XLI Rejs Żeglarsko-Motorowodny „Gościńce Kanału Elbląskiego i jez. Jeziorak. Pojezierze Iławsko-Ostródzkie”, z honorowymi patronatami Prezesa Państwowego Gospodarstwa Wodnego „Wody Polskie” oraz Burmistrza Miasta Iława, rozpoczął się 4 lipca, w sobotnie przedpołudnie, w pięknej i nowoczesnej Ekomarinie Zalewo.
lipiec-wrzesień/3(3)2020
Pierwsze załogi dojechały na miejsce już około 3.00 w nocy, aby potem spokojnie rozładować się dźwigiem i móc postawić maszty na jachtach. Niestety, dźwig który przyjechał nie był w stanie sprostać zadaniu, gdyż nie tylko ważny jest sam udźwig, ale także na jaką odległość może on przestawić z przyczep jachty na wodę. Po chwili nerwówki i przy pomocy przyjaznego bosmana i długiego pasa transportowego udało się w ciągu 2 godzin bezpiecznie wyslipować wszystkie jednostki do wody.
Następnie miało miejsce mozolne ustawianie masztów, taklowanie i sztauowanie jednostek we wszystkie dobra jakie zabierali uczestnicy rejsu na swe jednostki.
Wieczorem odbyło się uroczyste rozpoczęcie rejsu, wszystkie załogi otrzymały „pakiety startowe” przygotowane przez władze samorządowe Zalewa i komandora rejsu.
Wyśmienita kiełbaska z grilla u wszystkich wywołała dodatkowy uśmiech, a rozmowy z przyjaciółmi, często długo niewidzianymi, szybko zabrały czas upływającego wieczoru. Zmęczenie nocnym dojazdem na miejsce startu rejsu, potem prawie całodzienna krzątanina przy jachtach, spowodowała, że godzina ciszy nocnej została dochowana i nad Ekomariną Zalewo zaległa błoga cisza.
Niedzielne do południe to droga przez jez. Ewingi i kanał dobrzycki, by po około 1, 5 godziny wypłynąć na jezioro Jeziorak. Zacumowaliśmy przy pomostach gospodarstwa agrotechnicznego „Przystań” w Matytach. Wieczorem mieliśmy przygotowane ognisko i dwugodzinny koncert akordeonowo- gitarowy, podczas którego mogliśmy posłuchać utworów poezji śpiewanej a przy naszych starych, dobrych szantach mogliśmy wspólnie pośpiewać.
Pierwszy tydzień rejsu odbywa się przy pięknej, słonecznej pogodzie. Płyniemy do Siemian, gdzie rybka w gospodzie „Strzecha” jest jak zawsze świeża i smaczna, nocujemy przy Lipowym Ostrowie. Już przystań w Siemianach była dość mocno zapełniona, co po zakończonym weekendzie nie należy do rzeczy oczywistych, płyniemy na Lipową a tam to samo. Z trudem mieścimy się upychając się przy dwóch pomostach. Wieczorem z pasjonatem miejscowej historii, odwiedzamy ruiny gospodarstwa, które tutaj do końca II wojny światowej tętniło życiem, a z powodu jakości ryb poławianych w Jezioraku było sławne nawet w Berlinie. Po zmroku udajemy się jeszcze na mogiły pierwszych mieszkańców, aby zapalić znicz. Godne pochwały jest to, że miejsce stało się już prawie kultowe wśród żeglarzy przypływających na Lipowy Ostrów, którzy dbają o nie, usuwają liście, palą znicze, spotykają się na żeglarskie wypominki.
Wtorek to ciepła ale bardzo szkwalista pogoda, płyniemy na biwak do Zatoki Widłągi, jednego w wielu miejsc na Jezioraku, gdzie można przycumować w ciszy i spokoju. Tym bardziej, że zostajemy na noc w miejscu, które zwie się obiecująco – Leśny Pocałunek.
Czas jest nieubłagany, a w tym rejsie zdecydowanie mam go za mało. Cały czas się coś dzieje - ujęte w harmonogramie rejsu lub wynikające z nastroju chwili.
A jest ciekawie, pomimo pogody, stale płatającej nam figle...
Ciepły, bezwietrzny wieczór na Widłagach pozwolił nam długo obserwować gwiazdy i przelatujące satelity, nie wszystkie zbierające dane meteorologiczne.
Ognisko i gitara, szanty i piosenki turystyczne grane cały wieczór przez Mariusza dawały nieopisany, nostalgiczny nastrój. Wielu z nas przypominały się słowa piosenek nie śpiewanych od wielu, wielu lat.
Jak wcześniej zaznaczyłem, pogoda nas nie rozpieszcza, środowy poranek przywitał nas deszczem, a ekstra dodatek to zimny porywisty wiatr. Płyniemy do Iławy, do przystani Pod Omegą, gościnnego ośrodka turystyki wodnej PTTK. Jego gospodarz Staszek Kasprzak, znany wszystkim, którzy kiedykolwiek pływali po Jezioraku, przyjmuje nas przysłowiowym chlebem i solą, dodatkowo burmistrz miasta Iława, jako honorowy patron rejsu, przekazuje wszystkim uczestnikom rejsu pakiety informacyjne zawierające ciekawe materiały promocyjne Miasta Iława i atrakcji turystycznych gminy.
Realizując program rejsu, łączący walory turystyczno-krajoznawcze, realizujemy również cześć szkoleniowo poznawczą. Nas rejsowy nurek Włodek pokazuje sposób zakładania kombinezonu ratowniczego i jego użycia.
Poglądowa lekcja zachowania się w wodzie człowieka ubranego w taki kombinezon, uświadamia nam w jaki sposób należy się w nim zachowywać i pływać. Tu również jedno z rejsowych małżeństw Ewa i Tadeusz obchodziło 53 rocznicę ślubu, co w przystaniowej Tawernie uczciliśmy lampką szampana.
Następny krótki etap rejsu zaprowadził nas na przystań w Sarnówku, ośrodka wypoczynkowego firmowanego przez TVP, kiedyś niedostępnego dla normalnych zjadaczy chleba, jednak obecne realia ekonomiczne spowodowały jego otwarcie dla wszystkich chętnych chcących skorzystać, nie tylko od wody, ale i z jego atrakcji. Jest tu dość ładnie zagospodarowane pole namiotowe i kempingowe. Po wspólnym wieczorze spędzonym w tutejszej kawiarence, przy mocno padającym deszczu, prawie biegiem udajemy na degustacje smażonych rybek, złowionych wcześniej przez rejsowych wędkarzy Tadzia i Włodka. Ogromny talerz, doskonale upieczonych, chrupiących uklejek i małych płotek błyskawicznie znika, a przygotowujący je kuchmistrze nie nadążają z ich pieczeniem.
Piątek 10 lipca to ostatni dzień kiedy na tym etapie harmonogramu rejsu możemy popływać na żaglach, następne dni to już pływanie po kanałach z położonymi masztami. Etap Sarnówek – Chmielówko Letnisko to pełnoprawne regaty żeglarskie, z wyznaczoną linią startu i srogą komisją regatową, ścisłe egzekwującą przepisy regatowe. Najszybciej do linii mety dopływa załoga jachtu Blądi 2, ze skiperem Zygmuntem Młodszym, pozostałe załogi meldują się na mecie w przedziale jednej minuty, co świadczy o bardzo zaciętej rywalizacja aż do samego końca, ale zwycięzca może być tylko jeden. Nagrodą za zajecie I miejsca była Chwała Zwycięzcy i bardzo ładny album o starych żaglowcach.
Tutaj także mamy sposobność popróbowania miejscowych ekologicznych wiktuałów ze znakomitymi wędlinami, miodami, np. z truskawkami czy malinami, smacznym chlebem na zakwasie z tymiankiem, choć cena 15 zł za chlebek z niewielkiej foremki jest dość szokująca.
W następny poranek składamy maszty, klarujemy liny i płyniemy przez Zatokę Kraga, aby kanałami dostać się do Miłomłyna. Przystań Na Wyspie to ładnie położone, osłonięte miejsce, z pełną infrastrukturą brzegową, sanitariatami, ciepłą wod i gościnnymi właścicielami, w osobach Tomka i Julii. W niedzielne do południe udajemy się do urn wyborczych, spełnić swą obywatelską powinność, ubrani w jednakowe, rejsowe koszulki początkowo wywołujemy spore zdziwienie wśród komisji wyborczej, a potem podejrzliwość, czy aby ich kolor nie jest czasem złamaniem ciszy wyborczej. Zaraz po powrocie na przystań odpływamy z Miłomłyna, kierując się kanałami w kierunku jeziora Ruda Woda. Tam, przy bardzo szkwalistej i deszczowej pogodzie cumujemy na chwilę w Wenecji -ośrodku harcerskim hufca Łódź. Kilka szybkich zdjęć, aby udokumentować, że rejsy PTTK dopływają wodą nawet do Wenecji i płyniemy do Czulpy, sztucznej zatoki utworzonej podczas prac przy realizacji bardzo ambitnego planu inż. GJ. Steenke – pochylni Kanału Elbląskiego.
W tym miejscu należałoby się dłużej zatrzymać i opisać wizjonerski projekt połączenia, przy prawie 100 metrowej różnicy poziomów, Pojezierza Iławskiego z Elblągiem i Zalewem Wiślanym. Nie zrobię jednak tego, bo chciałbym, aby jak największa rzesza żeglarzy wybrała się na ten, zupełnie inny od Mazur, akwen i sama przekonała się, że miejsca te są bardzo ciekawe turystycznie, przyrodniczo, a zwłaszcza wielością i arcyciekawymi rozwiązaniami budowli hydrotechnicznych. Niech każdy pozna uroki i tajemnicze zakątki Pojezierza Iławsko- Ostródzkiego.
Po zacumowaniu w Czupie, udajemy się na specjalnie zamówiony posiłek do Zajazdu Kłobuk, miejsca wręcz kultowego na mapie kulinarnych atrakcji Warmii. Część z nas idzie pieszo, część dzięki uprzejmości właściciela Zajazdu korzysta z podwózki, oszczędzając nogi, ale nie robiąc sobie miejsca na proponowane w menu wiktuały. Tutaj też nie będę opisywał wrażeń nie tylko kulinarnych z pobytu w Zajeździe pod Kłobukiem, bo historia jego powstania i nazwy, ścisłe wiąże się z postacią Zbigniewa Nienackiego i jego Pana Samochodzika. Polecam Zajazd wszystkim, którzy szukają czegoś więcej niż zwykłej, choćby najładniej przystrojonej jadłodajni.
Syci i zadowoleni, rankiem w dniu następnym, po blisko trzygodzinnym rejsie meldujemy się przy pochylni Buczyniec. Ale cóż to był za etap! O ile wcześniej, pomimo nisko zwisających gałęzi i płycizn dało się jakoś płynąć (problemem bywało wyminięcie się dwóch jachtów), to na tym odcinku niejeden z nas klął na czym świat stoi, wycinając kolejny raz nawinięte na śrubę silnika zielsko. Wypłycenia i silny wiatr powodował, że podniesiony miecz i wyłączony do czyszczenia silnik wpychał łódkę w jeszcze większą i gęściejszą zieleninę i kółko się zamykało. Tylko świadomość, że na Buczyńcu czeka na każdy jacht przygotowany przez Bistro Ślimak zestaw degustacyjny, składający się z trzech rodzajów, w inny sposób przygotowanych ślimaków, pchała nas do przodu i pomimo trudności pozwoliła dotrzeć do celu. A było co próbować: ślimaki po burgundzku, ślimaki nadziewane i snajki (co by to nie znaczyło, gdzie niepośrednią rolę odgrywają cieniutkie plastry boczku). Było co próbować albo delektować, w zależności od podejścia do tego typu potraw.
Tutaj pożegnaliśmy jedną z naszych rejsowych załóg, „Plutek” z Elą i Mariuszem zakończyli już w tym miejscu swoją przygodę z Gościńcami Kanału Elbląskiego i jez. Jeziorak, gdyż obowiązki domowe nie pozwoliły im na dalsze uczestnictwo w rejsie. Powrót tą samą trasa to już inna bajka. Nauczeni doświadczeniem dnia poprzedniego podnosimy płetwy sterowe prawie na „zero”, miecz do góry, silnik na 2/3 mocy i udaje się nam prawie bezboleśnie dopłynąć ponownie do bardzo gościnnej i dobrze znanej już nam przystani Na Wyspie, w Miłomłynie. Tutaj, przy przepięknej pogodzie mamy zamiar spędzić dwa dni odpoczywając, grając w lotki i łowiąc ryby.
Po bardzo intensywnym odpoczynku w Miłomłynie, dniu 16 lipca rozpoczynamy naszą podróż w stronę Ostródy i jez. Szeląg Duży i Mały. Pomimo, że dwie śluzy Ostróda i Ruś Mała, które będziemy pokonywać na swej drodze należą do najmniejszych na szlaku, sam kanał do Ostródy i potem na Szeląg są zdecydowanie lepiej utrzymane i nie tak zarośnięte. Wydawałoby się, że droga na Buczyniec o wiele częściej uczęszczana powinna być bardziej zadbana i bliżej być serca miejscowego Zarządu Dróg Wodnych, ale jak już wcześniej opisując szlak na pochylnie, nic bardziej mylnego. Po drodze zatrzymujemy się na nocleg w Klubie Żeglarskim w Ostródzie, miło, czysto i wszystko co potrzebne na kei.
Wpływając na jez. Szeląg Duży odkrywamy czyste, z wysokimi i zarośniętymi brzegami jezioro, gdzie każdy znajdzie sobie pojedyncze miejsce, aby wśród sitowia zacumować i napawać się przyrodą i ciszą. Tutaj też znajduje się jedyny tej wielkości tunel wodny, którym nawet dużą jednostką możemy, pod nasypami drogi i torami kolejowymi przepłynąć na jez. Mały Szeląg. Niewielu żeglarzy wie o tym miejscu, a pewnie jeszcze mniej miało okazje pokonać jedyną w swoim rodzaju „przeszkodę wodną”. Do drugiej stronie przybijamy do przepięknie położonej i gościnnej przystani PTTK w Starych Jabłonkach.
Kierownik ośrodka, Pan Robert, robił wszystko aby nam umilić dwa dni pobytu, które mieliśmy zaplanowane w harmonogramie rejsu. Mając możliwość obserwacji ośrodka z pozycji przycumowanych do pomostu łodzi, z wielką satysfakcją stwierdziłem, że wszyscy przebywający goście byli traktowani z taka samą życzliwością i gościnnością jak my. Zresztą brak miejsc w domkach kempingowych i na polu carawingowym, najlepiej świadczy o renomie ośrodka wśród odpoczywających turystów.
Piękna pogoda i długie ciepłe wieczory sprzyjały długim wspólnym biesiadom przy ognisku. Jak zawsze, niezawodny, NIEZASTĄPIONY Ryszard G. przygotował dla wszystkich, prosto z dużego gara kulinarną ucztę, w postaci gorącej i pachnącej zupy z wielkimi kawałami mięsiwa, kapusty i fasoli „Jasiek”. Tego smaku i zapachu nie da się opisać, to trzeba pokosztować by potem pamiętać i wspominać.
Rozpoczynamy ostatni, trzeci tydzień rejsu, odbywamy jeszcze jedną nostalgiczną podróż do Zajazdu Przystanek w Piławkach nad jez. Drwęckim. Serdecznie przyjęci i ugoszczeni przez właściciela zajazdu, słuchamy jego historii o odbudowie tego miejsca, pomysłach na zagospodarowanie i rozwój Zajazdu, na przybliżenie historii pobliskich Faltyjanek, ze smutkiem oglądamy pobliskie, już mocno zdewastowane fragmenty byłego ośrodka wodnego, który jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku był w posiadaniu PTTK. Szkoda.
Wtorkowy poranek 21 lipca to czas rozpoczęcia drogi powrotnej na jez. Jeziorak, po drodze po raz trzeci cumujemy w Miłomłynie, by w dniu następnym również odwiedzić przystań w Chmielówce Letnisko. Od tego miejsca nasze dalsze plany rejsowe ulegają zmianie, pierwotnie mieliśmy wracać do Zalewa, ale duży problem z dźwigiem zmusza nas do zmiany kierunku rejsu na południowy, płyniemy do Iławy. Po drodze zostajemy jeszcze na nocleg przy pomostach Związku Gmin jez. Jeziorak na wyspie Mały Gierczak. Ostatnie smażenie złowionych rybek, tradycyjne czyszczenie bakist i czas planować przyszłoroczny rejs.
W związku z tym, że założenia tegorocznego rejsu były inne niż dotychczasowych: krótkie dzienne przebiegi, dużo czasu na zwiedzanie i odpoczynek, postanowiliśmy, że najlepszym miejscem na przyszłoroczny rejs będzie Zalew Koronowski koło Bydgoszczy.
Krótki już odcinek do Iławy, miejsca wyslipowania dźwigiem łodzi, przebiega szybko i sprawnie. Również samo przygotowanie łodzi do transportu i ich załadunek na przywiezione z Zalewa przyczepy, odbywa się bez żadnych problemów. Doświadczenie dźwigowego i dokładność w układaniu łodzi na przyczepach przynosi oczekiwany efekt. Nikt się nie stresuje, nikt nikogo nie pogania, wszystko odbywa się przy śmiechach i rozmowach o zakończonym właśnie rejsie.
A jak ja, jako komandor go oceniam?, trudno być sędzią we własnej sprawie. Niech świadectwem będę deklaracje, nie tylko uczestników tegorocznego rejsu, o chęci wzięcia udziału w przyszłorocznym rejsie.
Sam cieszę się, że rejs, pomimo pandemii. odbył się zgodnie z planem, że wszyscy uczestnicy zachowywali się w pełni odpowiedzialnie przestrzegając wymaganego dystansu społecznego i innych przepisów sanitarnych., że mogliśmy odwiedzić miejsca, o których wielu z nas nie wiedziało, pomimo już kilkukrotnego przepływania koło nich, że mogliśmy spotkać wielu nietuzinkowych ludzi z pasją, że mieliśmy okazje popróbować potraw, o których nigdy wcześniej nawet nie pomyśleliśmy, że zawsze na twarzach uczestników gościł uśmiech i wzajemny do siebie szacunek.
A to jest dla mnie największa satysfakcja i ocena zakończonego rejsu.
Dziękując za wspólne trzy tygodnie spędzone na wodzie, już dzisiaj zapraszam na przyszłoroczny rejs, po równie ciekawym i pełnym tajemniczych miejsc Zalewie Koronowskim.
Komandor rejsu Wojciech Skóra