Kategoria: Turysta poleca

159 rocznica powstania styczniowego w Ojcowie

  • Pokaz szermierski przez grupę rekonstrukcyjną. (fot. Józef Partyka)
  • Program obchodów 159. rocznicy powstania styczniowego. (fot. Józef Partyka).
  • Reprezentacja Oddziału Krakowskiego PTTK ze sztandarem. (fot. Teresa Wolnicka-Ogiegło)
  • Składanie kwiatów pod tablicą pamiątkową. (fot. Józef Partyka).
  • Wiązanki kwiatów pod tablicą powstania styczniowego w Ojcowie. (fot. Józef Partyka).

Dolina Prądnika była miejscem koncentracji powstańców styczniowych – jednego z pierwszych oddziałów, którym dowodził Apolinary Kurowski. Zgrupowanie liczące około dwóch tysięcy ludzi, złożone głównie z młodzieży inteligenckiej i rzemieślniczej, bez przygotowania i wystarczającej ilości broni podjęło nierówną walkę z rosyjskim zaborcą.

 

Rozpoczęte 22 stycznia 1863 roku było najtragiczniejszym z powstań narodowych. Stoczono około 1200 bitew i potyczek, poległo kilkadziesiąt tysięcy powstańców, stracono blisko tysiąc osób, a około 38 tysięcy zesłano na katorgę, wielu Polaków udało się na emigrację. Rusyfikacji poddano administrację Królestwa Polskiego i inne sfery życia. Mimo olbrzymich strat pamięć o powstaniu była żywa, jednoczyła Polaków, miała ogromny wpływ na ugruntowanie narodowej tożsamości i przyczyniła się do niepodległościowego zrywu podczas pierwszej wojny światowej.

Powstańcy w Ojcowie gromadzili się w dawnym hotelu „Pod Łokietkiem”, przy którym znajdował się plac ćwiczeń, zajmowali tzw. Domek Szwajcarski, włościańskie chaty i – jak podaje miejscowa tradycja – byli rozlokowani także w szałasach Błotnego Dołu (Dolina Sąspowska), czemu sprzyjała, przynajmniej w początkowej fazie powstania, stosunkowo łagodna i dżdżysta zima. Ojcowski oddział powstańczy poniósł klęskę w bitwie pod Miechowem 17 lutego 1863 roku.

Począwszy od 1988 roku, z inicjatywy Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, czczona jest pamięć powstańczego zrywu. W tymże roku odsłonięto tablicę pamiątkową wmurowaną we frontową ścianę hotelu „Pod Łokietkiem”. Od tego czasu każdego roku odbywają się obchody rocznicy wybuchu powstania. Tak było również w niedzielę 23 stycznia 2022 roku. Mimo panującej pandemii w obchodach wzięło udział kilkadziesiąt osób. Przybyli m.in. wojewoda małopolski, marszałek województwa małopolskiego, starosta krakowski, włodarze okolicznych gmin, społeczność lokalna, harcerze, członkowie PTTK i inni.

Po mszy świętej odprawionej w ojcowskiej kaplicy „Na Wodzie” złożono kwiaty i zapalono znicze pod tablicą upamiętniającą powstanie, wygłoszono okolicznościowe przemówienia. Zabrzmiał hymn państwowy, śpiewano powstańcze pieśni. Następnie odbył się pokaz musztry i szermierki w wykonaniu Małogoskiego Oddziału Powstańczego 1863 roku, którego kilkunastoosobowy zespół specjalnie przybył na tę uroczystość z Małogoszcza (woj. świętokrzyskie). Zapłonęło powstańcze ognisko, był również gorący posiłek.

Uroczystości w Ojcowie odbyły się już po raz trzydziesty piąty. Zostały zainicjowane ponad 34 lata temu przez grupę członków PTTK w 125. rocznicę wybuchu powstania z ogromnym zaangażowaniem niedawno zmarłego naszego Kolegi Zbigniewa Twaroga (1924–2020), który od 1988 roku zawsze był obecny na rocznicowych obchodach z ramienia Krakowskiego Oddziału PTTK im. ks. Karola Wojtyły. I tym razem oddział ten reprezentowała kilkuosobowa grupa członków PTTK ze swoim sztandarem. Od tego czasu tradycja obchodów kolejnej rocznicy powstania styczniowego wciąż trwa, niezależnie od pogody, z udziałem licznych uczestników, którzy oddają hołd powstańcom, zachowując w ten sposób pamięć o poświęceniu ich zdrowia i życia w walkach o niepodległość.

 

Tekst i zdjęcia: Józef Partyka

Rowerowa Majówka

  • 1. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 2. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 3. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 4. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 5. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 6. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 7. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 8. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 9. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 10. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 11. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 12. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 13. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 14. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 15. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 16. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 17. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 18. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 19. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 20. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 21. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 22. (fot. Gosia Ziontecka).
  • 23. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 24. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 25. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 26. (fot. Gosia Ziontecka)
  • 27. (fot. Gosia Ziontecka)

Wrocławianie kochają książki, o czym świadczą liczni czytelnicy odwiedzający wrocławskie biblioteki miejskie i uczelniane, księgarnie, targi książek, spotkania autorskie. Nawet krasnal Bibliofil, zaczytany w lekturze przysiadł na progu jednej z bibliotek miejskich, tzw. Mediatece przy placu Teatralnym.

 

Tłumy czytelników przybywają na coroczne Wrocławskie Targi Dobrych Książek. W 2021 roku w dniach 2–5 grudnia odbyły się już 29. spotkania z książkami, ich autorami i wydawcami. Po latach znów powróciły do Hali Stulecia, obiektu wpisanego w 2006 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Do wnętrza zaprasza krasnal Marek Krajewski, trzymając w dłoni książkę pod tytułem „Mock”. To autor poczytnych powieści o przedwojennym Wrocławiu (i nie tylko) z kryminalnymi wątkami.

Ubiegłoroczne spotkania towarzyszące Targom Dobrych Książek oraz premierowe wydanie przewodnika literackiego „W drodze. Wrocław śladami Tadeusza Różewicza” (autor Wojciech Browarny, wyd. Warstwy) były okazją do upamiętnienia stulecia urodzin tego znakomitego poety, dramaturga i pisarza, gdyż rok 2021 został ustanowiony Rokiem Tadeusza Różewicza. Pisarz związał się z Wrocławiem od 1968 roku, gdzie mieszkał z rodziną, pracował, zawierał przyjaźnie oraz gdzie odszedł. Został pochowany w Karpaczu na cmentarzu ewangelicko-augsburskim obok przyjaciela, Henryka Tomaszewskiego. Różewicz nie lubił rozgłosu ani pomników, pozostał jednak z nami w Galerii Sławnych Wrocławian w Ratuszu, tam umieszczone zostało jego granitowe popiersie, a w Muzeum Pana Tadeusza została otwarta 9 października 2021 roku wystawa „Pan Tadeusz Różewicz”. Poeta polubił Wrocław, Szklarską Porębę, Karpacz, ale za miasto magiczne uważał swoje rodzinne Radomsko, w którym urodził się 9 października 1921 roku.

Spośród wielu autorów prezentujących i podpisujących swoje książki na Wrocławskich Targach Dobrych Książek, na przestrzeni tych 29 lat niezwykle ważną postacią jest Olga Tokarczuk. Laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2018, Nagrody Literackiej „Nike” i wielu innych za liczne książki (np. „Gra na wielu bębenkach”, „E.E.”, „Bieguni”, „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, „Księgi Jakubowe”). Honorowa Obywatelka Barda, Nowej Rudy, Warszawy i oczywiście Wrocławia, w którym mieszka. Tutaj też założyła Fundację Olgi Tokarczuk, wspierającą kulturę i sztukę w kraju i za granicą, z siedzibą w dawnej willi poety Tymoteusza Karpowicza (1921–2005).

Na Wrocławskich Targach Dobrych Książek każdego roku przyznawana jest nagroda  „Pióro Fredry”, dla wydawcy za najładniej wydaną książkę. Jest ono atrybutem Aleksandra Fredry na pomniku sprowadzonym ze Lwowa, stojącym od 1956 roku na wrocławskim rynku. Rękopisy „Zemsty”, „Ślubów panieńskich” i innych utworów Fredry znajdują się we Wrocławiu w Ossolineum, a okazjonalnie prezentowane są w Muzeum Pana Tadeusza w Rynku. W tymże muzeum jest stała wystawa poświęcona Adamowi Mickiewiczowi, poematowi „Pan Tadeusz” i jego rękopisowi, od 1999 roku znajdującemu się w zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Zbiory Ossolineum  (starodruki, rękopisy, kartografia, malarstwo, sfragistyka, numizmatyka itd.) gromadzone od 1817 roku we Lwowie, po II wojnie światowej zostały częściowo przeniesione do Wrocławia, do przeznaczonego na nową siedzibę barokowego budynku dawnego klasztoru Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą u zbiegu ulic Grodzkiej i Szewskiej. Zbiory są stale powiększane, opracowywane, a także udostępniane w bibliotece Ossolineum, a wszystkich tych skarbów w Zaułku Ossolińskich pilnuje obłożony książkami krasnal Ossolinek.

W odtworzonym barokowym ogrodzie między Ossolineum a kościołem św. Macieja od 2007 roku stoi pomnik lekarza, księdza i poety mistycznego Angelusa Silesiusa (Johannesa Schefflera 1624-1677) autorstwa Ewy Rossano. Ostatnie lata życia poeta spędził w klasztorze mieszczącym dziś Ossolineum, a pochowany został w kościele św. Macieja. Na cokole pomnika wykuty jest fragment jego dzieła w tłumaczeniu Adama Mickiewicza: Do nieba patrzysz w górę,
a nie spojrzysz w siebie. Nie znajdzie Boga, kto go szuka tylko w niebie
. Od roku 2006 we Wrocławiu przyznawana jest Literacka Nagroda Europy Środkowej „Angelus” oraz Wrocławska Nagroda Poetycka „Silesius”, a ich symbolem jest statuetka mistyka.

W pobliżu Ossolineum na moście Uniwersyteckim stoi rzeźba Powodzianka Stanisława Wysockiego, przedstawiająca kobietę z książkami na ramieniu, upamiętniająca wrocławskich wolontariuszy ratujących zbiory biblioteczne Uniwersytetu Wrocławskiego przed zalaniem wodami Odry w czasie powodzi w 1997 roku.

Nieopodal, przy kompleksie Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, siedzi na fotelu krasnal z książką na kolanach. To Jan Miodek, profesor, który wykształcił całą rzeszę studentów oraz dbał o poprawność języka polskiego rodaków w znanym programie telewizyjnym „Ojczyzna polszczyzna” emitowanym w latach 1987–2007.

Przekraczając Odrę przez pobliskie zabytkowe mosty Piaskowy i Tumski, wchodzimy na Ostrów Tumski. Magiczna, zabytkowa sceneria i sięgające zamierzchłych czasów historie związane z książką... Ulica Katedralna 3 – przy niej na murku siedzi krasnal zwany Kacprem Drukarzem, obok maszyna drukarska, za plecami wielkie księgi, w ręce trzyma kartkę z drukowanym tekstem modlitwy w języku polskim. To Caspar Elyan z Głogowa (1435– około 1486).  Przybył do Wrocławia około 1471 roku, został kantorem w pobliskim kościele św. Krzyża, a w 1475 roku uruchomił Drukarnię Świętokrzyską. Drukarnia wydała po łacinie pierwsze druki wrocławskie „Statuty synodalne biskupów wrocławskich”, a w nich zamieszczono kilka modlitw
w języku polskim. Z dwóch zachowanych egzemplarzy jeden znajduje się w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu.

Niezwykłym wrocławskim skarbem jest „Księga Henrykowska” wpisana w 2015 roku na listę „Pamięć Świata” UNESCO. Księga ta, niewielkich rozmiarów, została spisana po łacinie w latach 1269–1273 (część druga do 1310 roku) przez opata Piotra w opactwie cystersów w Henrykowie koło Wrocławia. Tam też na dziedzińcu klasztoru stoi pomnik „Księgi Henrykowskiej”, a w samym klasztorze prezentowane jest jej faksymile. Zapisy w niej poczynione dotyczą wielu miejscowości Dolnego Śląska i ich mieszkańców, jest wśród nich zdanie uważane za najstarsze w języku polskim: Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai. Tak powiedział niejaki Boguchwał do swojej żony, co znaczy Daj, ja pomielę, a ty odpocznij. Oryginał przechowywany jest we wrocławskim Muzeum Archidiecezjalnym (obecnie w remoncie) na Ostrowie Tumskim, ale już niedługo ten bezcenny zabytek piśmiennictwa przeniesiony zostanie do powstającej w pobliżu nowoczesnej Biblioteki Archidiecezjalnej.

 

Tekst i zdjęcia: Anna Rotko

Wrocławskie spotkania z książką

  • 1. Powodzianka na moście Uniwersyteckim upamiętnia wroclawskich wolontariuszy ratująch książki podczas powodzi
  • Jan Miodek
  • Krasnal Bibliofil
  • Krasnal Kacper Drukarz (Caspar Elyan z Głogowa)
  • Krasnal Ossolinek
  • Marek Krajewski z książką Mock
  • Pomnik mitycznego Angelusa Silesiusa (fot. Anna Rotko)

Wrocławianie kochają książki, o czym świadczą liczni czytelnicy odwiedzający wrocławskie biblioteki miejskie i uczelniane, księgarnie, targi książek, spotkania autorskie. Nawet krasnal Bibliofil, zaczytany w lekturze przysiadł na progu jednej z bibliotek miejskich, tzw. Mediatece przy placu Teatralnym.

 

Tłumy czytelników przybywają na coroczne Wrocławskie Targi Dobrych Książek. W 2021 roku w dniach 2–5 grudnia odbyły się już 29. spotkania z książkami, ich autorami i wydawcami. Po latach znów powróciły do Hali Stulecia, obiektu wpisanego w 2006 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Do wnętrza zaprasza krasnal Marek Krajewski, trzymając w dłoni książkę pod tytułem „Mock”. To autor poczytnych powieści o przedwojennym Wrocławiu (i nie tylko) z kryminalnymi wątkami.

Ubiegłoroczne spotkania towarzyszące Targom Dobrych Książek oraz premierowe wydanie przewodnika literackiego „W drodze. Wrocław śladami Tadeusza Różewicza” (autor Wojciech Browarny, wyd. Warstwy) były okazją do upamiętnienia stulecia urodzin tego znakomitego poety, dramaturga i pisarza, gdyż rok 2021 został ustanowiony Rokiem Tadeusza Różewicza. Pisarz związał się z Wrocławiem od 1968 roku, gdzie mieszkał z rodziną, pracował, zawierał przyjaźnie oraz gdzie odszedł. Został pochowany w Karpaczu na cmentarzu ewangelicko-augsburskim obok przyjaciela, Henryka Tomaszewskiego. Różewicz nie lubił rozgłosu ani pomników, pozostał jednak z nami w Galerii Sławnych Wrocławian w Ratuszu, tam umieszczone zostało jego granitowe popiersie, a w Muzeum Pana Tadeusza została otwarta 9 października 2021 roku wystawa „Pan Tadeusz Różewicz”. Poeta polubił Wrocław, Szklarską Porębę, Karpacz, ale za miasto magiczne uważał swoje rodzinne Radomsko, w którym urodził się 9 października 1921 roku.

Spośród wielu autorów prezentujących i podpisujących swoje książki na Wrocławskich Targach Dobrych Książek, na przestrzeni tych 29 lat niezwykle ważną postacią jest Olga Tokarczuk. Laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2018, Nagrody Literackiej „Nike” i wielu innych za liczne książki (np. „Gra na wielu bębenkach”, „E.E.”, „Bieguni”, „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, „Księgi Jakubowe”). Honorowa Obywatelka Barda, Nowej Rudy, Warszawy i oczywiście Wrocławia, w którym mieszka. Tutaj też założyła Fundację Olgi Tokarczuk, wspierającą kulturę i sztukę w kraju i za granicą, z siedzibą w dawnej willi poety Tymoteusza Karpowicza (1921–2005).

Na Wrocławskich Targach Dobrych Książek każdego roku przyznawana jest nagroda  „Pióro Fredry”, dla wydawcy za najładniej wydaną książkę. Jest ono atrybutem Aleksandra Fredry na pomniku sprowadzonym ze Lwowa, stojącym od 1956 roku na wrocławskim rynku. Rękopisy „Zemsty”, „Ślubów panieńskich” i innych utworów Fredry znajdują się we Wrocławiu w Ossolineum, a okazjonalnie prezentowane są w Muzeum Pana Tadeusza w Rynku. W tymże muzeum jest stała wystawa poświęcona Adamowi Mickiewiczowi, poematowi „Pan Tadeusz” i jego rękopisowi, od 1999 roku znajdującemu się w zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Zbiory Ossolineum  (starodruki, rękopisy, kartografia, malarstwo, sfragistyka, numizmatyka itd.) gromadzone od 1817 roku we Lwowie, po II wojnie światowej zostały częściowo przeniesione do Wrocławia, do przeznaczonego na nową siedzibę barokowego budynku dawnego klasztoru Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą u zbiegu ulic Grodzkiej i Szewskiej. Zbiory są stale powiększane, opracowywane, a także udostępniane w bibliotece Ossolineum, a wszystkich tych skarbów w Zaułku Ossolińskich pilnuje obłożony książkami krasnal Ossolinek.

W odtworzonym barokowym ogrodzie między Ossolineum a kościołem św. Macieja od 2007 roku stoi pomnik lekarza, księdza i poety mistycznego Angelusa Silesiusa (Johannesa Schefflera 1624-1677) autorstwa Ewy Rossano. Ostatnie lata życia poeta spędził w klasztorze mieszczącym dziś Ossolineum, a pochowany został w kościele św. Macieja. Na cokole pomnika wykuty jest fragment jego dzieła w tłumaczeniu Adama Mickiewicza: Do nieba patrzysz w górę,
a nie spojrzysz w siebie. Nie znajdzie Boga, kto go szuka tylko w niebie
. Od roku 2006 we Wrocławiu przyznawana jest Literacka Nagroda Europy Środkowej „Angelus” oraz Wrocławska Nagroda Poetycka „Silesius”, a ich symbolem jest statuetka mistyka.

W pobliżu Ossolineum na moście Uniwersyteckim stoi rzeźba Powodzianka Stanisława Wysockiego, przedstawiająca kobietę z książkami na ramieniu, upamiętniająca wrocławskich wolontariuszy ratujących zbiory biblioteczne Uniwersytetu Wrocławskiego przed zalaniem wodami Odry w czasie powodzi w 1997 roku.

Nieopodal, przy kompleksie Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, siedzi na fotelu krasnal z książką na kolanach. To Jan Miodek, profesor, który wykształcił całą rzeszę studentów oraz dbał o poprawność języka polskiego rodaków w znanym programie telewizyjnym „Ojczyzna polszczyzna” emitowanym w latach 1987–2007.

Przekraczając Odrę przez pobliskie zabytkowe mosty Piaskowy i Tumski, wchodzimy na Ostrów Tumski. Magiczna, zabytkowa sceneria i sięgające zamierzchłych czasów historie związane z książką... Ulica Katedralna 3 – przy niej na murku siedzi krasnal zwany Kacprem Drukarzem, obok maszyna drukarska, za plecami wielkie księgi, w ręce trzyma kartkę z drukowanym tekstem modlitwy w języku polskim. To Caspar Elyan z Głogowa (1435– około 1486).  Przybył do Wrocławia około 1471 roku, został kantorem w pobliskim kościele św. Krzyża, a w 1475 roku uruchomił Drukarnię Świętokrzyską. Drukarnia wydała po łacinie pierwsze druki wrocławskie „Statuty synodalne biskupów wrocławskich”, a w nich zamieszczono kilka modlitw
w języku polskim. Z dwóch zachowanych egzemplarzy jeden znajduje się w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu.

Niezwykłym wrocławskim skarbem jest „Księga Henrykowska” wpisana w 2015 roku na listę „Pamięć Świata” UNESCO. Księga ta, niewielkich rozmiarów, została spisana po łacinie w latach 1269–1273 (część druga do 1310 roku) przez opata Piotra w opactwie cystersów w Henrykowie koło Wrocławia. Tam też na dziedzińcu klasztoru stoi pomnik „Księgi Henrykowskiej”, a w samym klasztorze prezentowane jest jej faksymile. Zapisy w niej poczynione dotyczą wielu miejscowości Dolnego Śląska i ich mieszkańców, jest wśród nich zdanie uważane za najstarsze w języku polskim: Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai. Tak powiedział niejaki Boguchwał do swojej żony, co znaczy Daj, ja pomielę, a ty odpocznij. Oryginał przechowywany jest we wrocławskim Muzeum Archidiecezjalnym (obecnie w remoncie) na Ostrowie Tumskim, ale już niedługo ten bezcenny zabytek piśmiennictwa przeniesiony zostanie do powstającej w pobliżu nowoczesnej Biblioteki Archidiecezjalnej.

 

Tekst i zdjęcia: Anna Rotko

Litwa i Łotwa – raj dla piechurów i rowerzystów

  • Panorama jez. Platelių w Parku Narodowym Żemaitijos
  • Wysoki poziom wody w rzece Dubysa sprawił niespodzianki na szlaku pieszym
  • W delcie Niemna spaliśmy w klimatycznym gospodarstwie agroturystycznym
  • Urocze miejsce noclegowe nad jez.Platelių
  • Sabile. Na wzgórzach widać winnice położone najbardziej na północ w Europie
  • Sabile. Dawna synagoga pełni dziś funkcję centrum informacji turystycznej.
  • Rejs deltą Niemna jest interesującym uzupełnieniem wędrówki pieszej
  • Oznakowanie szlaków często jest takie jak w Polsce.
  • Oznakowanie szlaków często jest podobne do polskiego
  • Na międzynarodowym szlaku pieszym wzdłuż Bałtyku
  • Most na szlaku nad Dubisą robi wrażenie
  • Infrastruktura turystyczna na nadmorskim szlaku zaskoczyła nas bardzo pozytywnie

Jeżeli ktoś szuka interesującego miejsca na uprawianie turystyki pieszej czy rowerowej, powinien odwiedzić Litwę i Łotwę. Wędrowałem tu niedawno po ciekawych szlakach, mogę więc podzielić się wrażeniami.

Przez oba kraje przebiega międzynarodowy szlak pieszy E9, który zaczyna się od granicy z Rosją na wyjątkowo uroczej Mierzei Kurońskiej. Biegnie on wzdłuż Bałtyku aż do Tallina. Czasem wiedzie po oznakowanych ścieżkach, drogach i ulicach, czasem po szerokich, i co dla nas jest wielką niespodzianką, niemal pustych plażach. Po drodze mamy godne uwagi miejscowości: Nidę, Kłajpedę, Połągę (lit. Palanga), Lepaję. Dobrym celem długodystansowej wędrówki może być stolica Łotwy Ryga. To wyjątkowe miasto w Europie, cudem uniknęło większych strat wojennych. Można tu przekonać się, jak wyglądały miasta naszego kontynentu w pierwszej połowie XX wieku.

Ale wróćmy do wędrowania przez niemal nietknięte ręką człowieka tereny. Wielka wydma koło Neringi i panorama z jej szczytu pozostawiają niezapomniane wrażenia. Jeśli ktoś dotrze w okolice Zalewu Kurońskiego, to zejście ze szlaku E9 na dzień lub dwa i wizyta w delcie Niemna są dobrym wyborem. Deltę tej potężnej rzeki warto oglądać z pokładu statku płynącego jej ramionami.

Wędrowanie brzegiem Bałtyku krótkimi dwudziestokilometrowymi odcinkami z noclegami w gospodarstwach agroturystycznych wiąże się z jeszcze jedną niespotykaną gdzie indziej atrakcją. Co wieczór (jeśli dopisze  pogoda) można podziwiać zachodzące słońce, znikające w  morskich falach.

Kilka ciekawostek znajdą też na tym szlaku miłośnicy militariów, wystarczy wspomnieć twierdzę w Kłajpedzie, bunkry i schrony w okolicach Połągi czy resztki zabudowań militarnych pochłanianych przez morze na plaży w łotewskim mieście Lepaja.

Jestem miłośnikiem turystyki rowerowej, nie mogę więc nie podzielić się obserwacjami ważnymi dla rowerzystów. Trasa wzdłuż Bałtyku może w części pokrywać się z trasą dla pieszych (np. na Mierzei Kurońskiej). Drogi asfaltowe dobrej jakości biegną w wielu miejscach blisko klifowego wybrzeża obu krajów, a ruch samochodowy poza miastami jest minimalny. Widziałem licznych rowerzystów jadących drogą oznaczoną symbolem A11, która częściowo biegnie w pobliżu wybrzeża.

Również w innych częściach obu krajów turyści znajdą mnóstwo ciekawych miejsc. Bardzo dobre wrażenie zrobiły na mnie trasy piesze i możliwość wycieczki rowerem w litewskim parku Żemaitijos obejmującym jezioro Płotele (lit. Platelių). Bazą wypadową może się stać miasteczko Płótele (lit. Plateliai). Warto w nim zobaczyć muzeum przyrodnicze w budynku dyrekcji parku. Jeśli ktoś chciały tylko czasowo zamienić piesze wędrowanie na rower, to może skorzystać z wypożyczalni położonej naprzeciw muzeum. Krajobraz i pochodzenie obszaru podobne jest do naszych lasów i jezior na północy Polski. Na Litwie i Łotwie mamy typowy krajobraz polodowcowy. To, co tu zaskakuje, to  cisza i… niewielu turystów. Można wybrać się na całodniową wycieczkę i nie spotkać niemal nikogo, nie słyszeć hałasu motorówek i aut. I choćby tylko z tego powodu wspomniany park, ale i inne obszary Litwy i Łotwy, są wyjątkowe.

Wrażeń dostarczy wędrówka szlakiem pieszym w dolinie rzeki Dubisa (choć przyznam szczerze, że myślałem o spłynięciu tą rzeką kajakiem do Niemna).  Warto też dotrzeć do uroczego, zadbanego miasteczka łotewskiego Kuldiga i zobaczyć tam piękny park, ciekawe stare miasto oraz Ventas Rumba – najszerszy wodospad w Europie na rzece Windawie. Są śmiałkowie, którzy krok po kroku przemierzają ten wodospad z jednej strony na drugą. Ten próg wodny nie jest wprawdzie wysoki, liczy tylko 2,5 metra  wysokości, ale ćwierć kilometra po śliskiej skale, by dotrzeć do przeciwnego brzegu, to spory wyczyn.

Miłośników wina zaskoczy pewnie fakt, że w pobliskim mieście Sabile jest najbardziej na północ położona winnica w Europie, a okoliczne pagórki zachęcają do wędrówki i podziwiania krajobrazów. W tym miasteczku można też spłynąć kajakiem rzeką Abava. Pieszą trasę od Kuldigi przez Sabile, Kandavę, Tukumus aż do Zatoki Ryskiej polecam także rowerzystom. Niewielki ruch aut, doskonała asfaltowa nawierzchnia i krajobrazy wręcz zachęcają do jazdy rowerem.

To była krótka, nie pierwsza i pewnie nie ostatnia moja wizyta na Litwie i Łotwie. Bez wątpienia jest tu prawdziwy raj dla piechurów i rowerzystów – w ciszy i spokoju można podziwiać piękno krajobrazu. A towarzyszą temu dobra informacja turystyczna w miastach, znakowane szlaki turystyczne (choć w tej sprawie chętnie podzielimy się z naszymi sąsiadami doświadczeniem), miejsca noclegowe, zwykle kameralne, często są to gospodarstwa agroturystyczne. I puste szosy pozwalające na spokojną jazdę rowerem.

Litwa i Łotwa to dobry cel podróży.

Marian Jurak

 

Czterodniowa tatrzańska wyrypa, na której wszystko było na opak

  • 20211015_053748(1)
  • 20211015_080728(1)
  • 20211015_080728
  • 20211015_081211
  • 20211015_081216
  • 20211015_084441(1)
  • 20211015_101432
  • 20211016_105517
  • 20211016_115916
  • 20211016_155119
  • 20211016_155402(1)
  • 20211016_155402
  • 20211016_155702(1)
  • 20211016_155702
  • AIREVITAL_V1
  • 20211017_123942
  • 20211017_130111
  • IMG-20211018-WA0003
  • IMG-20211018-WA0005
  • IMG-20211018-WA0021
  • IMG-20211018-WA0022
  • IMG-20211018-WA0023
  • IMG-20211018-WA0030
  • IMG-20211018-WA0053
  • IMG-20211018-WA0064
  • IMG-20211018-WA0066
  • IMG-20211018-WA0075
  • IMG-20211018-WA0076
  • IMG-20211018-WA0082

 

 

 

Plan: Grań Tatr Zachodnich 42 km, suma podejść od Wyżniej Huciańskiej Przełęczy 9150 m…

 

Nie każdą wyprawę planujemy. Czasem po prostu jedziemy w góry i idziemy, gdzie nogi poniosą.  Jednak w okresie jesienno-zimowym nie ma miejsca na wielką spontaniczność. Ważne jest bezpieczeństwo, zaplanowanie trasy tak, aby nie zaskoczyła noc, wystarczyło jedzenia i picia oraz dodatkowej ciepłej warstwy odzieży na wypadek załamania się pogody lub przymusowego noclegu w górach.

Planowaliśmy wyjechać w środę po pracy, przenocować gdzieś w Zakopanem. O piątej rano w czwartek byliśmy już umówieni z naszym zaprzyjaźnionym kierowcą na przewiezienie nas do Huty – słowackiej miejscowości położonej 50 km od Zakopanego, gdzie rozpoczynał się nasz szlak. Pierwszą noc mieliśmy spędzić w okolicy Banówki. Kolejnego dnia zamierzaliśmy pokonać słowacką Orlą Perć, czyli Hrubą Kopę, Trzy Kopy i Rohacze. Na trzeci dzień planowaliśmy przejść Wołowiec, Łopatę, Kończysty Wierch, Starorobociański Wierch, Błyszcz, Bystrą do Czerwonych Wierchów, natomiast w niedzielę przez Kopę Kondracką, Goryczkowe Czuby, Kasprowy Wierch dojść do Przełęczy Liliowe, która kończy Grań Tatr Zachodnich (GTZ).

To tyle z planów. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna…

Pakowanie zakończyliśmy w środę późnym wieczorem. Postanowiliśmy noc przespać w domu i wyjechać o czwartej rano. Ostatecznie wyruszyliśmy dopiero o ósmej. Do Zakopanego dojechaliśmy przed czternastą, więc było za późno, aby ruszać w góry. Wynajęliśmy nocleg w Zakopanem i… poszliśmy na Krupówki. Tak zakończył się pierwszy dzień naszej wyprawy. Kolejnego dnia, w piątek o piątej rano wreszcie stanęliśmy na początku szlaku prowadzącego na Grań Tatr Zachodnich. Noc z wolna ustępowała światłu dnia. Powyżej górnej granicy lasu naszym oczom ukazały się tak odmienne od wszechobecnego w Tatrach granitu, wapienne Skały Rzędowe. Mają one charakter dolomitowego miasteczka skalnego. Tworzą labirynt skał, iglic i turniczek. Ich jasny kolor pięknie kontrastuje z gęsto porastającą ten obszar soczyście zieloną kosówką i błękitem nieba. Pogoda była dla nas łaskawa. Prognozy wskazywały na całkowite zachmurzenie. Tymczasem, kiedy wyszliśmy powyżej 1500 m n.p.m., znaleźliśmy się ponad chmurami. I tak zostało do końca naszej wyprawy.

Pomimo pięknej pogody warunki były bardzo trudne. Im wyżej, tym więcej było śniegu. Na zachodnich wystawach zaczęły pojawiać się oblodzenia. Po południu chmury przelewające się przez wierzchołki gór zasnuły całe niebo i zaczął wiać silny wiatr. Temperatura odczuwalna spadła znacznie poniżej zera. Powoli ogarniało nas zmęczenie. Mieliśmy za sobą ponad dziesięć godzin marszu po górach z ciężkimi, 20-kilogramowymi plecakami. Silny, porywisty i wychładzający wiatr skutecznie utrudniał trekking. Około piątej po południu byliśmy już wyczerpani. Nie mieliśmy siły iść dalej. Znaleźliśmy w miarę zaciszne i bezpieczne miejsce na przełęczy. Marcin rozstawiał namiot, ja w tym czasie gotowałam wodę do zalania liofili. Najważniejsze w takiej sytuacji jest, aby jak najszybciej się rozgrzać, zjeść coś gorącego i wskoczyć do śpiworów. Mój towarzysz przed wyjazdem namawiał mnie, abym wzięła długie zimowe buty. Ja jednak uparłam się, żeby iść w lekkich przed kostkę, ze stuptutami. To był poważny błąd. Buty nie miały goreteksu, a śnieg był mokry. Przemokły na wylot. Wiedziałam, że nie ma szans, aby wyschły do rana. Jednak z zaistniałym faktem można było sobie poradzić, wystarczyło założyć suche skarpetki, wsunąć stopy w torebki foliowe, na to kolejna para skarpetek, nawet mokra, i stopy były zabezpieczone. Pojawił się jednak kolejny problem. Całą noc bardzo wiało. Sypał śnieg z deszczem. Wiedzieliśmy, że oznacza to duże oblodzenie szczególnie na skalnych, eksponowanych odcinkach. Do tego rano okazało się, że widoczność nie przekracza kilku metrów. Byliśmy na grani, powyżej 2000 m n.p.m., w miejscu, z którego dojście do jakiejkolwiek cywilizacji zajęłoby nam wiele godzin, pod warunkiem, że nie pogubilibyśmy się w tej mgle. Mieliśmy zapas jedzenia, ciepłe ubrania i puchowe śpiwory, o wodę nie musieliśmy się martwić. Wokół było dużo śniegu, który mogliśmy topić. Podjęliśmy decyzję, że przeczekamy, aż widoczność się poprawi. Rozpaliłam gaz, aby zagotować wodę na śniadanie i… okazało się, że…się kończy. Mieliśmy na ten wyjazd kupić nowy. Ostatecznie zabraliśmy już używany. Większość naszych zapasów żywnościowych to były liofilizaty, do których potrzebowaliśmy gorącej wody. Bez gazu nie mogliśmy tu zostać. Zdecydowaliśmy ruszyć dalej, powoli, ostrożnie i pierwszym możliwym szlakiem zejść w doliny. W tych warunkach do najbliższego zejścia mieliśmy jakieś cztery, pięć godzin marszu. Nie było wyjścia. Zaczęliśmy składać obozowisko i wtedy... chmury zaczęły się rozwiewać, schodzić w dół, by ostatecznie grubą białą pierzyną pokryć doliny. My pozostaliśmy ponad nimi. Nad nami pojawiło się błękitne niebo. Świeciło słońce. Staliśmy oniemiali tą zachwycającą, niezwykle piękną scenerią. Dla takich chwil warto żyć!

Trzeba było ruszać dalej, aby jak najszybciej dojść do wspomnianej przełęczy. Nie wiedzieliśmy, jak długo pogoda się utrzyma. Słońce dodawało energii i otuchy. Weszliśmy na Salatyn, następnie przez Spaloną Kopę i Pachoł doszliśmy do Banikowej Przełęczy, z której szlak prowadził do Doliny Rohackiej.  Pogoda wciąż była idealna, a widoki niezwykłe. Kusiło nas, aby pójść dalej granią. Rozsądek jednak tym razem zwyciężył. Zeszliśmy pięknym szlakiem prowadzącym przez Stawy Rohackie. Późnym popołudniem doszliśmy do schroniska. Tu ogrzaliśmy się, najedliśmy i zaczęliśmy planować kolejny, ostatni dzień naszej wyprawy. Rozważaliśmy zejście do Zuberca i powrót do Zakopanego busem. Byliśmy zmęczeni. Ciężkie plecaki, nieprzespana noc i trudne warunki dnia wczorajszego dawały o sobie znać. Zwyciężyła jednak chęć spędzenia jeszcze jednego dnia w górach,  zwłaszcza że zapowiadał się kolejny piękny dzień. Mieliśmy nadzieję przenocować w schronisku. Niestety, choć były wolne miejsca, z powodu ograniczeń covidowych nie zostaliśmy przyjęci na noc. Trochę przerażała nas wizja kolejnej nocy na zewnątrz. W nocy temperatura spadała znacznie poniżej zera, a ponieważ byliśmy w dolinie, istniało prawdopodobieństwo wizyty niedźwiedzia, który o tej porze roku dużo żeruje, gromadząc zapasy tłuszczu przed zimą. Personel schroniska nie dał się przekonać do udostępnienia nam choćby kawałka podłogi do spania. Wyszliśmy zatem szukać miejsca na nocleg. Dolina spowita była absolutną ciemnością. Wyobraźnia nie przestawała podsuwać nam obrazów obwąchującego nas w czasie snu niedźwiedzia. Nagle ujrzeliśmy drewnianą szopę. Nie posiadaliśmy się z radości, kiedy okazało się, że drzwi były otwarte. Weszliśmy. Była pusta. Rozłożyliśmy śpiwory i otuleni ciepłym puchem, błyskawicznie zasnęliśmy. Wczesnym rankiem ruszyliśmy w dalszą drogę. Szlak zaprowadził nas na Rakoń. Dalej poszliśmy w kierunku Grzesia, bardzo urokliwą, łagodną, porośniętą kosodrzewiną granią z przepiękną panoramą na Tatry polskie i słowackie. Zeszliśmy do Doliny Chochołowskiej, a następnie busem pojechaliśmy do Zakopanego, gdzie czekał nasz samochód. Do Warszawy dojechaliśmy już po północy.

Mieliśmy dużo szczęścia. Pomimo sporego doświadczenia i wielu lat spędzonych
w górach popełniliśmy kilka kardynalnych błędów, które mogły kosztować nas zdrowie,
a nawet życie. Z górami nie ma żartów, a rutyna czasem gubi. Wyciągnęliśmy dużo wniosków z tej wyprawy. To kolejna lekcja pokory, którą dały nam góry. Niech nasza przygoda będzie dla Was przestrogą. Góry są niezwykle piękne, potrafią zachwycić, zapierając dech. Dają dystans do życia, spraw codziennych, problemów, które zostawiamy w dolinach. Jednak zawsze pamiętajmy przede wszystkim o bezpieczeństwie, o dokładnym zaplanowaniu każdego szczegółu, a w razie potrzeby – o zmianie planów wycieczki lub nawet zawróceniu tuż spod szczytu. Nasze zdrowie i życie są najważniejsze, a góry poczekają…

Przeszliśmy 35 km Granią Tatr Zachodnich. Przewyższenia wyniosły łącznie 5632 m. Nie udało się nam zrealizować całego planu, ale zdołaliśmy wrócić wrócić bezpiecznie do domu. Na ten szlak jeszcze wrócimy. Będziemy próbować pokonać go do skutku.

Autor: Gosia Ziontecka

Zdjęcia: Gosia Ziontecka

Baza Ewidency jna Szlaków Turystycznych, czyli BEST

  • 6. art_foto1_MLP_wejsciowa — kopia
  • 5. art_foto2_PK_POI — kopia (2)
  • 4. art_foto3_BEST(1) — kopia
  • 3. art_foto4_apka_mapa — kopia
  • 2. art_foto5_apka_szlak — kopia
  • 1. art_foto6_apka_glowna_GbG(1)

 

 

 

Powstaje nowoczesny system informatyczny, który będzie pierwszym w historii PTTK ogólnopolskim uniwersalnym narzędziem zarządzania szlakami, dostępnym dla wszystkich zarządców szlaków. Dostarczając w postaci cyfrowej aktualne i pełne dane o szlakach baza zwiększy także bezpieczeństwo i komfort wędrówek, odpowiadając na oczekiwania współczesnego turysty.

Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego ponad dziesięć lat temu otworzył nowy, cyfrowy rozdział w dziejach polskich szlaków turystycznych, których historia rozpoczęła się jeszcze przed I wojną światową.

COTG PTTK współpracuje z oddziałami PTTK, które sprawują nadzór nad siecią górskich i nizinnych szlaków turystycznych, starając się pozyskiwać środki finansowe na te działania oraz wspierając oddziały w promocji sieci szlaków, głównie ponadregionalnych, oraz tworzeniu zasad ich ewidencji. Znaczącym segmentem tych działań są wysiłki zmierzające do uregulowania zasad funkcjonowania sieci szlaków turystycznych w przestrzeni prawnej. 

Sieć znakowanych szlaków turystycznych PTTK i innych gestorów w Polsce liczy około 90 tys. km,
w tym około 11 tys. km szlaków górskich. Jest to więc bardzo rozległa sieć, a sposób gromadzenia danych o szlakach i infrastrukturze szlakowej, ich utrzymanie i archiwizacja nie zmieniły się znacząco przez prawie sto lat – wszystkie informacje były rejestrowane w formie papierowej, dane były rozproszone i nieustandaryzowane, brakowało również jakiejkolwiek współczesnej, cyfrowej formy zarówno zarządzania szlakami, jak i ich udostępniania turystom.

 

Rozpoczęcie digitalizacji szlaków

W 2008 roku COTG PTTK, dostrzegając potrzebę i okazję do rozpoczęcia modernizacji, uwspółcześnienia systemu udostępniania i zarządzania szlakami, pozyskał środki z Unii Europejskiej
w ramach projektu Szlaki turystyczne w Małopolsce - integracja różnorodnych szlaków i innych atrakcji turystycznych w spójny kompleksowy produkt regionalny o wartości 713 927,84 zł
i przeprowadził w Małopolsce pierwszą cyfrową inwentaryzację szlaków. Za pomocą coraz powszechniejszych odbiorników GPS zdigitalizowano sieć szlaków o długości ponad 6 tys. km. Czynność ta, polegająca na przebyciu szlaku i zarejestrowaniu jego przebiegu za pomocą odbiornika GPS, była i jest pierwszym krokiem w procesie tworzenia cyfrowych narzędzi dla turystów i znakarzy. Z kolei program Rozwój produktu regionalnego turystyki aktywnej „Szlaki Mazowsza” – dzięki rozbudowie i promocji zintegrowanej sieci całorocznych szlaków turystycznych o wartości 491 429,18 zł, zrealizowany w latach 2014–2015 na Mazowszu, umożliwił zdigitalizowanie w zasobach COTG 6200 km szlaków. W obu tych programach głównym zadaniem było stworzenie platformy szlakowej promującej szlaki turystyczne regionów wraz z aplikacją na urządzenia mobilne wspierającą turystę w terenie. 

Podobny projekt „Góry bez granic – integracja sieci szlaków w transgraniczny produkt turystyczny”, zakończony 31 sierpnia 2021 roku, a zrealizowany ze środków programu UE Interreg PL-SK na pograniczu polsko-słowackim, wzbogacił platformę szlakową o nowe funkcje i podkłady mapowe, a także umożliwił dostosowanie bazy szlaków do potrzeb międzynarodowego projektu.

 

Powstanie geoportalu i portalu krajoznawczego

Na bazie pozyskanych danych, wykorzystując środki unijne, COTG rozpoczął w 2012 roku budowę cyfrowej platformy szlakowej. Przy współudziale doktora Mateusza Trolla z Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Jagiellońskiego, fimy GIS-Online oraz przy użyciu technologii GIS powstał pierwszy szlakowy geoportal, a także zintegrowany z nim portal krajoznawczy, pod nazwą Szlaki Małopolski. Zadaniem geoportalu było udostępnianie turystom w Internecie, w sposób interaktywny, sieci szlaków turystycznych oraz powiązanych z nimi atrakcji turystyczno-krajoznawczych. W geoportalu wykorzystano uprzednio pozyskane wcześniej ślady GPS szlaków, których linie przebiegu poddano bardzo dokładnej korekcie. Odbiornik GPS rejestruje pokonywaną trasę z dokładnością od kilkudziesięciu do kilku metrów, w zależności od ukształtowania terenu, a ściślej, od tego, ile satelitów systemu GPS w danym momencie odbiornik „widzi” nad horyzontem. Przy użyciu narzędzi informatycznych GIS, dokładnych map oraz numerycznego modelu odwzorowania terenu, w trakcie korekty osiągnięto dokładność śladu rzędu dwóch metrów. Jest to kluczowe dla dokładnego odwzorowania przebiegu szlaku w terenie, a więc prawidłowego odczytu śladu przez GPS użytkownika. W taki sam sposób korekcji poddawane  są wszystkie digitalizowane szlaki.

 

Pierwsza aplikacja mobilna

W 2014 roku COTG, dzięki wykorzystaniu funduszy europejskich, rozpoczął digitalizację szlaków województwa mazowieckiego, a także stworzył już pełną platformę szlakową Szlaki Mazowsza, opartą na sprawdzonym wzorze z Małopolski, wzbogaconą o bardzo istotny nowy komponent. Dzięki rozwojowi  smartfonów, z których większość była już wyposażona w odbiornik GPS, większą moc obliczeniową oraz ekran pozwalający korzystać z cyfrowej mapy, można było wprowadzić nową jakość w turystyce – aplikację mobilną. Stanowiła ona istotne uzupełnienie platformy szlakowej, dając turystom możliwość skorzystania w terenie z wszystkich zawartych na niej informacji, do tej pory dostępnych tylko w komputerze. Ze względu na znaczenie dla bezpieczeństwa turystów aplikacja mobilna jest kluczowym elementem platformy szlakowej. Przy jej pomocy turysta zawsze zdoła odszukać szlak, nawet w nocy lub przy bardzo ograniczonej widoczności. W aplikacji także znajdzie pełne informacje o wszystkich szlakach i atrakcjach krajoznawczych regionu, może skorzystać z różnorodnych map, odczytać wysokość n.p.m. lub azymut dla dowolnego punktu, a także nawigować lub zmierzyć odległość do niego. Aplikacja także posiada, ważną dla systemu szlakowego, opcję zgłaszania przez turystów nieprawidłowego lub niezgodnego z mapą (w aplikacji) oznakowania szlaku – chętnie wykorzystywaną przez użytkowników. Aplikacja jest dostępna na obydwa najpopularniejsze systemy operacyjne smartfonów – Android i iOS. Jest systematycznie rozwijana i doskonalona, również z uwzględnieniem uwag i życzeń używających jej turystów. Dodano m.in. możliwości pobrania map do użytku offline, nagrywania własnej trasy, zapisywania jej i udostępniania, można także wykorzystać aplikację do podążania wgranym do niej śladem w formacie .gpx lub trasą uprzednio zaplanowaną na mapie www - w komputerowej części platformy szlakowej.

 

Nowoczesna strona mapowa

2017 rok przyniósł kolejną modyfikację platformy szlakowej – geoportal został zastąpiony nowoczesną, szybką, łatwą i przyjemną w obsłudze stroną mapową. Pozwala ona na bardzo wygodne przeglądanie unikatowego zestawu map (OSM, Compass, ortofoto, topograficzna), planowanie trasy po szlakach, z możliwością eksportu do aplikacji, wczytanie własnego śladu .gpx, a także wygodną wizualizację i lokalizację większości atrakcji krajoznawczych regionu. Niedługo strona mapowa uzyska nową, długo oczekiwaną funkcjonalność – rysowanie i eksport dowolnie narysowanej trasy, zostaną również dodane nowe rodzaje map.

 

Nowoczesne narzędzie cyfrowe do zarządzania szlakami

Dotychczasowy system ewidencji szlaków PTTK oraz infrastruktury szlakowej polega na rejestracji na papierowych kartach, wg ustalonego przez PTTK wzorca, historii prac na szlakach oraz ewidencji zamontowanych na nich urządzeń. Każdy administrujący szlakami oddział PTTK powinien prowadzić taką kartotekę, karty archiwizować, a dane statystyczne przekazywać do Zarządu Głównego PTTK. Metoda ta sprawdzała się przez dziesiątki lat, jednak tradycja to jedno, a postęp drugie. W dobie powszechnej dostępności do Internetu oraz programów komputerowych, dających znacznie większe możliwości dokumentacji, organizacji i udostępniania danych o szlakach, wykorzystanie nowoczesnych narzędzi cyfrowych  jest zarówno naturalnym krokiem w rozwoju, jak i koniecznością, chcąc kontynuować szlakowe tradycje PTTK, jednocześnie sprostać oczekiwaniom współczesnego turysty. Wraz z kolejnymi krokami cyfrowej ewolucji szlaków COTG PTTK zyskało wystarczająco dużo danych cyfrowych oraz kompetencje w posługiwaniu się nimi, aby móc wykorzystać te zasoby do utworzenia nowoczesnego narzędzia do zarządzania danymi o szlakach. System ten otrzymał nazwę Baza Ewidencyjna Szlaków Turystycznych, w skrócie BEST, i jest pierwszym w historii PTTK ogólnopolskim, uniwersalnym narzędziem informatycznym do zarządzania szlakami, dostępnym dla każdego gestora szlaku. Jednocześnie system ten pozwala na integrację danych o szlakach, ich archiwizację, ułatwia przepływ danych między jednostkami terenowymi i koordynującymi, a także pozwala na udostępnianie turystom możliwie najbardziej aktualnych informacji o szlakach. 

Główne cele BEST to :utworzenie centralnego, spójnego, nowoczesnego systemu zarządzania szlakami; uporządkowanie, standaryzacja  i wizualizacja zasobów danych o szlakach; uproszczenie i przyspieszenie planowania, zapotrzebowania i rozliczania prac i materiałów; umożliwienie korzystania z zasobu danych o szlakach przez aplikacje internetowe PTTK dla turystów. BEST połączy wszystkie znakujące oddziały PTTK, a także gestorów wszelkich innych szlaków z jednostkami koordynującymi, nadzorującymi lub finansującymi znakowanie. Połączy także z turystami – dzięki udostępnianiu im przez Internet możliwie najbardziej aktualnych informacji o przebiegach i stanie szlaków. Obecnie umożliwiające to platformy szlakowe dostępne są w trzech regionach: Małopolsce, Mazowszu i Bieszczadach/Beskidzie Niskim. Jeszcze w 2021 r. dołączy do nich platforma szlakowa woj. świętokrzyskiego. Objęcie zasięgiem całego kraju jest priorytetowym celem PTTK, jednak jego realizacja zależy przede wszystkim od woli regionalnych samorządów lub władz państwa.

Gestorzy szlaków otrzymali dostęp do BEST przez stronę www. Każdy z nich posiada konto jednostki oraz indywidualne konta jej członków. Wykorzystując je, gestor otrzymuje  możliwość wyłącznej edycji szlaków i infrastruktury szlakowej, którymi zarządza. Poprzez łatwy w obsłudze, intuicyjny i konfigurowalny interfejs użytkownik otrzymał dostęp do narzędzia pozwalającego na sporządzanie cyfrowej dokumentacji szlaku i infrastruktury szlakowej, przeglądanie i edycję istniejących szlaków, a także planowanie i dodawanie nowych. Głównym sposobem pracy z wirtualnymi szlakami jest praca na mapie, przy użyciu wygodnego interfejsu graficznego, przedstawiającego szlaki na mapach. Zakres dostępnych danych kartograficznych stworzy nową jakość w obrazowaniu szlaków – osoba przeglądająca lub planująca szlak może skorzystać z bardzo dokładnych map topograficznych, lotniczych, rzeźby terenu, Open Street Mapy, a także otwierających wiele nowych możliwości nakładek: granic administracyjnych, mapy katastralnej czy mapy Lasów Państwowych. Na mapie pokazane będą również stanowiska zawierające infrastrukturę szlakową, z możliwością podglądu i edycji ich zawartości (np. obrazów wszystkich tabliczek drogowskazowych w danym stanowisku wraz z informacją o rodzaju nośnika). Baza w przejrzysty sposób pokaże stan zasobów jednostki wraz ze statystykami. Karta szlaku stanie się cyfrowym odpowiednikiem dotychczasowej dokumentacji – zawierać będzie wszystkie dane o szlaku, historię prowadzonych na nim prac znakarskich, a także dane o wszelkiej infrastrukturze szlakowej z nim powiązanej. Ujednolicone zostanie nazewnictwo i symbolizacja tabliczek szlakowych, których projekty graficzne będą automatycznie generowane w postaci pliku graficznego gotowego do druku, zgodnie z treścią określoną przez znakarza. W przyszłości przewidywane jest opracowanie algorytmu obliczającego czas przejścia.

 

Ostatnim z planowanych obecnie etapów rozwoju Bazy będzie stworzenie modułu pozwalającego na uproszczenie i przyspieszenie planowania, zapotrzebowania i rozliczania prac znakarskich. Automatyczne generowanie raportów, zestawień i rozliczeń znacząco ułatwi tę niezbyt lubianą przez znakarzy część pracy, konieczną jednak do wnioskowania o fundusze i rozliczania się z wykonanych prac.

 

Aktualizacja cyfrowych danych w BEST, odzwierciedlająca zmiany przebiegu szlaków w terenie, dokonywana przez ich gestorów samodzielnie, umożliwi bardzo szybkie uwidocznienie tych zmian  na turystycznych platformach szlakowych. Wprowadzony zostanie również system alertów – powiadomień o istotnych wydarzeniach na szlaku: utrudnieniach, zamknięciach, zagrożeniach, itp. Dzięki temu turyści otrzymają aktualne i istotne informacje o szlakach, przyczyniające się do poprawy ich bezpieczeństwa i komfortu wędrówek.

 

Baza Szlaków Turystycznych jest tworzona dla znakarzy i przy ich współudziale. Mamy nadzieję, że już niebawem stanie się dla nich wszystkich powszechnym, wygodnym i niezastąpionym narzędziem w pracy znakarskiej, której efekty dają motywację do aktywności, bezpieczeństwo i radość milionom turystów na szlakach.

 

Autor:  Tomasz Gołąbek

 

Kolejowa przygoda – wyniki konkursu plastycznego

Wyniki Ogólnopolskiego Konkursu Plastycznego dla Dzieci i Młodzieży KOLEJOWA PRZYGODA   W dniu 27 października 2021 r. w siedzibie Zarządu Głównego PTTK w Warszawie przy ulicy Senatorskiej 11 odbyło się posiedzenie komisji konkursowej Ogólnopolskiego Konkursu Plastycznego dla Dzieci i Młodzieży „Kolejowa przygoda”. Konkurs przeprowadzony został w dwóch kategoriach wiekowych: I. dla uczniów klas I‒IV szkoły podstawowej, II. dla…
Read more

Tatry i Zakopane w ilustracji Walerego Eljasza-Radzikowskiego  

  • Kuty okładka jpg

 

Nareszcie książka na miarę zasług Walerego Eljasza-Radzikowskiego w dziedzinie popularyzacji Tatr i Zakopanego. Dotychczas nie istniała publikacja ukazująca w tak szerokim zakresie dokonania artysty. Większość poświęconych mu prac miała charakter przyczynkarski. A przecież Walery Eljasz-Radzikowski to wybitny krajoznawca i autor sześciu wydań najpopularniejszego w jego czasach przewodnika oraz płodny grafik i malarz oraz – o czym często zapominano – fotograf. Można powiedzieć, iż egzystował na marginesie zainteresowań tatrologicznych.

 

Autor niniejszej książki, Radosław Kuty, po raz pierwszy podjął udaną próbę całościowego opracowania dokonań Eljasza w zakresie jego twórczości ikonograficznej. Kilkuletnie, żmudne, dociekliwe poszukiwania i badania zasobów wszelkich źródeł, a przede wszystkim archiwów muzealnych i kolekcji prywatnych przyniosły imponujący skutek ilościowy
i jakościowy. Przeważającą część prac plastycznych i fotograficznych Eljasza czytelnik ma okazję obejrzeć po raz pierwszy.

Dobór i układ ilustracji pozwala prześledzić proces twórczy artysty od szkicu, impresji akwarelowej zawartej w sztambuchach, do w pełni rozwiniętego malarstwa olejnego, akwaforty czy drzeworytu.

Szczególnie bogaty dział fotografii i dział drzeworytów czasopiśmienniczych w realistyczny sposób dokumentuje wizerunek Tatr i turystyki ówczesnej epoki, to jest drugiej połowy XIX wieku.

Książka świetnie napisana i zilustrowana w pełni zadowoli zarówno początkujących amatorów poznania działalności Walerego Eljasza – Radzikowskiego i poprzez niego poznania historii tatrzańskiej turystyki, jak i zaawansowanych znawców tematu, umożliwiając im pogłębienie analityczne.

Przejrzysta konstrukcja książki łączy w sobie wszystkie cechy historycznej pracy naukowej z wymogami przystępności popularnonaukowej. Bogata bibliografia, liczne i szczegółowe przypisy dopełniają encyklopedycznego charakteru tej książki. Autor sprawnie wyręcza czytelnika z konieczności wyszukiwania dodatkowych informacji rozszerzających.

Wszystkim zainteresowanym twórczością Walerego Eljasza-Radzikowskiego oraz szeroko pojętym tematem sztuki i turystyki tatrzańskiej gorąco polecam książkę autorstwa Radosława Kutego.

Andrzej Petrykowski

 

Radosław  Kuty (1979), historyk, doktorant   w  Instytucie  Historii Uniwersytetu  im. Jana  Kochanowskiego  w  Kielcach, autor  publikacji  naukowych  dotyczących  Tatr  i  Zakopanego  oraz  historii  ziemiaństwa  polskiego. Zainteresowania  badawcze: prasa  polska 1864-1939  ze  szczególnym  uwzględnieniem  tematyki  tatrzańskiej  i  zakopiańskiej, ikonografia  i  fotografia  tego okresu. Przygotowuje  prace: Obraz  Tatr  i  Zakopanego  na  łamach  prasy  warszawskiej  1860-1914 (rozprawa  doktorska)  oraz  Tatry  i  Zakopane  w  reklamie. Od  okresu  autonomii  galicyjskiej  do  1939 roku.

 

O książce

Ponad 500 stronicowy album w formacie A4 z twardą oprawą, łącznie 589 ilustracji (35 w części wstępnej, 362 w dziale ikonografii i 192 w dziale fotografii), ukazujący m.in.  malarstwo olejne, akwarelę, akwafortę, prace z tzw. raptularzy tatrzańskich, pocztówkę, ilustrację prasową i fotografię o szeroko rozumianej tematyce tatrzańskiej i zakopiańskiej; ponad 100 stronicowy tekst omawiający życie i   twórczość Walerego Eljasza z szerokim wykorzystaniem źródeł historycznych

 

Chcesz kupić?... www.antykwariat-filar.pl  Wydawnictwo, Księgarnia, Antykwariat Górski "Filar" Henryk Rączka, ul. Alabastrowa 98, 25-753 Kielce.

 

Książka o wielokulturowej i orientalnej Warszawie

  • okladka_nowa_RGB (3)(10)

 

Książka o wielokulturowej i orientalnej Warszawie

We wrześniu 2021 r. ukazała się bogato ilustrowana (ponad 300 fotografii kolorowych oraz zdjęcia archiwalne)  książka Marii i Przemysława Pilichów „Warszawa wielu kultur” (Wydawnictwo ARKADY). Autorzy, wieloletni działacze  PTTK, znani są czytelnikom „Turysty” m. in. z zamieszczonego w numerze 2 artykułu o najnowszej, olbrzymiej cerkwi Mądrości Bożej w dzielnicy Ursynów przy ul. Puławskiej 568, na samej granicy Warszawy z terenami wsi Mysiadło.

Warszawa była od początku miastem wielu narodów i wielu kultur. Od średniowiecza przyjeżdżali tu kupcy z wielu stron świata, m.in. żydowscy, ormiańscy, serbscy i greccy. Po Powstaniu Listopadowym do Warszawy zaczęli masowo napływać Rosjanie. W 1918 r. żyło w Warszawie 320 tys. Żydów, co stanowiło 42,2 % ogółu mieszkańców. Przykładem wielokulturowości stolicy może

być zespół sześciu cmentarzy na Powązkach. Spoczywają na nich wierni trzech wielkich religii: chrześcijaństwa, islamu i judaizmu, w tym trzech wyznań chrześcijańskich: rzymscy katolicy, luteranie i kalwini oraz oczywiście niewierzący.

Już w ostatnich latach na ulicach stolicy nieomal masowo pojawili się Ukraińcy. Jest ich podobno 200 tysięcy. W siedmiu świątyniach Warszawy (kościołach i cerkwiach) odprawiane są dla nich nabożeństwa w języku ukraińskim. Kolejne miejsca co do liczby mieszkańców zajmują Białorusini, Wietnamczycy, Rosjanie i Hindusi.

Te wszystkie narody pozostawiły i pozostawiają pamiątki swoich kultur w naszym mieście. Omawiana książka jest jakby zaproszeniem, aby zobaczyć te pamiątki. Autorzy w ciekawy sposób opisują m.in. muzeum ikon na Ochocie, cmentarze  ewangelickie , cmentarz prawosławny, ale też tatarski i cmentarz Karaimów. Spośród wielu omówionych świątyń różnych wyznań mało znane są kościoły mormonów, mariawitów, dwa meczety ,świątynia hinduska i kościół (cerkiew) Bazylianów. Niektóre ze świątyń są zaskoczeniem nawet dla mieszkańców stolicy np. najstarsza cerkiew prawosławna Warszawy, z 1818 r, zwana Kaplicą Grecką przy ul. Podwale 5. Wiele narodowości i osób upamiętnionych zostało w nazwach warszawskich ulic i  skwerów jak np. Dobry Maharadża.

 

 

Po górach o każdej porze roku

  • dimage2 (1)(1)
  • dIMG_5279(1)
  • dIMG-20190818-WA0059 (1)(1)
  • dScreenshot_20210413-231132_Photos (1)(1)
  • dScreenshot_20210413-235804_Photos(1)
  • dIMG_5279(1) — kopia
  • dimage2 (1)(1) — kopia
  • d20170627_211630(1)
  • d20170512_120010(1)

…Aby bezpiecznie wędrować po górach o każdej porze roku, trzeba mieć w sobie dużo pokory… – rozmowa Dominiki Szymborskiej z Gosią Ziontecką, podróżniczką, pasjonatką gór, miłośniczką przyrody, ultramaratonów górskich, wspinaczki górskiej i sportowej

 

Dominika Szymborska: Jak zaczęła się Twoja przygoda z górami?

Gosia Ziontecka: Jako dziecko, w każde wakacje, wyjeżdżałam nad morze. Góry były mi obce. W roku 2004 pojechałam na majówkę do mojego taty mieszkającego w Kościelisku. Poszliśmy na wycieczkę do Doliny Jarząbczej, Szlakiem Papieskim. Kwitły krokusy, wystawiały swoje fioletowe główki z zalegającego jeszcze śniegu. I to był ten moment… Zachwyciłam się. I wsiąkłam bez pamięci.

Dominika Szymborska: Kiedy pojechałaś kolejny raz?

Gosia Ziontecka: Rok później. Też w maju. Stopniowo moje wyjazdy stawały się coraz częstsze. Dwa, trzy, cztery razy w roku. W końcu zaczęłam jeździć co miesiąc.

D.S.: Jak znajdowałaś czas         na wyjazdy?

G.Z.: Nie zabierało mi to wiele czasu. Zdarzało się, że wyjeżdżałam tylko na jeden dzień, żeby tylko zaczerpnąć powietrza powyżej 2000 m n.p.m. (śmiech) Zazwyczaj jeździłam pociągiem w nocy z piątku na sobotę. Miałam wówczas na wyprawy całą sobotę i całą niedzielę. Nocowałam w schronisku, wieczorem wracałam kuszetką do Warszawy. Nigdy nie zapomnę sytuacji, kiedy zbiegałam z Czerwonych Wierchów, z Ciemniaka (2096 m n.p.m.), była już 18.00, pociąg miał odjechać o 20.00. Nagle ktoś zawołał:

– Hej dziewczyno! Dokąd się tak spieszysz?

– Na pociąg! – odkrzyknęłam z uśmiechem i pobiegłam dalej. (śmiech) Trochę surrealistycznie mogła zabrzmieć ta odpowiedź na takiej wysokości.

D.S.: Jeździłaś sama?

G.Z.: Tak. Moi znajomi mieli inne pasje. Poza tym ja wręcz uwielbiałam te samotne wędrówki. Mogłam iść w swoim tempie, rozmyślać, delektować się pięknem natury. Były takie momenty, kiedy dosłownie czułam obecność Boga. Myślałam sobie – to jest zbyt zachwycające, by stworzyła to tak po prostu natura. Często góry były dla mnie ucieczką od problemów, które w sensie przenośnym i dosłownym zostawiałam za sobą. Im dalej, im wyżej przestawały mieć tak wielkie znaczenie, jakie nadawałam im na nizinach. Poza tym podczas samotnych wędrówek jest większa szansa na spotkanie żyjących tam zwierząt. Prawie na każdej wyprawie spotykałam stada kozic. Czasem pozwalały podejść do siebie na wyciągnięcie ręki, czasem przez kilka godzin wędrowały razem ze mną. Spotykałam też lisy, najczęściej zimą. Latem uwielbiałam przyglądać się świstakom. Czasem jeden z nich stał na tylnych łapkach, wydając ten głośny, charakterystyczny świst. Czasem były ich całe gromadki bawiące się między skałami. Przykucałam wtedy, prawie wstrzymując oddech, zamierałam, aby móc dłużej je poobserwować.

D.S.: Wyjeżdżałaś tylko latem?

G.Z.: Na początku tak. Bałam się wędrować zimą, nie miałam doświadczenia ani wiedzy. Ale zima coraz bardziej mnie kusiła. Zapisałam się na tygodniowy kurs zimowej turystyki wysokogórskiej w Tatrach Zachodnich, na którym uczyłam się chodzić w rakach, hamować upadki i samoasekurować się czekanem, a także asekuracji lotnej z liną, podstaw przetrwania czy budowania jamy śnieżnej na wypadek konieczności spędzenia nocy na szlaku. Zrobiłam też kurs lawinowy, czytałam dużo książek, poradników górskich, biografii naszych polskich himalaistów. Z zimą nie ma żartów! Aby bezpiecznie wędrować po górach o każdej porze roku, trzeba mieć w sobie dużo pokory. Umieć odpuszczać. Nie upierać się, by za wszelką cenę zrealizować cel. Umiejętność oceny sytuacji i podjęcie w krytycznym momencie odpowiedniej decyzji może uratować życie.

D.S.: Jak dalej rozwijała się Twoja górska przygoda?

G.Z.: Po kilku latach, kiedy moje wędrówki stały się bardziej ekstremalne, pojawiła się potrzeba nabycia nowych umiejętności. W ciągu dwóch lat zrobiłam kurs wspinaczki skalnej na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, zaraz po nim letni kurs taternicki, w kolejnym roku zimowy. To otworzyło przede mną nowe możliwości spędzania czasu w Tatrach. Zaczęłam się wspinać. Po stronie polskiej i słowackiej, latem i zimą. W terenie mikstowym i na lodospadach. Zachwyciłam się na nowo! Wspinanie i bliski kontakt ze skałą dostarczały mi zupełnie nowych doznań. Pokochałam to. W każdym momencie mogę odtworzyć sobie zapach rozgrzanego granitu, jego strukturę, kępki traw, porosty lub kwiatki wyrastające z gołej, surowej skały, gdzieś na 2000 m n.p.m. I motyle! To niesamowite, że zawsze, kiedy się wspinam, leci przy mnie motyl. Zawsze. Nazwałam go swoim Aniołem Stróżem. Czuję, że mnie chroni. Dzięki niemu czuję się bezpieczniej.

D.S.: Opisujesz to wszystko z takim zachwytem!

G.Z.: Tego nie można opisać inaczej. Takich emocji, uniesień i zachwytów nie przeżywałam w żadnym innym miejscu. Dla mnie samotne wędrówki, sam akt wspinania połączony z przepięknymi, urokliwymi widokami szczytów, dolin, stawów, na które patrzyłam z góry, powodują niemal ekstazę, metafizyczne doznania. Najbardziej lubię, kiedy wieje wiatr, rozwiewając chmury. Zatrzymuję się wówczas, obserwując, niemalże jak w teatrze, jak biała kurtyna z chmur, zasłaniająca wszystko, powoli rozchyla się, a oczom widza ukazują się wyłaniające z mgły skalne wierzchołki i ogromna przestrzeń. Po chwili znowu wszystko spowija mgła, widoczność ogranicza się do kilka metrów, by po chwili spektakl rozpoczął się nowo.

D.S.: Niezwykłe doznania. Zastanawiam się jednak, jak to możliwe, że nie znudziło Cię jeszcze chodzenie wciąż tymi samymi szlakami, oglądanie tych samych widoków?

G.Z.: Znudziło? (śmiech) Tatry są dla mnie jak narkotyk. Doznaję ekstazy za każdym razem, kiedy tam jestem. Kocham tam wszystko. Wiesz, że ten sam szlak za każdym razem jest inny? W zależności od pory roku, od pogody, pory dnia, układu chmur na niebie, które wpływają na kolory, które widzisz, od strony, którą dany szlak pokonujesz, od słońca, który oświetla góry o każdej porze dnia i roku inaczej…

D.S.: Przekonałaś mnie. Nie patrzyłam na to nigdy w ten sposób. Aby móc skupić się na tych wszystkich szczegółach, zauważać je, potrzebna jest cisza, brak ludzi. Czy nie przeszkadza Ci zatem, że zawsze jest tam tak dużo turystów?

G.Z.: Nie. (śmiech). Wiem, jak omijać godziny szczytu. Wychodzę zazwyczaj przed świtem, kiedy większość turystów jeszcze słodko śpi. Gdy oni ruszają na szlaki, ja jestem już wysoko. Spotykam ludzi tylko w drodze powrotnej. Czasem, kiedy jeżdżę w góry w tygodniu, nie spotykam nikogo. Omijam też dni świąteczne, majówki itp.

D.S.: Wiem, że masz trójkę dzieci. Czy one również dzielą Twoją pasję?

G.Z.: Starsza dwójka była ze mną górach tylko kilkanaście razy. Nauczyłam ich jeździć na nartach, zabierałam na piesze wędrówki. Jednak nie było ich wiele. To był trudny dla mnie czas. Nie miałam niestety możliwości wyjazdów na tyle częstych, by zaszczepić w nich pasję gór. Chociaż… Teraz, kiedy są już dorośli, jeżdżą w góry ze swoimi partnerami. Jednak nie zwariowali na ich punkcie tak bardzo jak ja. (śmiech) Natomiast co do mojej najmłodszej córki, obecnie już dwunastolatki, ją zabierałam w góry od najmłodszych lat. Nigdy nie zapomnę, kiedy jako trzylatka pokonywała samodzielnie, sięgające jej czasem po pachwiny stopnie na Ścieżce nad Reglami. Jako czterolatka weszła na własnych nóżkach do Doliny Pięciu Stawów. W kolejnym roku weszła na przełęcz Karb i Kasprowy Wierch, zimą, od strony Kuźnic. Dwa lata temu zrobiła ze mną Koronę Gór Polski na jednej wyprawie – 28 szczytów w 25 dni. W samochodzie miałyśmy zapas żywności, wody, ubrań, a nawet namiot, kuchenkę, jedzenie liofilizowane. Spałyśmy w namiocie, schroniskach, w domu parafialnym. Fantastyczna przygoda. Oliwia zrobiła to ze śpiewem na ustach i czasem – gdy ja marzyłam już tylko o tym, aby przybrać pozycję poziomą – mówiła: „Mamo, zróbmy dziś trzeci szczyt, będzie mniej na jutro”. (śmiech) Zabierałam ją też na kilkudniowe wyprawy rowerowe wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego, spałyśmy w namiocie, rano go zwijałyśmy i jechałyśmy dalej. Nauczyłam ją wspinaczki, dziś chodzi regularnie na sekcję wspinaczkową.

D.S.: To naprawdę niezwykłe… Słyszałam, że biegasz po górach?

G.Z.: Po trekkingu i wspinaniu przyszedł czas na kolejną aktywność – bieganie po górach. Postawiłam sobie cel i zarazem wyzwanie: Czy niebiegająca nigdy kobieta po czterdziestce może przebiec ultramaraton górski? Na cel wyznaczyłam sobie Tatra Fest 61km, 4130 m pod górę. Po dwóch latach intensywnych treningów przebiegłam Tatra Fest z wynikiem 13 godzin – 2 godziny przed limitem! Jednak nie był to, jak planowałam, mój pierwszy ultramaraton. Pół roku wcześniej dostaliśmy z moim partnerem propozycję wzięcia udziału w Biegu Rzeźnika w parach (nieoczekiwanie dostaliśmy pakiet). Nie zgodziłam się, przecież to było 84 km po górach, a ja do tej pory przebiegłam tylko półmaraton w mieście! Treningi miałam rozpisane z uwzględnieniem startu w Tatrach w sierpniu. Poza tym, jakim cudem my, żółtodzioby biegowe, mamy pobiec w dwóch ultra w dwumiesięcznym odstępie czasu?? Ostatecznie podjęliśmy jednak wyzwanie. I udało się! 16 godzin biegu po pięknych Bieszczadach. Dobiegliśmy zmęczeni, obolali, ale szczęśliwi. Jak się ponownie okazało, chcieć to móc!

D.S.: Co byś poradziła czytelnikom?

G.Z.: …że najważniejsza w życiu, poza rodziną, jest pasja. To coś, co zawsze działa, zawsze nas pocieszy w trudnych chwilach, wzmocni, rozwinie, doda życiu smaku i radości. I jak udowodniłam sobie samej – nie ma, że nie mogę, nie ma, że już nie w tym wieku, nie ma, że za trudno… itd. Macie marzenia? Jest coś, co powoduje, że pojawia się błysk w waszych oczach i motyle w brzuchu? Nie rezygnujcie! Wchodźcie w to! Bierzcie życie za rogi! Co macie do stracenia? Najwyżej się nie uda.

A jak się uda…. będziecie najszczęśliwsi na świecie!