego, rozpowszechniony w tej części Beskidu Makowskiego już w XVII wieku, był związany z założeniem pobliskiej Kalwarii Zebrzydowskiej i prężnie rozwijającym się tu ruchem pielgrzymkowym.

 

Miejscowa legenda mówi, że święty wędrował po okolicy w przebraniu „nędznego dziada”. Czasem ktoś dał mu coś do jedzenia, czasem wpuścił do chałupy, aby zmarznięty wędrowiec mógł ogrzać się przy ogniu. Któregoś dnia we wsi urodziło się dziecko. Nikt nie chciał zostać jego chrzestnym, albowiem rodzina była uboga, a życie noworodka zapowiadało się nader skromnie. Rodzice wpadli więc na pomysł, aby dziecko do chrztu trzymał ów wędrowny dziad. Przyjęli więc świętego pod dach, a gdy to uczynili, bieda zniknęła z ich domu.

 

Kim był naprawdę święty Onufry? Żył w IV wieku, a miejscem jego działalności były tereny dzisiejszego Egiptu. Nazywa się go „wielkim pustelnikiem”, bowiem na pustyni spędził aż sześćdziesiąt lat. Jest patronem pielgrzymów, wędrowców i tkaczy. W ikonografii przedstawiany jest zazwyczaj jako starzec z długimi, białymi włosami i brodą sięgającą do ziemi – bez ubrania, a jedynym jego okryciem są nieobcinane od lat włosy. Jego figury stawiane były od wieków przy ważnych szlakach pątniczych wiodących przez Europę.

 

Przez Pasmo Chełmu w Beskidzie Makowskim biegnie również Międzynarodowa Trasa Pielgrzymkowa – Szlak Maryjny o ponadregionalnym znaczeniu. To ciekawa, choć wciąż mało znana na naszym terenie, droga pielgrzymek. Szlak łączy słynne ośrodki kultu maryjnego w Europie, prowadząc z Częstochowy do bazyliki w Mariazell (Austria). Powstał na bazie już istniejących szlaków pieszych lub rowerowych. W 2006 roku rozpoczęto prace nad oznakowaniem polskiego odcinka Szlaku Maryjnego wiodącego z Częstochowy do Zakopanego o długości 323 km. Wędrując Pasmem Chełmu, zobaczymy tabliczki informujące nas, że do pobliskiego sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej zostało jeszcze 12 km. Szlak prowadzi dalej, na południe, w kierunku Makowa Podhalańskiego, Jordanowa, Ludźmierza i Zakopanego.

 

Jaką tajemnicę skrywa beskidzki Onufry? Niegdyś figurę św. Onufrego spod Chełmu można było swobodnie obracać dookoła, dzięki zamocowanemu w podstawie rzeźby żelaznemu bolcowi. Wędrowcy wierzyli, że ustawienie figury świętego twarzą do kierunku drogi zapewni pomyślność w podróży i uchroni przed niebezpieczeństwem.

 

Na terenie gminy Stryszów stoi jeszcze jedna figura świętego Onufrego, co jest ewenementem w skali kraju. Drugi Onufry znajduje się przy wiejskiej drodze w Stroniu – przycupnął pod lipą, niedaleko Strońskiej Góry. Na kamiennej podstawie widnieje data 1769. Kapliczka upamiętnia czasy konfederacji barskiej i bitwę stoczoną na tym terenie z wojskami rosyjskimi, podczas której do niewoli trafił Maurycy Beniowski, późniejszy król Madagaskaru.

 

I na koniec ciekawostka. O tym, jak ważny jest św. Onufry dla ziemi stryszowskiej, świadczy fakt, że w 2004 roku postać tego świętego znalazła się w herbie Stryszowa.

 

Tekst i zdjęcia Agnieszka Cygan

Cerkiew Mądrości Bożej

  • IMG_3434(1)
  • IMG_3435(2)
  • IMG_3435(1)

 

Warszawa była od początku miastem wielu narodów i wielu kultur. Od średniowiecza przyjeżdżali tu kupcy z wielu stron świata, m.in. żydowscy, ormiańscy, serbscy czy greccy.  Po powstaniu listopadowym zaczęli masowo napływać Rosjanie, głównie carscy urzędnicy i wojskowi. Budowano cerkwie, jak również zamieniono na nie kościoły. W krajobrazie miasta zaistniały prawosławne kopuły zwane „cebulkami” i rosyjskie napisy. W mieście powstał też duży garnizon wojsk rosyjskich z oddziałami złożonymi z muzułmanów z Kaukazu i Azji Środkowej.

 

W 1912 roku konsekrowano sobór na placu Saskim. Komitet budowlany rozpoczął pracę już w 1893 roku, a patronat nad budową objął sam car Aleksander II. Powstała olbrzymia świątynia mogąca pomieścić 2,5 tys. osób. Architekturą nawiązywała do XII-wiecznych cerkwi północnej Rosji, a stojąca obok dzwonnica do najwyższej wieży moskiewskiego Kremla. W 1915 roku Rosjanie zniknęli z Warszawy, wkroczyli natomiast Prusacy. Rozpoczęło się zacieranie rosyjskich śladów. Po zajęciu Warszawy Niemcy urządzili w świątyni na placu Saskim kościół garnizonowy. Umieścili nowy ołtarz i organy, których wcześniej nie było. 25 lutego 1916 roku odprawiono tu pierwszą rzymskokatolicką mszę świętą, a tydzień później pierwsze nabożeństwo ewangelickie. Do końca okupacji niemieckiej modlili się tu żołnierze pruscy obu tych wyznań.

 

Sobór na placu Saskim rozebrano w latach 1920-1926. Pomimo użycia materiałów wybuchowych, trwało to długo. W 1918 roku w Warszawie żyło 320 tys. Żydów, co stanowiło 42,2% ogółu mieszkańców. W ostatnich latach na ulicach stolicy niemal masowo pojawili się Wietnamczycy i Hindusi.

 

Aktualnie w Warszawie mieszka ok. 20-30 tys. prawosławnych (istnieją na ten temat różne dane), z czego w południowej części miasta ok. 5 tys. Mają oni daleko do cerkwi na Woli, Pradze i katedralnej cerkwi polowej na Ochocie, niezbędna zatem stała się budowa nowej świątyni. Powstała ona w dzielnicy Ursynów, przy ul. Puławskiej 568, przy granicy miasta z terenami wsi Mysiadło, w gminie Lesznowola. Prawosławna cerkiew znajduje się ok. 25 km od centrum Warszawy.

 

Cerkiew Mądrości Bożej jest pierwszą cerkwią zbudowaną w Warszawie od ponad 100 lat. Poprzednią był wspomniany sobór na placu Saskim. Budowla przypomina meczet, gdyż wzorowana jest na legendarnej świątyni Hagia Sophia w Konstantynopolu, czyli dzisiejszym Stambule. Po zdobyciu tego miasta przez Turków w świecie islamu powstało wiele meczetów wzorowanych na tej świątyni. Cerkiew na Ursynowie jest jednak dużo mniejsza od swojego olbrzymiego, bizantyjskiego pierwowzoru. Jej wysokość ograniczyła bowiem bliskość lotniska na Okęciu.

 

Hagia Sophia, czyli świątynia Mądrości Bożej powstała w Konstantynopolu prawie 1500 lat temu, dokładnie w latach 532-537. Przez ponad tysiąc lat – aż do budowy bazyliki św. Piotra w Watykanie – była największą świątynią chrześcijańską świata. Po zdobyciu Konstantynopola przez Turków stała się meczetem. Od 1934 roku do lipca 2020 roku pełniła funkcje muzealne, a obecnie jest ponownie miejscem modlitwy muzułmanów. W latach 1987-1994 wzniesiono cerkiew Mądrości Bożej w Białymstoku, kolejna powstała w Warszawie. Projektantem świątyni na Ursynowie był warszawski architekt Andrzej Markowski, który wcześniej odwiedził Stambuł, aby na miejscu zapoznać się z pierwowzorem projektowanej budowli. Obejrzał też cerkwie w Grecji oraz nowe, „wylewane w betonie” w Czarnogórze. Nie doczekał jednak zakończenia prac na Ursynowie – zmarł w kwietniu 2019 roku. Kierownictwo budowy warszawskiej Haghia Sophia objął Michał Tymoszewicz.

 

Wielki budynek świątyni widoczny jest z daleka. Ma 36,9 m długości, 30 m szerokości, wysokość (łącznie z centralną kopułą) wynosi 21,6 m. Jego powierzchnia to 1300 m2. Centralna kopuła o średnicy 16,2 m pokryta jest lśniącą w słońcu, miedzianą blachą i otoczona jest czterema mniejszymi. Zgodnie z tradycją prawosławną wejście główne znajduje się po stronie zachodniej, dwa boczne – od północnej i południowej, a od wschodniej zaś, w absydzie, znajduje się ołtarz główny. Ściany zewnętrzne pokryte są płytkami z jasnego piaskowca. Integralną częścią cerkwi stanowi dzwonnica o wysokości 16 m. Sawa, metropolita warszawski i całej Polski, zwierzchnik polskiego Kościoła prawosławnego w dniu 2 lutego 2020 roku dokonał poświęcenia ośmiu dzwonów. Wszystkie (największy o wadze 1200 kg) zostały odlane w słynnej śląskiej ludwisarni braci Felczyńskich, której właściciel, Zbigniew Felczyński, przyjechał na uroczystość. Wygrawerowano na nich imiona fundatorów.

 

W dzwonach cerkwi prawosławnych poruszają się tylko serca, a nie całe kielichy. Ich dźwięk ma bardzo duże znaczenie, są one bowiem jedynym instrumentem, jaki można wykorzystywać w liturgii, oczywiście poza ludzkim głosem. Poświęcenie dzwonów zbiegło się z odsłonięciem polichromii na centralnej kopule – fresku Pantokratora (Wszechwładcy) w otoczeniu aniołów. Z okazji uroczystości metropolita Sawa podarował parafii obraz przedstawiający ofiarowanie Chrystusowi miniatury warszawskiej cerkwi Hagia Sophia. Ofiarowują św. Sawa Serbski i metropolita Sawa.

 

Prace budowlane rozpoczęto 5 grudnia 2015 roku. Kamień węgielny pod budowę świątyni poświęcił ówczesny patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I. Jego wizyta była wielkim zaszczytem dla polskiej Cerkwi prawosławnej.

 

Cerkwie na całym świecie są autokefaliczne, czyli nie podlegają żadnej władzy administracyjnej (w przeciwieństwie np. do Kościoła katolickiego, gdzie taką władzę stanowi papież). Ich duchowym przywódcą jest patriarcha Konstantynopola. Budowa świątyni na Ursynowie stanowi wotum wdzięczności Bogu, w 90. rocznicę uzyskania autokefalii przez polską Cerkiew prawosławną. Wcześniej należała ona do Cerkwi rosyjskiej. W uroczystości poświęcenia i wmurowania kamienia węgielnego wzięli udział biskupi i inni duchowni prawosławni z Polski i Grecji. Obecni byli również przedstawiciele Kancelarii Prezydenta, Rady Ministrów, władz samorządowych Warszawy i dzielnicy Ursynów oraz przedstawiciele Korpusu Dyplomatycznego. Kościół rzymskokatolicki reprezentował kardynał Kazimierz Nycz.

 

W przeciwieństwie do wspomnianego na początku soboru na placu Saskim budowa cerkwi na Ursynowie trwała dość krótko. Po niespełna trzech latach pierwszą liturgię świętą, 19 maja 2018 roku, sprawował metropolita Sawa w asyście arcybiskupa Telmessosa Hioba, przedstawiciela patriarchy Konstantynopola oraz metropolity wołokołamskiego Hilariona reprezentującego patriarchę moskiewskiego. W świętej liturgii wzięli też udział wszyscy biskupi Cerkwi prawosławnej w Polsce i wielu duchownych niższej rangi. Uczestniczył również rzymskokatolicki biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej Michał Janocha oraz ambasadorzy Białorusi, Serbii i Ukrainy. Cerkiew była wypełniona po brzegi nie tylko prawosławnymi mieszkańcami stolicy, ale i pielgrzymami z całej Polski i zagranicy. Przybyli również przedstawiciele innych Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej.

 

Po zakończeniu liturgii metropolita Sawa i hierarchowie poświęcili czteroramienny krzyż, wewnątrz którego umieszczony został akt erekcyjny świątyni. Na oczach zgromadzonych przed budynkiem, przy śpiewie czterech chórów cerkiewnych, krzyż umieszczono na centralnej kopule cerkwi. We wrześniu 2018 roku cerkiew na Ursynowie odwiedził patriarcha Aleksandrii i całej Afryki Teodor II. W czasie budowy świątyni nabożeństwa, począwszy od 1 stycznia 2016 roku, odbywały się (przez ponad cztery lata )w prowizorycznej drewnianej kaplicy obok cerkwi.

 

20 września 2020 roku metropolita Sawa, w asyście pozostałych hierarchów Polskiego Kościoła Prawosławnego oraz licznie zgromadzonego duchowieństwa, po raz drugi w historii ursynowskiej cerkwi sprawował świętą liturgię i dokonał tzw. małego poświęcenia świątyni. Obecni byli również przedstawiciele duchowieństwa Kościoła rzymskokatolickiego na czele z biskupem Tadeuszem Pikusem, Korpusu Dyplomatycznego oraz władz samorządowych Warszawy. Poza prawosławnymi mieszkańcami stolicy przybyli także wierni z Białegostoku, Bielska Podlaskiego, Siemiatycz, Hajnówki i Białowieży. Na pamiątkę tego historycznego wydarzenia metropolita podarował cerkwi komplet naczyń liturgicznych.

 

Od tego dnia (20 września 2020 roku), mimo nadal trwających prac wykończeniowych, nabożeństwa odprawiane są już w głównym budynku w soboty i niedziele. Świątynia służy wiernym, ale jej wyposażenie i pełny wystrój potrwa jeszcze wiele lat. Wnętrze nawiązujące do tradycji bizantyjskich będzie w całości pokryte freskami i mozaikami. Autorem projektu i wykonawcą fresków jest pochodzący z Ukrainy prof. Wołodymir Teliczko, autor m. in. polichromii w największej polskiej świątyni prawosławnej – cerkwi Świętego Ducha w Białymstoku.

 

Cerkiew na Ursynowie posiada dwa ołtarze: główny poświęcony Narodzeniu Przenajświętszej Bogurodzicy (polichromia przedstawia wizerunki Bogurodzicy, Ewangelistów oraz wybranych świętych) i boczny poświęcony św. Pantelejmonowi Wielkiemu, męczennikowi i uzdrowicielowi z przełomu III i IV wieku. Jest on patronem lekarzy (miał wykształcenie medyczne), prawosławnych żołnierzy i marynarzy. Wierni modlą się do niego o zdrowie fizyczne i duchowe. Na ikonach święty przedstawiany jest jako młody mężczyzna. W prawej dłoni trzyma pędzel do namaszczania chorych, w lewej szkatułkę z medykamentami. 5 grudnia 2020 roku, dokładnie 5 lat od wmurowania kamienia węgielnego pod budowę świątyni, była sprawowana pierwsza święta liturgia w ołtarzu Świętego Pantelejmona.

 

Tekst Maria i Przemyslaw   Pilich

Recent Comments by Dominika Szymborska

No comments by Dominika Szymborska yet.