Kategoria: Turysta poleca

Śladami kolejki wąskotorowej przez Świętokrzyski Park Narodowy

  • Wiata turystyczna na Słupskim Wekslu (fot. Bartosz Kozak)
  • 1. Tzw. Duży Most (fot. Bartosz Kozak)
  • Poręcze przy jednym z przepustów na trasie dawnej kolejki (fot. Bartosz Kozak)
  • Punkt edukacyjny „Kolejka” (fot. Bartosz Kozak)
  • Zagospodarowanie turystyczne punktu edukacyjnego „Rampa” (fot. Bartosz Kozak)

W 2019 roku na terenie Świętokrzyskiego Parku Narodowego turystom pieszym udostępniono nową ścieżkę edukacyjną, przebiegającą północnym podnóżem Łysogór między Świętą Katarzyną a Nową Słupią. Ma ona charakter przyrodniczo-kulturowy, prowadząc głównie wzdłuż starotorzy zagnańskiej kolejki wąskotorowej z lat 1921–1967.

Ścieżka rozpoczyna się obok punktu poboru opłat ŚPN przy rozwidleniu pieszych szlaków: czerwonego (Główny Szlak Świętokrzyski) i niebieskiego (Cedzyna – Wąchock). Znakiem podstawowym trasy jest biały prostokąt z ukośnym pasem koloru zielonego. Wycieczkę rozpoczynamy przed zadaszoną bramą, na której umieszczono tablicę zawierającą ogólne informacje na temat ścieżki oraz regulamin dla zwiedzających. Wkrótce po prawej stronie mijamy pomnik oraz dwie zbiorowe mogiły ofiar egzekucji z 1943 roku. Początkowy odcinek biegnie w kierunku wschodnim wzdłuż tzw. Białego Gościńca razem ze szlakiem niebieskim. Wkrótce docieramy do dawnej linii kolejki wąskotorowej, tzw. Bocznicy Franciszka (jej nazwa nawiązuje do pobliskiej polany ze źródłem i kapliczką pw. św. Franciszka przy szlaku na Łysicę). Znajduje się tu punkt edukacyjny „Kolejka” w formie drogowskazu z tablicą informacyjną oraz szlaban odgradzający starotorze po prawej stronie (stary szlak niebieski). Odcinek linii, na którym się znajdujemy, wybudowano w latach 1921–1923. W 1924 roku powstało odgałęzienie prowadzące wzdłuż Białego Gościńca do stacji Trójkąt (Wola Szczygiełkowa) przy szlaku głównym. Po przedłużeniu w okolice Kakonina (w 1942 roku) bocznica ta okrążała masyw Łysicy, umożliwiając Niemcom rabunkową eksploatację Puszczy Jodłowej na południowych zboczach Łysogór. Jej tor rozebrano przed 1962 rokiem.
Przy wspomnianym drogowskazie skręcamy w lewo (odcinki starotorzy biegnące prosto – do Woli Szczygiełkowej i w prawo – do Kakonina, nie są udostępnione dla ruchu turystycznego). Dalej kierujemy się za znakami szlaku niebieskiego (na odcinku tym poza punktami edukacyjnymi nie naniesiono dodatkowego oznakowania ścieżki). Nasza trasa biegnie przez piękne drzewostany z dominującym udziałem jodły, buka i grabu. Powierzchnia starotorza została odpowiednio przystosowana dla potrzeb ruchu turystycznego; wyrównano nawierzchnię, oczyszczono rowy odwadniające, ułożono nowe przepusty, w miejscach tego wymagających zabezpieczając je drewnianymi balustradami. Za łagodnym skrętem w prawo mijamy punkt edukacyjny „Olcha/Jodła” poświęcony olszy czarnej (słup z tablicą informacyjną). Za kolejnym zakrętem w lewo docieramy do tzw. Słupskiego Weksla, gdzie Bocznica Franciszka łączyła się z główną linią kolejki (wiata „Słupski Weksel”
z drogowskazami i tablicą edukacyjną, ławki, stojaki dla rowerów oraz szlabany). Nazwa tego miejsca wskazywała na odgałęzienie toru (linii głównej) prowadzącego w kierunku Nowej Słupi (wyraz „weksel” w żargonie pracowników kolejki oznaczał zwrotnicę). W miejscu tym szlak niebieski biegnie prosto, opuszczając dawną kolejkę, zaś ścieżka edukacyjna skręca w prawo, prowadząc dalej wzdłuż głównej linii wąskotorówki w kierunku południowo-wschodnim. Wkrótce w lewo odgałęzia się starotorze niedokończonej trasy do Rudek z czasów okupacji. Autorem projektu dalszego odcinka linii głównej z lat 20. był inż. Józef Kubala z Suchedniowa, ojciec niedawno zmarłego architekta Mieczysława Kubali (1925–2021), autora rozwiązania komunikacyjnego dworca autobusowego w Kielcach. Co ciekawe, w okolicy tej podczas budowy kolejki natrafiono na skarb srebrnych monet z czasów powstania styczniowego. W 1925 roku prowadząc roboty ziemne na kolejce, znaleziono też XIII-wieczny miecz (obecnie w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie) oraz dwie średniowieczne ostrogi.
Na dalszym odcinku ścieżka wiedzie przez piękne drzewostany jodłowo-bukowe, pokonując oryginalne murowane przepusty; na wielu z nich jeszcze obecnie odczytać można przedwojenne daty ich budowy. Mijamy miejsce po dawnej mijance (poszerzenie starotorza po prawej stronie trasy), a następnie (również z prawej) ślad jednego z tzw. żeberek – krótkich odgałęzień toru, na których odbywał się załadunek drewna na wagony. Po pewnym czasie docieramy do punktu edukacyjnego „Duży Most” (tablica informacyjna) przy największym obiekcie mostowym dawnej kolejki na trasie naszej wycieczki (przyczółki oddalone są względem siebie o 5 m, dźwigar znajduje się 4,5 m nad podłożem). Ze względu na znaczną wysokość obiekt zabezpieczono balustradami.
Wkrótce docieramy do dawnej stacji Trójkąt położonej przy wsi Wola Szczygiełkowa (punkt edukacyjny, stoły z ławkami, stojaki rowerowe). W miejscu tym z główną linią kolejki łączył się tor biegnący od strony Świętej Katarzyny, którego odgałęzienie widzieliśmy przy punkcie edukacyjnym „Kolejka”. Odcinki te połączone były krótkim torem, tworząc razem tzw. trójkąt (stąd określenie stacji), umożliwiający lokomotywom zmianę kierunku jazdy. Po dawnych zabudowaniach stacyjnych nie zachował się żaden ślad. W latach powojennych, gdy na kolejce prowadzony był ruch pasażerski, wyznakowano stąd krótki szlak pieszy koloru czarnego prowadzący do kapliczki św. Mikołaja na grzbiecie Łysogór (przy Głównym Szlaku Świętokrzyskim).
Dalej linia kolejki biegła wzdłuż północnego skraju Puszczy Jodłowej. Obecnie przylegające do Parku pola są w znacznej mierze zarośnięte, co bardzo ogranicza pojawiające się z rzadka widoki. Mijamy punkt edukacyjny „Łąka”. Dalej trasa dawnej kolejki staje się dość monotonna, prowadząc długimi, prostymi odcinkami, których urozmaicenie stanowią zabytkowe przepusty z zachowanymi datami ich budowy. Po dłuższym czasie docieramy do dawnej stacji Dębno, gdzie zachowało się poszerzenie mijanki (po prawej stronie ścieżki), ślad po drewnianym baraku oraz tkwiący w korycie strumyka krąg betonowej studzienki, służącej niegdyś do nawadniania parowozów. Wkrótce pokonujemy kolejną mijankę (poszerzenie z prawej), po czym docieramy do punktu edukacyjnego „Źródełko”. Pod wsią Hucisko starotorze kolejki rozwidla się; jest to początek dawnego, wydłużonego trójkąta torowego stacji Święty Krzyż. Niebawem docieramy do mijanki, powyżej której na skarpie znajdował się barak stacji osobowej. Wkrótce z lewej mijamy biegnący łukiem odcinek głębokiego przekopu (krótkie ramię wspomnianego trójkąta), docierając na teren stacji towarowej; w pobliżu zarośnięte ślady budynków. W miejscu tym ziemia jest pozbawiona roślinności i intensywnie zabarwiona rudą żelaza. Z linią główną łączył się tu tor z kopalni „Staszic” w Rudkach (obecnie droga). Początkowo dowożony piryt przeładowywano na wagony kolejki z drewnianej rampy, później zaś, po zastąpieniu trakcji konnej mechaniczną, jedynie formowano tu składy towarowe do Zagnańska. W pobliżu znajduje się niedawno zagospodarowany turystycznie punkt edukacyjny „Rampa” (drogowskaz, tablice edukacyjne, ławy, stojaki na rowery). Z miejsca tego prowadzi ścieżka do pobliskiej mogiły dzieci – Ani i Jerzego Pastuszków spalonych żywcem przez Niemców w 1943 roku.
Główna trasa kolejki biegnie w kierunku wschodnim, mijając zarośnięte wyrobisko niewielkiego kamieniołomu (po prawej), do którego odgałęziały się dwa tory; wzdłuż jednego z nich (drogowskaz) prowadzi krótkie odgałęzienie naszej ścieżki, kończące się punktem „Nieczynny Kamieniołom”. Wkrótce za drogowskazem znajdowało się zakończenie głównego toru kolejki. Dalej podążamy ścieżką, która mijając punkt „Wychodnia Skalna”, kończy się obok punktu kasowego przy szlaku niebieskim Nowa Słupia – Święty Krzyż (drogowskaz z tablicą informacyjną).

Bartosz Kozak

Gdyńskie fortyfikacje zabytkami

  • 1.A. Armata na stanowisku nr 103 -stan przed pracami porządkowymi (fot. Dariusz Dębski)
  • 1.B. Uprzątnięte stanowisko nr 103 (fot. Dariusz Dębski)
  • 2.A. Stanowisko 1. baplot po pracach rewitalizacyjnych (fot. Dariusz Dębski)
  • 2.B. Stanowisko 1. baplot przed pracami rewitalizacyjnymi (fot. Dariusz Dębski)
  • Dobór kolorów przez J. Sadowskiego (fot. Dariusz Dębski)
  • Ryszard J. Wrzosek w czasie prac porządkowych (fot. Dariusz Dębski).

Gdyńskie fortyfikacje zabytkami? Czas na decyzje

 

Pomorska Komisja Krajoznawcza, prowadząc działalność krajoznawczą na Pomorzu, zajmuje się również poznawaniem i popularyzowaniem nadmorskich zabytków.
W szczególności dba o te, które ciągle jeszcze przez wiele osób są pomijane i niedoceniane, czyli o zabytki związane z budownictwem obronnym, a przede wszystkim o obiekty tzw. betonowe.

 

Historia ich powstania w Gdyni sięga lat trzydziestych XX wieku, gdy zaczęto myśleć o ufortyfikowaniu rejonu portu i bazy morskiej Marynarki Wojennej. Także zaraz po zakończeniu II wojny światowej rozpoczęto planowanie i budowę różnego rodzaju obiektów mających za zadanie zapewnienie właściwej obrony gdyńskiej bazy morskiej i tego rejonu wybrzeża. Dzisiaj w Gdyni możemy spotkać wiele różnego rodzaju obiektów budownictwa obronnego z tamtego okresu, ale wraz z upływem czasu, kiedy stały się nieprzydatne i nikomu niepotrzebne, pozostały zapomniane i są systematycznie niszczone. Zajmowali się nimi tylko społecznicy i pasjonaci fortyfikacji, którzy odnajdywali je w terenie, dokumentowali, zabezpieczali przed dalszym zniszczeniem i popularyzowali o nich wiedzę.

Jednym z przykładów takiej działalności są przedsięwzięcia pomorskich wolontariuszy i miłośników fortyfikacji, w tym zrzeszonych w Pomorskim Stowarzyszeniu Ochrony Fortyfikacji „Reduta”. Piętnaście lat temu podjęto się rewitalizacji stanowisk artyleryjskich po byłej 11. Baterii Artylerii w Gdyni Redłowie. Od tamtego czasu każdego roku powadzone są prace porządkowe zapewniające właściwy stan utrzymania armat i stanowisk artyleryjskich. Od trzech lat prace te kontynuowane są przez Pomorską Komisję Krajoznawczą PTTK, pomorskich krajoznawców i gdyńskich wolontariuszy.

Istniejące tam do dzisiaj trzy stanowiska z armatami B-13 S3 wz. 35, kalibru 130 mm są najlepiej zachowanymi tego typu obiektami w Polsce i unikatowym reliktem z czasów zimnej wojny. Stanowiska ogniowe wzorowane były na stanowiskach przedwojennej baterii im. Heliodora Laskowskiego na cyplu Helu. Ich projekt poddano modyfikacjom konstrukcyjnym, a zbudowane w Redłowie były swoistym poligonem doświadczalnym dla kolejnych powstających na polskim wybrzeżu. Decyzję o budowie w tym miejscu stanowisk baterii nadbrzeżnej podjęto w październiku 1946 roku, a już w 1948 roku ukończono budowę czterech stanowisk artyleryjskich i ustawiono na nich działa.

Bateria redłowska (nr 1) na początku swego istnienia wchodziła w skład 31. Dywizjonu Artylerii Nadbrzeżnej (sformowanego w 1946 roku) i jej zadaniem miała być obrona podejść do portu w Gdyni. Jesienią 1950 roku stała się samodzielną baterią i otrzymała nazwę 11. Baterii Artylerii Stałej (pięć lat później została włączona ponownie w skład dywizjonu, ale tym razem w skład 32. Dywizjonu Artylerii Nadbrzeżnej). W 1974 roku uznano ją za nieperspektywiczną i podjęto decyzję o jej rozformowaniu. W otoczeniu baterii zbudowano w latach 1952–1954 Kompanijny Rejon Umocniony, który miał za zadanie chronić teren przed ewentualnym atakiem desantu. Składał się między innymi z kilkudziesięciu żelbetowych stanowisk ogniowych i schronów drewniano-ziemnych połączonych ze sobą linią transzei o łącznej długości przeszło 3 km.

Innym przykładem dbałości o zapomniane gdyńskie betonowe fortyfikacje jest inicjatywa podjęta w 2020 roku przez dowódcę 3. Flotylli Okrętów. Dotyczy ona rewitalizacji dwóch stanowisk ogniowych 1. Baterii Artylerii Przeciwlotniczej (nazywanej baterią „Wąwóz Ostrowicki”) wchodzącej w skład 1. Morskiego Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej w Gdyni i zbudowanej na skraju Wąwozu Ostrowickiego w latach 1930–1933. Zadaniem baterii miała być przeciwlotnicza obrona gdyńskich portów, miasta i Kępy Oksywskiej oraz prowadzenie ognia do celów nawodnych, a także wsparcie własnych pododdziałów lądowych (co okazało się we wrześniu 1939 roku istotnym elementem). Posiadała dwa stanowiska ogniowe dla armat L 50 kalibru 75 mm Schnaidera wz. 1922/24 oraz dwukomorowy schron amunicyjny.

Trudnych prac porządkowych i zabezpieczających podjęła się Komenda Portu Wojennego w Gdyni, a ich efektem jest przywrócenie stanowiskom ogniowym właściwego stanu. Obok stanowisk ustawiono trzy plansze informacyjne o 1. Morskim Dywizjonie Artylerii Przeciwlotniczej oraz o przedmiotowej baterii i jej uzbrojeniu. Uroczyste otwarcie tego miejsca odbyło się 14 września 2020 roku. Termin ten nie był przypadkowy, gdyż tego dnia we wrześniu 1939 roku obsługa ciężkich karabinów maszynowych tej baterii zestrzeliła niemiecki bombowiec nurkujący Junkers Ju 87 B „Stuka”. Odsłonięcia tablic informacyjnych dokonał dowódca 3. FO w asyście komendanta KPW Gdynia.

Obecnie dostępne do zwiedzania są tylko stanowiska ogniowe w Redłowie (położone na terenie rezerwatu przyrody „Kępa Redłowska”), gdyż pozostała część baterii i obiekty znajdujące się w Wąwozie Ostrowickim są na terenie użytkowanym przez Marynarkę Wojenną. Redłowskie stanowiska stały się miejscem spacerów gdynian oraz magnesem dla przybywających na Wybrzeże miłośników fortyfikacji. Niewątpliwym atutem ich lokalizacji jest bliskość Polanki Redłowskiej i łatwa dostępność dzięki wytyczonej i oznakowanej trasy wiodącej przez teren rezerwatu. Niestety, ze względu na strome podejścia nie są dostępne dla osób starszych i mających problemy z poruszaniem się oraz na wózkach inwalidzkich.

W 2021 roku w ramach corocznych prac porządkowych i zabezpieczających na stanowiskach artyleryjskich skorzystano z pomocy dorosłych wolontariuszy, między innymi z Pomorskiej Komisji Krajoznawczej, Pomorskiego Kolegium Instruktorów Krajoznawstwa i Oddziału Morskiego PTTK. W trakcie prac uprzątnięto stanowiska armat oraz przygotowano je do letniego sezonu turystycznego. Dokonano też doboru kolorów farb do malowania trzech armat i muru oporowego stanowiska 104 dzięki merytorycznej pomocy eksperta fortyfikacji – kustosza Skansenu Fortyfikacji Ośrodek Oporu „Jastarnia” pana Jerzego Sadowskiego. Zabezpieczono także antykorozyjnie wszystkie niemalowane elementy metalowe i przygotowano armaty do malowania.

Twórcą i dowódcą 31. Dywizjonu Artylerii Nadbrzeżnej, z którego wyodrębniła się później 11. BAS, był kmdr por. Zbigniew Przybyszewski (w 1939 roku jako kapitan dowodził 31. Baterią Artylerii Nadbrzeżnej im. Heliodora Laskowskiego na Helu i walczył z niemieckimi okrętami do czasu kapitulacji Helu). W 1950 roku został aresztowany i oskarżony w procesie tzw. komandorów oskarżony o spisek w Marynarce Wojennej; zamordowano go 16 grudnia 1952 roku. Ciało zostało odnalezione w „Kwaterze na Łączce” Cmentarza Powązkowskiego i zidentyfikowane w 2014 roku. 16 grudnia 2017 roku Zbigniew Przybyszewski został uroczyście pochowany w Kwaterze Pamięci na Cmentarzu Wojskowym w Gdyni Oksywiu.

Należy podkreślić, że tylko dzięki wieloletniemu uporowi i zaangażowaniu społeczników, przy wsparciu miejskiego konserwatora zabytków w Gdyni i pomocy materialnej miasta Gdyni, stanowiska artyleryjskie w Gdyni Redłowie są dzisiaj w tak dobrym stanie i stanowią dużą atrakcję turystyczną. Zrewitalizowanym stanowiskom ogniowym w Wąwozie Ostrowickim nie grozi dewastacja. Jednak te nieużytkowane niszczeją i zachodzi obawa, że mogą być uznane za zbędne i bezpowrotnie zniszczone. Mając na uwadze ich unikatowość, dużą wartość historyczną i kulturową oraz troskę o ich zachowanie w dobrym stanie dla potomnych, nadszedł czas, aby zapewnić im ochronę prawną poprzez wpisanie do Wojewódzkiego Rejestru Zabytków Województwa Pomorskiego. Wnioski w tej sprawie Pomorska Komisja Krajoznawcza PTTK złożyła w 2021 roku do Pomorskiego Konserwatora Zabytków w Gdańsku.

 

Tekst i zdjęcia: Dariusz Dębski

 

Konkurs na najlepszą pracę dyplomową

Najlepsza krajoznawcza praca dyplomowa Zakończyła się trzecia edycja konkursu PTTK na najlepszą pracę dyplomową z zakresu krajoznawstwa, noszącego imię wieloletniego przewodniczącego Komisji Krajoznawczej ZG PTTK, prof. Krzysztofa R. Mazurskiego. Jury złożone z przedstawicieli świata nauki oraz zasłużonych krajoznawców oceniło siedem prac inżynierskich i licencjackich. Za najbardziej wartościowe opracowanie jednomyślnie uznana została praca Karola Pabicha pt.…
Read more

Konkurs Fotograficzny Drzewa i Krzewy Edukacyjnym Parku Dendrologicznego PTTK w Mościcach

Drzewa i krzewy w fotograficznym obiektywie   Od 1 maja 2022 roku zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie fotograficznym pn. „Drzewa i Krzewy w Edukacyjnym Parku Dendrologicznym PTTK w Mościcach”. Organizatorami konkursu są: Oddział PTTK “Ziemi Gorzowskiej” oraz Starostwo Powiatowe w Gorzowie Wielkopolskim. Celem konkursu jest prezentacja w formie kalendarza na 2023 rok najpiękniejszych drzew…
Read more

EPIZODY Z WYPRAW Marymontczyków

  • 1. Widok współczesny ruin zamku (fot. Alicja Mężyk)
  • Epitafium Józefa Gołuchowskiego (fot. Alicja Mężyk)
  • Kaplica Matki Bożej w Mominie (fot. Alicja Mężyk)
  • Kościół św. Wojciecha w Mominie (fot. Alicja Mężyk)
  • Popiersie J. Gołuchowskiego w Garbaczu(fot. Alicja Mężyk)
  • Przełom Kamiennej w Podgrodziu (fot. Alicja Mężyk)
  • Zamek w Podgrodziu (rys. Ludomił Jastrzębowski)

Epizody z wyprawy Marymontczyków w 1853 roku

 

Kiedy w 2010 roku kolega Łukasz Kamiński zakładał internetową stronę Oddziału Świętokrzyskiego PTTK im. Stanisława Jeżewskiego w Ostrowcu Świętokrzyskim, zachęcając do wędrówek po naszym regionie, umieścił na tytułowej stronie wyszukany przez siebie cytat Ludomiła Jastrzębowskiego:

            Podróż piesza w jakim bądź celu wykonana nader jest pożyteczna nie tylko pod względem ukształtowania moralnego i umysłowego, oraz pod względem zdrowia i umocnienia sił fizycznych, ale i dla samej przyjemności. Dlatego też w różnych celach zazwyczaj puszczamy się w podróż, już to dla zwiedzania miejsc cudownych, świętych lub słynnych z pamiątek, już to w celu skorzystania z różnych wiadomości pożytecznych, wyciągniętych z tego cośmy widzieli lub słyszeli, albo też w celu zwiedzania pięknych i różnorodnych obrazów natury, na koniec przedsiębierzemy czasem podróż w celu polepszenia zdrowia….

 

Cytat, który nadal zachęca odwiedzających naszą stronę internetową do wędrówek po kraju, pochodzi z publikacji „Wspomnienia z podróży”. Po długich poszukiwaniach udało się dotrzeć do całości tekstu Ludomiła Jastrzębowskiego. Jest to barwna relacja z wakacyjnej wycieczki uczniów Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie odbytej
w lipcu i sierpniu 1853 roku, pod przewodnictwem Wojciecha Jastrzębowskiego, profesora botaniki, fizyki, zoologii i ogrodnictwa, spisana przez syna profesora, uczestnika wyprawy.

Była to piesza, około 400-kilometrowa wyprawa połączona z praktykami zawodowymi. Słuchacze marymonckiej szkoły poznawali po drodze majątki ziemskie, folwarki, ogrody, obory, owczarnie, stodoły, chmielniki, gorzelnie, młyny, fabryki, kopalnie, ale również zwiedzali miasta i miasteczka, zamki, pałace, dwory, oglądali osobliwości przyrody, spotykali i poznawali ciekawe postaci.

Po kilkunastodniowej marszrucie z Marymontu przez Zgierz, Kodeń, Włodawę, Chełm, Rejowiec, Krasnystaw, Lublin, Opole, Kazimierz Dolny, Janowiec, Zwoleń, Iłżę dotarli w okolice Ostrowca. W Bałtowie obejrzeli ruiny pałacu Chomętowskich z XVIII wieku, pałac Druckich-Lubeckich, który od wielu lat na naszych oczach popada w ruinę, został zbudowany dopiero w końcu XIX wieku, nie było również młynów wodnych obecnie włączonych w Bałtowski Kompleks Turystyczny, a także wsi Krzemionki i odkrytych w 1922 roku neolitycznych kopalni krzemienia. Zwiedzili w okolicy Bałtowa wapienniki, piece do wypalania wapna i zwrócili uwagę na kamień wapienny, w którym tkwiły konkrecje krzemienia. Jednak najbardziej młodych wędrowców zachwyciła rzeka Kamienna, której brzegiem wędrowali z Bałtowa do Podgrodzia. W Podgrodziu zatrzymali się na dłuższy odpoczynek w miejscu, gdzie rzeka raptownie zmienia bieg z kierunku wschodniego na północny, tworząc malowniczy przełom w skałach wapiennych, a na wysokim cyplu  wznoszą się ruiny rycerskiego zamku z XIV wieku. Tu kronikarz spisał kilka legend zasłyszanych od miejscowych i wykonał rysunek zamku, który wciąż wykorzystywany jest w opracowaniach historycznych i krajoznawczych.

Wędrówka okrężną drogą, z Podgrodzia do Garbacza, zajęła kilka dni. Prowadziła przez Ćmielów, Bodzechów, Opatów, nad Opatówką do Kichar, a dalej przez Sandomierz, Ossolin, Klimontów, Ujazd, Iwaniska, przecinając Pasmo Jeleniowskie Gór Świętokrzyskich doprowadziła do Garbacza od strony Janowic. W Garbaczu słuchaczy marymonckiej szkoły przywitał właściciel majątku Józef Gołuchowski. Historycy zgodnie twierdzą, że był wzorowym gospodarzem. Potwierdzają tę opinię uczniowie Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie, znanej szkoły, przekształconej w 1918 roku w Wyższą Szkołę Gospodarstwa Wiejskiego, którzy skrupulatnie obejrzeli gospodarstwo, pola obsiane pszenicą, żytem, owsem, jęczmieniem, koniczyną, plantacje kukurydzy i ziemniaków, poznali metody nowoczesnego nawożenia, zwiedzili obory, owczarnie, stodoły, gorzelnie, spichlerze. A na koniec we dworze odbyli długą, interesującą rozmowę z gospodarzem, po czym wyruszyli w dalszą drogę. Przed nimi jeszcze długa trasa do przebycia przez Święty Krzyż, Kielce, Chęciny, Sobków, Pińczów, Wiślicę, Ojców, Olkusz, Klucze do Ogrodzieńca.

Majątek w Garbaczu do II wojny światowej pozostawał w rękach rodziny, po wojnie został znacjonalizowany, dwór spłonął, zniszczono wystawione w parku przez spadkobierców popiersie Józefa Gołuchowskiego, ciągłej dewastacji ulegał drzewostan. Resztki parku zostały ocalone przez obecnych właścicieli, ludzi kultury, którzy po wykupieniu części parku zbudowali w nim dom nawiązujący stylem do dawnego dworu, a w głównej alejce wystawili odtworzoną wg starych fotografii kopię popiersia.

Józef Wojciech Gołuchowski, urodzony w 1797 roku w Łączkach Kucharskich, wszechstronnie wykształcony, prekursor romantyzmu w Polsce, wybitny filozof, autor pracy pt. “Dumania nad najwyższymi zagadnieniami człowieka”, profesor Uniwersytetu Wileńskiego, nauczyciel Adama Mickiewicza, który po procesie Filomatów i Filaretów, pozbawiony katedry i wydalony z uczelni, zmuszony do rezygnacji z kariery naukowej osiadł w Garbaczu, gdzie zarządzał wzorowo majątkiem ziemskim, jednocześnie oddając się codziennej pracy naukowej. Zmarł w Garbaczu 22 listopada 1858 roku, pochowany jest  w podziemiach renesansowej kaplicy Matki Bożej, przylegającej do gotyckiego kościoła pod wezwaniem świętego Wojciecha w Mominie.

 

Tekst i zdjęcia: Alicja Mężyk

 

159 rocznica powstania styczniowego w Ojcowie

  • Pokaz szermierski przez grupę rekonstrukcyjną. (fot. Józef Partyka)
  • Program obchodów 159. rocznicy powstania styczniowego. (fot. Józef Partyka).
  • Reprezentacja Oddziału Krakowskiego PTTK ze sztandarem. (fot. Teresa Wolnicka-Ogiegło)
  • Składanie kwiatów pod tablicą pamiątkową. (fot. Józef Partyka).
  • Wiązanki kwiatów pod tablicą powstania styczniowego w Ojcowie. (fot. Józef Partyka).

Dolina Prądnika była miejscem koncentracji powstańców styczniowych – jednego z pierwszych oddziałów, którym dowodził Apolinary Kurowski. Zgrupowanie liczące około dwóch tysięcy ludzi, złożone głównie z młodzieży inteligenckiej i rzemieślniczej, bez przygotowania i wystarczającej ilości broni podjęło nierówną walkę z rosyjskim zaborcą.

 

Rozpoczęte 22 stycznia 1863 roku było najtragiczniejszym z powstań narodowych. Stoczono około 1200 bitew i potyczek, poległo kilkadziesiąt tysięcy powstańców, stracono blisko tysiąc osób, a około 38 tysięcy zesłano na katorgę, wielu Polaków udało się na emigrację. Rusyfikacji poddano administrację Królestwa Polskiego i inne sfery życia. Mimo olbrzymich strat pamięć o powstaniu była żywa, jednoczyła Polaków, miała ogromny wpływ na ugruntowanie narodowej tożsamości i przyczyniła się do niepodległościowego zrywu podczas pierwszej wojny światowej.

Powstańcy w Ojcowie gromadzili się w dawnym hotelu „Pod Łokietkiem”, przy którym znajdował się plac ćwiczeń, zajmowali tzw. Domek Szwajcarski, włościańskie chaty i – jak podaje miejscowa tradycja – byli rozlokowani także w szałasach Błotnego Dołu (Dolina Sąspowska), czemu sprzyjała, przynajmniej w początkowej fazie powstania, stosunkowo łagodna i dżdżysta zima. Ojcowski oddział powstańczy poniósł klęskę w bitwie pod Miechowem 17 lutego 1863 roku.

Począwszy od 1988 roku, z inicjatywy Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, czczona jest pamięć powstańczego zrywu. W tymże roku odsłonięto tablicę pamiątkową wmurowaną we frontową ścianę hotelu „Pod Łokietkiem”. Od tego czasu każdego roku odbywają się obchody rocznicy wybuchu powstania. Tak było również w niedzielę 23 stycznia 2022 roku. Mimo panującej pandemii w obchodach wzięło udział kilkadziesiąt osób. Przybyli m.in. wojewoda małopolski, marszałek województwa małopolskiego, starosta krakowski, włodarze okolicznych gmin, społeczność lokalna, harcerze, członkowie PTTK i inni.

Po mszy świętej odprawionej w ojcowskiej kaplicy „Na Wodzie” złożono kwiaty i zapalono znicze pod tablicą upamiętniającą powstanie, wygłoszono okolicznościowe przemówienia. Zabrzmiał hymn państwowy, śpiewano powstańcze pieśni. Następnie odbył się pokaz musztry i szermierki w wykonaniu Małogoskiego Oddziału Powstańczego 1863 roku, którego kilkunastoosobowy zespół specjalnie przybył na tę uroczystość z Małogoszcza (woj. świętokrzyskie). Zapłonęło powstańcze ognisko, był również gorący posiłek.

Uroczystości w Ojcowie odbyły się już po raz trzydziesty piąty. Zostały zainicjowane ponad 34 lata temu przez grupę członków PTTK w 125. rocznicę wybuchu powstania z ogromnym zaangażowaniem niedawno zmarłego naszego Kolegi Zbigniewa Twaroga (1924–2020), który od 1988 roku zawsze był obecny na rocznicowych obchodach z ramienia Krakowskiego Oddziału PTTK im. ks. Karola Wojtyły. I tym razem oddział ten reprezentowała kilkuosobowa grupa członków PTTK ze swoim sztandarem. Od tego czasu tradycja obchodów kolejnej rocznicy powstania styczniowego wciąż trwa, niezależnie od pogody, z udziałem licznych uczestników, którzy oddają hołd powstańcom, zachowując w ten sposób pamięć o poświęceniu ich zdrowia i życia w walkach o niepodległość.

 

Tekst i zdjęcia: Józef Partyka

Rowerowa Majówka

  • 1. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 2. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 3. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 4. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 5. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 6. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 7. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 8. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 9. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 10. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 11. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 12. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 13. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 14. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 15. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 16. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 17. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 18. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 19. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 20. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 21. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 22. (fot. Gosia Ziontecka).
  • 23. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 24. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 25. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 26. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 27. (fot. Gosia Ziontecka)

Wrocławianie kochają książki, o czym świadczą liczni czytelnicy odwiedzający wrocławskie biblioteki miejskie i uczelniane, księgarnie, targi książek, spotkania autorskie. Nawet krasnal Bibliofil, zaczytany w lekturze przysiadł na progu jednej z bibliotek miejskich, tzw. Mediatece przy placu Teatralnym.

 

Tłumy czytelników przybywają na coroczne Wrocławskie Targi Dobrych Książek. W 2021 roku w dniach 2–5 grudnia odbyły się już 29. spotkania z książkami, ich autorami i wydawcami. Po latach znów powróciły do Hali Stulecia, obiektu wpisanego w 2006 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Do wnętrza zaprasza krasnal Marek Krajewski, trzymając w dłoni książkę pod tytułem „Mock”. To autor poczytnych powieści o przedwojennym Wrocławiu (i nie tylko) z kryminalnymi wątkami.

Ubiegłoroczne spotkania towarzyszące Targom Dobrych Książek oraz premierowe wydanie przewodnika literackiego „W drodze. Wrocław śladami Tadeusza Różewicza” (autor Wojciech Browarny, wyd. Warstwy) były okazją do upamiętnienia stulecia urodzin tego znakomitego poety, dramaturga i pisarza, gdyż rok 2021 został ustanowiony Rokiem Tadeusza Różewicza. Pisarz związał się z Wrocławiem od 1968 roku, gdzie mieszkał z rodziną, pracował, zawierał przyjaźnie oraz gdzie odszedł. Został pochowany w Karpaczu na cmentarzu ewangelicko-augsburskim obok przyjaciela, Henryka Tomaszewskiego. Różewicz nie lubił rozgłosu ani pomników, pozostał jednak z nami w Galerii Sławnych Wrocławian w Ratuszu, tam umieszczone zostało jego granitowe popiersie, a w Muzeum Pana Tadeusza została otwarta 9 października 2021 roku wystawa „Pan Tadeusz Różewicz”. Poeta polubił Wrocław, Szklarską Porębę, Karpacz, ale za miasto magiczne uważał swoje rodzinne Radomsko, w którym urodził się 9 października 1921 roku.

Spośród wielu autorów prezentujących i podpisujących swoje książki na Wrocławskich Targach Dobrych Książek, na przestrzeni tych 29 lat niezwykle ważną postacią jest Olga Tokarczuk. Laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2018, Nagrody Literackiej „Nike” i wielu innych za liczne książki (np. „Gra na wielu bębenkach”, „E.E.”, „Bieguni”, „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, „Księgi Jakubowe”). Honorowa Obywatelka Barda, Nowej Rudy, Warszawy i oczywiście Wrocławia, w którym mieszka. Tutaj też założyła Fundację Olgi Tokarczuk, wspierającą kulturę i sztukę w kraju i za granicą, z siedzibą w dawnej willi poety Tymoteusza Karpowicza (1921–2005).

Na Wrocławskich Targach Dobrych Książek każdego roku przyznawana jest nagroda  „Pióro Fredry”, dla wydawcy za najładniej wydaną książkę. Jest ono atrybutem Aleksandra Fredry na pomniku sprowadzonym ze Lwowa, stojącym od 1956 roku na wrocławskim rynku. Rękopisy „Zemsty”, „Ślubów panieńskich” i innych utworów Fredry znajdują się we Wrocławiu w Ossolineum, a okazjonalnie prezentowane są w Muzeum Pana Tadeusza w Rynku. W tymże muzeum jest stała wystawa poświęcona Adamowi Mickiewiczowi, poematowi „Pan Tadeusz” i jego rękopisowi, od 1999 roku znajdującemu się w zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Zbiory Ossolineum  (starodruki, rękopisy, kartografia, malarstwo, sfragistyka, numizmatyka itd.) gromadzone od 1817 roku we Lwowie, po II wojnie światowej zostały częściowo przeniesione do Wrocławia, do przeznaczonego na nową siedzibę barokowego budynku dawnego klasztoru Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą u zbiegu ulic Grodzkiej i Szewskiej. Zbiory są stale powiększane, opracowywane, a także udostępniane w bibliotece Ossolineum, a wszystkich tych skarbów w Zaułku Ossolińskich pilnuje obłożony książkami krasnal Ossolinek.

W odtworzonym barokowym ogrodzie między Ossolineum a kościołem św. Macieja od 2007 roku stoi pomnik lekarza, księdza i poety mistycznego Angelusa Silesiusa (Johannesa Schefflera 1624-1677) autorstwa Ewy Rossano. Ostatnie lata życia poeta spędził w klasztorze mieszczącym dziś Ossolineum, a pochowany został w kościele św. Macieja. Na cokole pomnika wykuty jest fragment jego dzieła w tłumaczeniu Adama Mickiewicza: Do nieba patrzysz w górę,
a nie spojrzysz w siebie. Nie znajdzie Boga, kto go szuka tylko w niebie
. Od roku 2006 we Wrocławiu przyznawana jest Literacka Nagroda Europy Środkowej „Angelus” oraz Wrocławska Nagroda Poetycka „Silesius”, a ich symbolem jest statuetka mistyka.

W pobliżu Ossolineum na moście Uniwersyteckim stoi rzeźba Powodzianka Stanisława Wysockiego, przedstawiająca kobietę z książkami na ramieniu, upamiętniająca wrocławskich wolontariuszy ratujących zbiory biblioteczne Uniwersytetu Wrocławskiego przed zalaniem wodami Odry w czasie powodzi w 1997 roku.

Nieopodal, przy kompleksie Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, siedzi na fotelu krasnal z książką na kolanach. To Jan Miodek, profesor, który wykształcił całą rzeszę studentów oraz dbał o poprawność języka polskiego rodaków w znanym programie telewizyjnym „Ojczyzna polszczyzna” emitowanym w latach 1987–2007.

Przekraczając Odrę przez pobliskie zabytkowe mosty Piaskowy i Tumski, wchodzimy na Ostrów Tumski. Magiczna, zabytkowa sceneria i sięgające zamierzchłych czasów historie związane z książką... Ulica Katedralna 3 – przy niej na murku siedzi krasnal zwany Kacprem Drukarzem, obok maszyna drukarska, za plecami wielkie księgi, w ręce trzyma kartkę z drukowanym tekstem modlitwy w języku polskim. To Caspar Elyan z Głogowa (1435– około 1486).  Przybył do Wrocławia około 1471 roku, został kantorem w pobliskim kościele św. Krzyża, a w 1475 roku uruchomił Drukarnię Świętokrzyską. Drukarnia wydała po łacinie pierwsze druki wrocławskie „Statuty synodalne biskupów wrocławskich”, a w nich zamieszczono kilka modlitw
w języku polskim. Z dwóch zachowanych egzemplarzy jeden znajduje się w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu.

Niezwykłym wrocławskim skarbem jest „Księga Henrykowska” wpisana w 2015 roku na listę „Pamięć Świata” UNESCO. Księga ta, niewielkich rozmiarów, została spisana po łacinie w latach 1269–1273 (część druga do 1310 roku) przez opata Piotra w opactwie cystersów w Henrykowie koło Wrocławia. Tam też na dziedzińcu klasztoru stoi pomnik „Księgi Henrykowskiej”, a w samym klasztorze prezentowane jest jej faksymile. Zapisy w niej poczynione dotyczą wielu miejscowości Dolnego Śląska i ich mieszkańców, jest wśród nich zdanie uważane za najstarsze w języku polskim: Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai. Tak powiedział niejaki Boguchwał do swojej żony, co znaczy Daj, ja pomielę, a ty odpocznij. Oryginał przechowywany jest we wrocławskim Muzeum Archidiecezjalnym (obecnie w remoncie) na Ostrowie Tumskim, ale już niedługo ten bezcenny zabytek piśmiennictwa przeniesiony zostanie do powstającej w pobliżu nowoczesnej Biblioteki Archidiecezjalnej.

 

Tekst i zdjęcia: Anna Rotko

Wrocławskie spotkania z książką

  • 1. Powodzianka na moście Uniwersyteckim upamiętnia wroclawskich wolontariuszy ratująch książki podczas powodzi
  • Jan Miodek
  • Krasnal Bibliofil
  • Krasnal Kacper Drukarz (Caspar Elyan z Głogowa)
  • Krasnal Ossolinek
  • Marek Krajewski z książką Mock
  • Pomnik mitycznego Angelusa Silesiusa (fot. Anna Rotko)

Wrocławianie kochają książki, o czym świadczą liczni czytelnicy odwiedzający wrocławskie biblioteki miejskie i uczelniane, księgarnie, targi książek, spotkania autorskie. Nawet krasnal Bibliofil, zaczytany w lekturze przysiadł na progu jednej z bibliotek miejskich, tzw. Mediatece przy placu Teatralnym.

 

Tłumy czytelników przybywają na coroczne Wrocławskie Targi Dobrych Książek. W 2021 roku w dniach 2–5 grudnia odbyły się już 29. spotkania z książkami, ich autorami i wydawcami. Po latach znów powróciły do Hali Stulecia, obiektu wpisanego w 2006 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Do wnętrza zaprasza krasnal Marek Krajewski, trzymając w dłoni książkę pod tytułem „Mock”. To autor poczytnych powieści o przedwojennym Wrocławiu (i nie tylko) z kryminalnymi wątkami.

Ubiegłoroczne spotkania towarzyszące Targom Dobrych Książek oraz premierowe wydanie przewodnika literackiego „W drodze. Wrocław śladami Tadeusza Różewicza” (autor Wojciech Browarny, wyd. Warstwy) były okazją do upamiętnienia stulecia urodzin tego znakomitego poety, dramaturga i pisarza, gdyż rok 2021 został ustanowiony Rokiem Tadeusza Różewicza. Pisarz związał się z Wrocławiem od 1968 roku, gdzie mieszkał z rodziną, pracował, zawierał przyjaźnie oraz gdzie odszedł. Został pochowany w Karpaczu na cmentarzu ewangelicko-augsburskim obok przyjaciela, Henryka Tomaszewskiego. Różewicz nie lubił rozgłosu ani pomników, pozostał jednak z nami w Galerii Sławnych Wrocławian w Ratuszu, tam umieszczone zostało jego granitowe popiersie, a w Muzeum Pana Tadeusza została otwarta 9 października 2021 roku wystawa „Pan Tadeusz Różewicz”. Poeta polubił Wrocław, Szklarską Porębę, Karpacz, ale za miasto magiczne uważał swoje rodzinne Radomsko, w którym urodził się 9 października 1921 roku.

Spośród wielu autorów prezentujących i podpisujących swoje książki na Wrocławskich Targach Dobrych Książek, na przestrzeni tych 29 lat niezwykle ważną postacią jest Olga Tokarczuk. Laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2018, Nagrody Literackiej „Nike” i wielu innych za liczne książki (np. „Gra na wielu bębenkach”, „E.E.”, „Bieguni”, „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, „Księgi Jakubowe”). Honorowa Obywatelka Barda, Nowej Rudy, Warszawy i oczywiście Wrocławia, w którym mieszka. Tutaj też założyła Fundację Olgi Tokarczuk, wspierającą kulturę i sztukę w kraju i za granicą, z siedzibą w dawnej willi poety Tymoteusza Karpowicza (1921–2005).

Na Wrocławskich Targach Dobrych Książek każdego roku przyznawana jest nagroda  „Pióro Fredry”, dla wydawcy za najładniej wydaną książkę. Jest ono atrybutem Aleksandra Fredry na pomniku sprowadzonym ze Lwowa, stojącym od 1956 roku na wrocławskim rynku. Rękopisy „Zemsty”, „Ślubów panieńskich” i innych utworów Fredry znajdują się we Wrocławiu w Ossolineum, a okazjonalnie prezentowane są w Muzeum Pana Tadeusza w Rynku. W tymże muzeum jest stała wystawa poświęcona Adamowi Mickiewiczowi, poematowi „Pan Tadeusz” i jego rękopisowi, od 1999 roku znajdującemu się w zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Zbiory Ossolineum  (starodruki, rękopisy, kartografia, malarstwo, sfragistyka, numizmatyka itd.) gromadzone od 1817 roku we Lwowie, po II wojnie światowej zostały częściowo przeniesione do Wrocławia, do przeznaczonego na nową siedzibę barokowego budynku dawnego klasztoru Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą u zbiegu ulic Grodzkiej i Szewskiej. Zbiory są stale powiększane, opracowywane, a także udostępniane w bibliotece Ossolineum, a wszystkich tych skarbów w Zaułku Ossolińskich pilnuje obłożony książkami krasnal Ossolinek.

W odtworzonym barokowym ogrodzie między Ossolineum a kościołem św. Macieja od 2007 roku stoi pomnik lekarza, księdza i poety mistycznego Angelusa Silesiusa (Johannesa Schefflera 1624-1677) autorstwa Ewy Rossano. Ostatnie lata życia poeta spędził w klasztorze mieszczącym dziś Ossolineum, a pochowany został w kościele św. Macieja. Na cokole pomnika wykuty jest fragment jego dzieła w tłumaczeniu Adama Mickiewicza: Do nieba patrzysz w górę,
a nie spojrzysz w siebie. Nie znajdzie Boga, kto go szuka tylko w niebie
. Od roku 2006 we Wrocławiu przyznawana jest Literacka Nagroda Europy Środkowej „Angelus” oraz Wrocławska Nagroda Poetycka „Silesius”, a ich symbolem jest statuetka mistyka.

W pobliżu Ossolineum na moście Uniwersyteckim stoi rzeźba Powodzianka Stanisława Wysockiego, przedstawiająca kobietę z książkami na ramieniu, upamiętniająca wrocławskich wolontariuszy ratujących zbiory biblioteczne Uniwersytetu Wrocławskiego przed zalaniem wodami Odry w czasie powodzi w 1997 roku.

Nieopodal, przy kompleksie Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, siedzi na fotelu krasnal z książką na kolanach. To Jan Miodek, profesor, który wykształcił całą rzeszę studentów oraz dbał o poprawność języka polskiego rodaków w znanym programie telewizyjnym „Ojczyzna polszczyzna” emitowanym w latach 1987–2007.

Przekraczając Odrę przez pobliskie zabytkowe mosty Piaskowy i Tumski, wchodzimy na Ostrów Tumski. Magiczna, zabytkowa sceneria i sięgające zamierzchłych czasów historie związane z książką... Ulica Katedralna 3 – przy niej na murku siedzi krasnal zwany Kacprem Drukarzem, obok maszyna drukarska, za plecami wielkie księgi, w ręce trzyma kartkę z drukowanym tekstem modlitwy w języku polskim. To Caspar Elyan z Głogowa (1435– około 1486).  Przybył do Wrocławia około 1471 roku, został kantorem w pobliskim kościele św. Krzyża, a w 1475 roku uruchomił Drukarnię Świętokrzyską. Drukarnia wydała po łacinie pierwsze druki wrocławskie „Statuty synodalne biskupów wrocławskich”, a w nich zamieszczono kilka modlitw
w języku polskim. Z dwóch zachowanych egzemplarzy jeden znajduje się w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu.

Niezwykłym wrocławskim skarbem jest „Księga Henrykowska” wpisana w 2015 roku na listę „Pamięć Świata” UNESCO. Księga ta, niewielkich rozmiarów, została spisana po łacinie w latach 1269–1273 (część druga do 1310 roku) przez opata Piotra w opactwie cystersów w Henrykowie koło Wrocławia. Tam też na dziedzińcu klasztoru stoi pomnik „Księgi Henrykowskiej”, a w samym klasztorze prezentowane jest jej faksymile. Zapisy w niej poczynione dotyczą wielu miejscowości Dolnego Śląska i ich mieszkańców, jest wśród nich zdanie uważane za najstarsze w języku polskim: Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai. Tak powiedział niejaki Boguchwał do swojej żony, co znaczy Daj, ja pomielę, a ty odpocznij. Oryginał przechowywany jest we wrocławskim Muzeum Archidiecezjalnym (obecnie w remoncie) na Ostrowie Tumskim, ale już niedługo ten bezcenny zabytek piśmiennictwa przeniesiony zostanie do powstającej w pobliżu nowoczesnej Biblioteki Archidiecezjalnej.

 

Tekst i zdjęcia: Anna Rotko

Litwa i Łotwa – raj dla piechurów i rowerzystów

  • Panorama jez. Platelių w Parku Narodowym Żemaitijos
  • Wysoki poziom wody w rzece Dubysa sprawił niespodzianki na szlaku pieszym
  • W delcie Niemna spaliśmy w klimatycznym gospodarstwie agroturystycznym
  • Urocze miejsce noclegowe nad jez.Platelių
  • Sabile. Na wzgórzach widać winnice położone najbardziej na północ w Europie
  • Sabile. Dawna synagoga pełni dziś funkcję centrum informacji turystycznej.
  • Rejs deltą Niemna jest interesującym uzupełnieniem wędrówki pieszej
  • Oznakowanie szlaków często jest takie jak w Polsce.
  • Oznakowanie szlaków często jest podobne do polskiego
  • Na międzynarodowym szlaku pieszym wzdłuż Bałtyku
  • Most na szlaku nad Dubisą robi wrażenie
  • Infrastruktura turystyczna na nadmorskim szlaku zaskoczyła nas bardzo pozytywnie

Jeżeli ktoś szuka interesującego miejsca na uprawianie turystyki pieszej czy rowerowej, powinien odwiedzić Litwę i Łotwę. Wędrowałem tu niedawno po ciekawych szlakach, mogę więc podzielić się wrażeniami.

Przez oba kraje przebiega międzynarodowy szlak pieszy E9, który zaczyna się od granicy z Rosją na wyjątkowo uroczej Mierzei Kurońskiej. Biegnie on wzdłuż Bałtyku aż do Tallina. Czasem wiedzie po oznakowanych ścieżkach, drogach i ulicach, czasem po szerokich, i co dla nas jest wielką niespodzianką, niemal pustych plażach. Po drodze mamy godne uwagi miejscowości: Nidę, Kłajpedę, Połągę (lit. Palanga), Lepaję. Dobrym celem długodystansowej wędrówki może być stolica Łotwy Ryga. To wyjątkowe miasto w Europie, cudem uniknęło większych strat wojennych. Można tu przekonać się, jak wyglądały miasta naszego kontynentu w pierwszej połowie XX wieku.

Ale wróćmy do wędrowania przez niemal nietknięte ręką człowieka tereny. Wielka wydma koło Neringi i panorama z jej szczytu pozostawiają niezapomniane wrażenia. Jeśli ktoś dotrze w okolice Zalewu Kurońskiego, to zejście ze szlaku E9 na dzień lub dwa i wizyta w delcie Niemna są dobrym wyborem. Deltę tej potężnej rzeki warto oglądać z pokładu statku płynącego jej ramionami.

Wędrowanie brzegiem Bałtyku krótkimi dwudziestokilometrowymi odcinkami z noclegami w gospodarstwach agroturystycznych wiąże się z jeszcze jedną niespotykaną gdzie indziej atrakcją. Co wieczór (jeśli dopisze  pogoda) można podziwiać zachodzące słońce, znikające w  morskich falach.

Kilka ciekawostek znajdą też na tym szlaku miłośnicy militariów, wystarczy wspomnieć twierdzę w Kłajpedzie, bunkry i schrony w okolicach Połągi czy resztki zabudowań militarnych pochłanianych przez morze na plaży w łotewskim mieście Lepaja.

Jestem miłośnikiem turystyki rowerowej, nie mogę więc nie podzielić się obserwacjami ważnymi dla rowerzystów. Trasa wzdłuż Bałtyku może w części pokrywać się z trasą dla pieszych (np. na Mierzei Kurońskiej). Drogi asfaltowe dobrej jakości biegną w wielu miejscach blisko klifowego wybrzeża obu krajów, a ruch samochodowy poza miastami jest minimalny. Widziałem licznych rowerzystów jadących drogą oznaczoną symbolem A11, która częściowo biegnie w pobliżu wybrzeża.

Również w innych częściach obu krajów turyści znajdą mnóstwo ciekawych miejsc. Bardzo dobre wrażenie zrobiły na mnie trasy piesze i możliwość wycieczki rowerem w litewskim parku Żemaitijos obejmującym jezioro Płotele (lit. Platelių). Bazą wypadową może się stać miasteczko Płótele (lit. Plateliai). Warto w nim zobaczyć muzeum przyrodnicze w budynku dyrekcji parku. Jeśli ktoś chciały tylko czasowo zamienić piesze wędrowanie na rower, to może skorzystać z wypożyczalni położonej naprzeciw muzeum. Krajobraz i pochodzenie obszaru podobne jest do naszych lasów i jezior na północy Polski. Na Litwie i Łotwie mamy typowy krajobraz polodowcowy. To, co tu zaskakuje, to  cisza i… niewielu turystów. Można wybrać się na całodniową wycieczkę i nie spotkać niemal nikogo, nie słyszeć hałasu motorówek i aut. I choćby tylko z tego powodu wspomniany park, ale i inne obszary Litwy i Łotwy, są wyjątkowe.

Wrażeń dostarczy wędrówka szlakiem pieszym w dolinie rzeki Dubisa (choć przyznam szczerze, że myślałem o spłynięciu tą rzeką kajakiem do Niemna).  Warto też dotrzeć do uroczego, zadbanego miasteczka łotewskiego Kuldiga i zobaczyć tam piękny park, ciekawe stare miasto oraz Ventas Rumba – najszerszy wodospad w Europie na rzece Windawie. Są śmiałkowie, którzy krok po kroku przemierzają ten wodospad z jednej strony na drugą. Ten próg wodny nie jest wprawdzie wysoki, liczy tylko 2,5 metra  wysokości, ale ćwierć kilometra po śliskiej skale, by dotrzeć do przeciwnego brzegu, to spory wyczyn.

Miłośników wina zaskoczy pewnie fakt, że w pobliskim mieście Sabile jest najbardziej na północ położona winnica w Europie, a okoliczne pagórki zachęcają do wędrówki i podziwiania krajobrazów. W tym miasteczku można też spłynąć kajakiem rzeką Abava. Pieszą trasę od Kuldigi przez Sabile, Kandavę, Tukumus aż do Zatoki Ryskiej polecam także rowerzystom. Niewielki ruch aut, doskonała asfaltowa nawierzchnia i krajobrazy wręcz zachęcają do jazdy rowerem.

To była krótka, nie pierwsza i pewnie nie ostatnia moja wizyta na Litwie i Łotwie. Bez wątpienia jest tu prawdziwy raj dla piechurów i rowerzystów – w ciszy i spokoju można podziwiać piękno krajobrazu. A towarzyszą temu dobra informacja turystyczna w miastach, znakowane szlaki turystyczne (choć w tej sprawie chętnie podzielimy się z naszymi sąsiadami doświadczeniem), miejsca noclegowe, zwykle kameralne, często są to gospodarstwa agroturystyczne. I puste szosy pozwalające na spokojną jazdę rowerem.

Litwa i Łotwa to dobry cel podróży.

Marian Jurak

 

Czterodniowa tatrzańska wyrypa, na której wszystko było na opak

  • 20211015_053748(1)
  • 20211015_080728(1)
  • 20211015_080728
  • 20211015_081211
  • 20211015_081216
  • 20211015_084441(1)
  • 20211015_101432
  • 20211016_105517
  • 20211016_115916
  • 20211016_155119
  • 20211016_155402(1)
  • 20211016_155402
  • 20211016_155702(1)
  • 20211016_155702
  • AIREVITAL_V1
  • 20211017_123942
  • 20211017_130111
  • IMG-20211018-WA0003
  • IMG-20211018-WA0005
  • IMG-20211018-WA0021
  • IMG-20211018-WA0022
  • IMG-20211018-WA0023
  • IMG-20211018-WA0030
  • IMG-20211018-WA0053
  • IMG-20211018-WA0064
  • IMG-20211018-WA0066
  • IMG-20211018-WA0075
  • IMG-20211018-WA0076
  • IMG-20211018-WA0082

 

 

 

Plan: Grań Tatr Zachodnich 42 km, suma podejść od Wyżniej Huciańskiej Przełęczy 9150 m…

 

Nie każdą wyprawę planujemy. Czasem po prostu jedziemy w góry i idziemy, gdzie nogi poniosą.  Jednak w okresie jesienno-zimowym nie ma miejsca na wielką spontaniczność. Ważne jest bezpieczeństwo, zaplanowanie trasy tak, aby nie zaskoczyła noc, wystarczyło jedzenia i picia oraz dodatkowej ciepłej warstwy odzieży na wypadek załamania się pogody lub przymusowego noclegu w górach.

Planowaliśmy wyjechać w środę po pracy, przenocować gdzieś w Zakopanem. O piątej rano w czwartek byliśmy już umówieni z naszym zaprzyjaźnionym kierowcą na przewiezienie nas do Huty – słowackiej miejscowości położonej 50 km od Zakopanego, gdzie rozpoczynał się nasz szlak. Pierwszą noc mieliśmy spędzić w okolicy Banówki. Kolejnego dnia zamierzaliśmy pokonać słowacką Orlą Perć, czyli Hrubą Kopę, Trzy Kopy i Rohacze. Na trzeci dzień planowaliśmy przejść Wołowiec, Łopatę, Kończysty Wierch, Starorobociański Wierch, Błyszcz, Bystrą do Czerwonych Wierchów, natomiast w niedzielę przez Kopę Kondracką, Goryczkowe Czuby, Kasprowy Wierch dojść do Przełęczy Liliowe, która kończy Grań Tatr Zachodnich (GTZ).

To tyle z planów. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna…

Pakowanie zakończyliśmy w środę późnym wieczorem. Postanowiliśmy noc przespać w domu i wyjechać o czwartej rano. Ostatecznie wyruszyliśmy dopiero o ósmej. Do Zakopanego dojechaliśmy przed czternastą, więc było za późno, aby ruszać w góry. Wynajęliśmy nocleg w Zakopanem i… poszliśmy na Krupówki. Tak zakończył się pierwszy dzień naszej wyprawy. Kolejnego dnia, w piątek o piątej rano wreszcie stanęliśmy na początku szlaku prowadzącego na Grań Tatr Zachodnich. Noc z wolna ustępowała światłu dnia. Powyżej górnej granicy lasu naszym oczom ukazały się tak odmienne od wszechobecnego w Tatrach granitu, wapienne Skały Rzędowe. Mają one charakter dolomitowego miasteczka skalnego. Tworzą labirynt skał, iglic i turniczek. Ich jasny kolor pięknie kontrastuje z gęsto porastającą ten obszar soczyście zieloną kosówką i błękitem nieba. Pogoda była dla nas łaskawa. Prognozy wskazywały na całkowite zachmurzenie. Tymczasem, kiedy wyszliśmy powyżej 1500 m n.p.m., znaleźliśmy się ponad chmurami. I tak zostało do końca naszej wyprawy.

Pomimo pięknej pogody warunki były bardzo trudne. Im wyżej, tym więcej było śniegu. Na zachodnich wystawach zaczęły pojawiać się oblodzenia. Po południu chmury przelewające się przez wierzchołki gór zasnuły całe niebo i zaczął wiać silny wiatr. Temperatura odczuwalna spadła znacznie poniżej zera. Powoli ogarniało nas zmęczenie. Mieliśmy za sobą ponad dziesięć godzin marszu po górach z ciężkimi, 20-kilogramowymi plecakami. Silny, porywisty i wychładzający wiatr skutecznie utrudniał trekking. Około piątej po południu byliśmy już wyczerpani. Nie mieliśmy siły iść dalej. Znaleźliśmy w miarę zaciszne i bezpieczne miejsce na przełęczy. Marcin rozstawiał namiot, ja w tym czasie gotowałam wodę do zalania liofili. Najważniejsze w takiej sytuacji jest, aby jak najszybciej się rozgrzać, zjeść coś gorącego i wskoczyć do śpiworów. Mój towarzysz przed wyjazdem namawiał mnie, abym wzięła długie zimowe buty. Ja jednak uparłam się, żeby iść w lekkich przed kostkę, ze stuptutami. To był poważny błąd. Buty nie miały goreteksu, a śnieg był mokry. Przemokły na wylot. Wiedziałam, że nie ma szans, aby wyschły do rana. Jednak z zaistniałym faktem można było sobie poradzić, wystarczyło założyć suche skarpetki, wsunąć stopy w torebki foliowe, na to kolejna para skarpetek, nawet mokra, i stopy były zabezpieczone. Pojawił się jednak kolejny problem. Całą noc bardzo wiało. Sypał śnieg z deszczem. Wiedzieliśmy, że oznacza to duże oblodzenie szczególnie na skalnych, eksponowanych odcinkach. Do tego rano okazało się, że widoczność nie przekracza kilku metrów. Byliśmy na grani, powyżej 2000 m n.p.m., w miejscu, z którego dojście do jakiejkolwiek cywilizacji zajęłoby nam wiele godzin, pod warunkiem, że nie pogubilibyśmy się w tej mgle. Mieliśmy zapas jedzenia, ciepłe ubrania i puchowe śpiwory, o wodę nie musieliśmy się martwić. Wokół było dużo śniegu, który mogliśmy topić. Podjęliśmy decyzję, że przeczekamy, aż widoczność się poprawi. Rozpaliłam gaz, aby zagotować wodę na śniadanie i… okazało się, że…się kończy. Mieliśmy na ten wyjazd kupić nowy. Ostatecznie zabraliśmy już używany. Większość naszych zapasów żywnościowych to były liofilizaty, do których potrzebowaliśmy gorącej wody. Bez gazu nie mogliśmy tu zostać. Zdecydowaliśmy ruszyć dalej, powoli, ostrożnie i pierwszym możliwym szlakiem zejść w doliny. W tych warunkach do najbliższego zejścia mieliśmy jakieś cztery, pięć godzin marszu. Nie było wyjścia. Zaczęliśmy składać obozowisko i wtedy... chmury zaczęły się rozwiewać, schodzić w dół, by ostatecznie grubą białą pierzyną pokryć doliny. My pozostaliśmy ponad nimi. Nad nami pojawiło się błękitne niebo. Świeciło słońce. Staliśmy oniemiali tą zachwycającą, niezwykle piękną scenerią. Dla takich chwil warto żyć!

Trzeba było ruszać dalej, aby jak najszybciej dojść do wspomnianej przełęczy. Nie wiedzieliśmy, jak długo pogoda się utrzyma. Słońce dodawało energii i otuchy. Weszliśmy na Salatyn, następnie przez Spaloną Kopę i Pachoł doszliśmy do Banikowej Przełęczy, z której szlak prowadził do Doliny Rohackiej.  Pogoda wciąż była idealna, a widoki niezwykłe. Kusiło nas, aby pójść dalej granią. Rozsądek jednak tym razem zwyciężył. Zeszliśmy pięknym szlakiem prowadzącym przez Stawy Rohackie. Późnym popołudniem doszliśmy do schroniska. Tu ogrzaliśmy się, najedliśmy i zaczęliśmy planować kolejny, ostatni dzień naszej wyprawy. Rozważaliśmy zejście do Zuberca i powrót do Zakopanego busem. Byliśmy zmęczeni. Ciężkie plecaki, nieprzespana noc i trudne warunki dnia wczorajszego dawały o sobie znać. Zwyciężyła jednak chęć spędzenia jeszcze jednego dnia w górach,  zwłaszcza że zapowiadał się kolejny piękny dzień. Mieliśmy nadzieję przenocować w schronisku. Niestety, choć były wolne miejsca, z powodu ograniczeń covidowych nie zostaliśmy przyjęci na noc. Trochę przerażała nas wizja kolejnej nocy na zewnątrz. W nocy temperatura spadała znacznie poniżej zera, a ponieważ byliśmy w dolinie, istniało prawdopodobieństwo wizyty niedźwiedzia, który o tej porze roku dużo żeruje, gromadząc zapasy tłuszczu przed zimą. Personel schroniska nie dał się przekonać do udostępnienia nam choćby kawałka podłogi do spania. Wyszliśmy zatem szukać miejsca na nocleg. Dolina spowita była absolutną ciemnością. Wyobraźnia nie przestawała podsuwać nam obrazów obwąchującego nas w czasie snu niedźwiedzia. Nagle ujrzeliśmy drewnianą szopę. Nie posiadaliśmy się z radości, kiedy okazało się, że drzwi były otwarte. Weszliśmy. Była pusta. Rozłożyliśmy śpiwory i otuleni ciepłym puchem, błyskawicznie zasnęliśmy. Wczesnym rankiem ruszyliśmy w dalszą drogę. Szlak zaprowadził nas na Rakoń. Dalej poszliśmy w kierunku Grzesia, bardzo urokliwą, łagodną, porośniętą kosodrzewiną granią z przepiękną panoramą na Tatry polskie i słowackie. Zeszliśmy do Doliny Chochołowskiej, a następnie busem pojechaliśmy do Zakopanego, gdzie czekał nasz samochód. Do Warszawy dojechaliśmy już po północy.

Mieliśmy dużo szczęścia. Pomimo sporego doświadczenia i wielu lat spędzonych
w górach popełniliśmy kilka kardynalnych błędów, które mogły kosztować nas zdrowie,
a nawet życie. Z górami nie ma żartów, a rutyna czasem gubi. Wyciągnęliśmy dużo wniosków z tej wyprawy. To kolejna lekcja pokory, którą dały nam góry. Niech nasza przygoda będzie dla Was przestrogą. Góry są niezwykle piękne, potrafią zachwycić, zapierając dech. Dają dystans do życia, spraw codziennych, problemów, które zostawiamy w dolinach. Jednak zawsze pamiętajmy przede wszystkim o bezpieczeństwie, o dokładnym zaplanowaniu każdego szczegółu, a w razie potrzeby – o zmianie planów wycieczki lub nawet zawróceniu tuż spod szczytu. Nasze zdrowie i życie są najważniejsze, a góry poczekają…

Przeszliśmy 35 km Granią Tatr Zachodnich. Przewyższenia wyniosły łącznie 5632 m. Nie udało się nam zrealizować całego planu, ale zdołaliśmy wrócić wrócić bezpiecznie do domu. Na ten szlak jeszcze wrócimy. Będziemy próbować pokonać go do skutku.

Autor: Gosia Ziontecka

Zdjęcia: Gosia Ziontecka